Rozdział XXI

226 10 1
                                    

To wszystko działo się za szybko. Zdecydowanie za szybko, najpierw zestrzelono żołnierzy kościołu zepsutego boga, następnie prędko dobito lidera jakim był Robert Bumaro, wezwano Dimitriego i Dawida na dół, obmyśleli plan, wykonali go i spoglądali, a jednocześnie żałowali jego konsekwencji... Dlaczego wszystko idzie nie w tą stronę, co trzeba?! Czy naprawdę ta fundacja spadła na tak marny poziom, że każda udana akcja musi za sobą nieść jakieś negatywne skutki? Czemu po prostu nie można było pokonać Dario bez problemu, dopaść Roberta Bumaro w mgnieniu oka i rozkruszyć Ronalda jak się tylko da, i to wszystko zrobić z wystarczającą ilością amunicji, bez jakichkolwiek ran i strat w życiu? Przecież wszystko szło tak dobrzę, los był na ręke fundacji, a gdy jacyś pokręceni ludzie mający fioła na punkcie ich boga z zaburzeniami psychicznymi wpadli na genialny pomysł sabotażowania placówek, wszystko zaczęło padać, jak pieniądze w krótkich partiach hazardowych. Ciągłe myślenie o tym, zawsze inaczej dobierając słowa powoli dawało chęć płaczu. Po prostu padnięcia bezwładnie na ziemię, i rozpłakania się, wiedząc, jakim zerem w tym momencie stała się trójka pozostałych uciekinierów. Co im z tych wykonanych zadań i teoretycznego osiągania sukcesu, skoro zawsze czymś przepłacają? O5 chyba to przewidziało, chciało się napawać widokiem bólu zadawanego ludziom, i zamierzali stale zapisywać swoje obserwację, dopóki ktoś nie powie "dość", albo upadnie na samo dno. Udało im się to. Przynajmniej na przykładzie Dimitriego, problem w tym, że gdy mówił "dość", jedynie co dostawał, to leciutki powiew wiatru, tak żeby mu podświadomie dać do zrozumienia, że rozumieją jego braki sił na to wszystko, ale nie zamierzają nic z tym robić. Tak to ma wyglądać? To skandal. Jeżeli Dimitry publicznie zacznie mówić, że ma dość, to tym razem nie dostanie powiewu wiatru, a przymusowe zadanie wejścia do pustego pokoju z kilkoma innymi, aby go zagazowali. Tyle ma do powiedzenia. Przynajmniej tyle ma, od momentu dołączenia Draco do placówki i zero ingerencji w chaos jaki dział się na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Czy to się zmieni? Dopiero gdy pierwsza na 21 placówek oficjalnie padła, a prawie wszyscy z niej zostali natychmiastowo ewakuowani, O5 skonsultowało się z Polakami i Włochami w celu wysłania wsparcia. Ale gdzie są Amerykanie? Przecież Nine-Tailed fox już dawno tu powinien być, zamiast tego po placówce łażą sami zdrajcy, sekciarze chcący zabrać SCP-808 i same SCP które na widok człowieka rzucają się, brutalnie go mordując! To już nie te same czasy. Nawet dzielne, znane i niepokonane Ará Orún pod dowództwem Jasona Millera nie zaareagowało na to wszystko, a przecież powinni... Czy to aby na pewno nie sen? Niee, sen trwa zdecydowanie krócej... A może jednak? Może to eksperyment, a dzięki niemu sen jest wydłużony? To chyba zbyt realne doświadczenie, aby było snem... Szkoda. Wielka szkoda. Dimitry, dalej nie spoglądając na Dawida i Johna, wsłuchiwał się w dość głośny i zrezygnowany płacz tego drugiego. Takowego nie słyszał od kilku szarych lat... Aż do dziś. Między Johnem a Victorią musiała istnieć dość specyficzna, niewidzialna więź, nikt w życiu by nie pomyślał, że John zapłaczę za Victorią, nigdy między nimi nie było jakichś głębszych relacji, a tu nagle płacz sugerujący totalne załamanie psychiczne? Coś nowego, ale najwyraźniej nikt nie był wystarczająco spostrzegawczy, aby to zauważyć. Wszyscy byli przekonani, że to nic, ale jak zwykle iluzja porządnie działa, nieraz zaskakując ludzki umysł. Dawid popatrzył raz to na zbolałego od swojej błędnej decyzji taktycznej Dimitriego, a raz na zapłakanego śmiercią Victorii Johna. To był widok, jakiego nie chciałby zobaczyć nikt. To straszne, okropne... Czy da się to opisać w satysfakcjonujący i adekwatny do tej sytuacji sposób? Jedni mogą powiedzieć, że tak, inni że