Rozdział XIV

273 17 2
                                    

Czy to miał być koniec? Czy ostatnie chwile życia Victorii i Johna miały się skończyć właśnie w taki sposób? Ani John, ani Victoria nie mieli szans z bardziej liczebną i lepiej uzbrojoną strażą, zwłaszcza, że ból jaki przeżywał postrzelony chłopak był nieznośny, a krew która lała się z jego brzucha tak po prostu nie przestałaby uciekać. To nie bajka, i już początki w tym szalonym miejscu na to wskazywały. To koszmar. Koszmar, z którego, w teorii, nie dało się uciec. Można było myśleć i kombinować na różne sposoby, ale niestety, bez odpowiedniego doświadczenia i podejścia do sprawy, ucieczka nabierała trudności na skalę niemożliwą. John spojrzał z zacisniętymi zębami na swoją trzesącą się, mokrą od krwi ręke, a potem na karabin, który ledwo co trzymał. Zaczął się bać. Starał się utrzymać jak najdłużej zimną krew, ale nie potrafił. Świadomość, że za jakiś czas umrze, albo co gorsza będzie jeszcze torturowany i wyniszczany psychicznie nie dawała mu spokoju. Ci wszyscy ludzie wydawali się chorzy, bezwzględni i z brakiem pojęcia czym jest litość, tak jakby nigdy tego nie poznali albo im to wybito z głowy. Ostatni raz, gdzie John skierował swój wzrok, to na naukowca i strażników. Śledził ich dalsze ruchy, chciał wiedzieć, co się teraz stanie i jak to się oficjalnie skończy... I doczekał się rozwoju akcji, ponieważ naukowiec przemówił:
-Dwóch członków Personelu Klasy D, jeden uzbrojony w karabin maszynowy, kłócą się przy wyjściu z placówki w postaci Sektora B, ale coś najwyraźniej nie wyszło... Szkoda. Mieliście okazję popatrzeć chwilę na prawdziwe niebo i poodychać świeżym powietrzem. Chwilę, bo armia by was wszystkich powybijała, jak kaczki. To śmieszne i zarazem żałosne, ale nic na to nie poradzimy. Wy wszyscy robicie sobię nadzieję, nie wiedząc nic o tym miejscu, i kiedy w końcu komuś z was uda się dotrzeć do rzekomej linii mety, nagle, wszystko się niszczy