nie... Chyba aby mieć jednoznaczny, pełny głos, wszyscy musieliby coś takiego zobaczyć. O ile w ogóle by wytrzymali. Dla większości, mózg wymaga oblepienia sobie ochrony przed takimi widokami, zazwyczaj oblepia sobię kosztem zniszczonych nerwów, załamań psychicznych i bardzo negatywnych wydarzeń... Koszt ten jest zdecydowanie nieopłacalny. Nie w takim przypadku. Do Dawida dopłynęła też frustracja, nie mógł zaakceptować bezradności Rosjanina, który pewny siebie, nagle sobie uświadomił że to jedna z gorszych decyzji taktycznych. Rozwalił resztki dobrej atmosfery, zszokował w złym tego słowa znaczeniu pozostałych dwóch towarzyszy i sam zaczął się w tym wszystkim gubić. Polak, nie wytrzymując płaczu Johna, ponownie skierował się głośnym i agresywnym tonem do starca:
-Dlaczego kurwa teraz milczysz?! Zobacz co się dzieje, już nie masz swoich "genialnych" planów?! Dlaczego teraz nie pomoż-
-Ucisz się, do cholery! Byłeś kiedyś na froncie? Miałeś masowę dylematy o życiu ludzi? Walczyłeś na krwawych, długich polach walki z groźnym wrogiem? Więc zamknij się w końcu, bo zaczynasz być zbędnym bagażem, trzeba było działać szybko i sprawnie, nie mogłem zrobić niczego bardziej sensownego!
-Co mnie to kurwa obchodzi?! Twoje doświadczenie jest tyle warte co gówno, powinieneś był podjąć prawidłowe działanie!
-Przestań pyskować gnoju bo staram się być miły i spokojny, świetnie, że mi w tym pomagałeś, skoro doświadczenie się dla ciebie totalnie nie liczy, to dlaczego sam nie postanowiłeś wziąć spra-
-ZAMKNIJCIE SIĘ OBAJ, NIE POTRAFICIE POSTAWIĆ DOBRYCH ARGUMENTÓW ANI POSZANOWAĆ CZYJEJŚ ŚMIERCI, PRZESTAŃCIE!- John zaczął dalej mówić jąkliwie i przez łzy- P-przestańcie...- John znów zalał się łzami, ponownie patrząc na ciało Victorii, a obaj skłóceni ze sobą kompani, zaczęli na to patrzeć, automatycznie milknąc. Obaj sobie uświadomili, że to rzeczywiście średni moment na kłócenie się, a wymiana argumentów wyglądała co najmniej śmiesznie. Wszyscy tu zaczęli się powoli gubić w tym, co robią... Im dłużej tak stali, milcząc i ciągnac po głowie scenę zastrzelenia niewinnej dziewczyny, tym bardziej John zachowywał się co najmniej dziwnie. Zaczął coś mamrotać totalnie niezrozumiałego, walić pięścią w podłogę, potem lekko się gibał, a finalnie, zostawił Victorię w spokoju, oparł się o bladą ścianę, i z lekko opanowanymi emocjami, szlochał, gapiąc się beznamiętnie w tego samego, bladego koloru podłogę. Dawid, niepewny swoich czynów jakie w tym momencie chciał wykonać, powoli podszedł do Johna, kucnął obok niego i zaczął coś do niego cicho mówić. John na niego popatrzył smutno, wsłuchując się w jego przemowę, Dimitry jednak od razu się domyślił po jego wyrazie twarzy, że jakoś mu obojętne te słowa. Jedyne co można by było w tym momencie zrobić, to tylko go bardziej zdenerwować i zasmucić, co przecież nie jest celem obu kamratów. Dawid tak do niego gadał około pięć czarnych minut, aż John wstał, założył ręce na biodra i popatrzył się na Victorię, wypuszczając jeszcze kilka łez. Próbując przełamać smutek, założył jednak ręke na swoją twarz, aby zakryć to, że znów wypuszcza wodospad łez. Nigdy nie czuł się tak marnie. Był oznaką odwagi, asertywności i silnego zachowania zimnej krwi, ale teraz było to ponad jego siły. Nie pozostało mu nic, jak rezygnacja. Dawid wstał za nim, i dalej starał się go pocieszyć, ale ten już totalnie go nie słuchając, zarzucił:
-Musimy iść... Nie chcę po prostu na to patrzeć...- John podszedł do zwłok jednego z żołnierzy i podniósł jego karabin. Po chwili milczenia i próby poukładania myśli, odezwał się do stojącego Dimitriego. On, mimo pożałowania swoich decyzji, podszedł do tego najbardziej chłodno, ani nie wypuścił łzy, ani nie miał przeraźliwych wyrzutów sumienia, ani nie myślał o tym szczególnie. Szkoda mu było tego wszystkiego, ale było wystarczająco dużo podobnych akcji w jego życiu, żeby takie zagrywki na niego działały. Mimowolnie, lekko go przejęła ta porażka.
-... Dostałem z Victorią polecenie od jednego z naukowców z którym współpracowaliśmy, abyśmy dostali się do biura Draco. Wiem gdzie je ukrył, ale potrzeba kodu, który muszę znaleźć. Mam kartę dostępu poziomu 4, ale nic więcej- Powiedział to nieco cicho i bezemocjonalnie, dalej przeżywał to wszystko. Prawdopodobnie zostanie już tak przez całą podróż. Dimitry momentalnie zainteresował się tą sprawą. Odkrycie biura Draco? To coś zapewne bardzo niebezpiecznego, ale ciekawego i rewolucyjnego dla losów fundacji. Zdobycie dostępu do rzeczy znajdujących się w biurze tajemniczej persony, dla najbardziej ciekawskich byłoby czymś, przez co nie przeszliby obojętnie, a nawet bez tej cechy taka opcja bardzo mocno kusiła. Zainteresowany Dimitry, ostudził jednak zapał i zamierzał najpierw zająć się priorytetem- Rozmowa z Administratorem. Dimitry podzielił się swoimi własnymi problemami, starając się przełożyć zadanie z kodem.
-My też mamy pewne polecenia. Pierwsze zostało już wykonane, muszę je zgłosić do odpowiedniej osoby. To zdecydowanie ważniejsze, więc jeżeli twoje zadanie nie goni czas, to niestety, ale nie zamierzam tego przekładać na skalę priorytetową, chyba, że idziesz swoją drogą- John westchnął ciężko, ale zgodził się na taki układ.
-Ok...- A Dimitry po prostu skinął głową że rozumie, zabrał karabin jednym z ciał, i zanim ruszył na górę, rzucił ostatnim pytaniem, z czystej ciekawości.
-Jak miał na imię ten doktor?
-Dominik...- Dimitry ponownie skinął głową, po czym ruszył z pozostałymi przy życiu towarzyszami. To imię było mu dość znane, ponieważ z Dominikiem miał swoje znajomości. Był radosnym optymistą, który mimo wszystko był i podejrzanym desperatem, ale też wiernym przyjacielem. Ta pierwsza, bardziej negatywna cecha często odstraszała innych, ale Dominikowi to nie przeszkadzało, ponieważ trzymał się już w swojej grupce. Julian, Ray, Howard... Kto tam jeszcze był? Było ich około pięciu, sześciu, może siedmiu, kto wie... Pamięć Dimitriego zawodziła, zwłaszcza, że z nich wszystkich znał tylko Dominika i Raya, który jak na naukowca, był zdecydowanie zbyt wyluzowany, aż nadto wyluzowany. Chodziły plotki, że prawie nie zdał szkoły przez swoje krytyczne zachowanie, ale mało osób czytało o jego danych, a już tym bardziej o sytuacji w szkole, więc nikt tego nie potwierdził, a sam Ray na ten temat milczał. Nie wiadomo co się z nimi stało, ale wygląda na to, że ich największa perła w drużynie, czyli sam Dominik, pożegnała się z tym światem. Przynajmniej pozostawił po sobie kogoś z personelu klasy D do odkrycia zagadki na temat tożsamości dyktatora, a ten, rozniesie to do już bardziej zaufanego dla fundacji człowieka, czyli do Dimitriego. To może wypalić.

SCP: UpadekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz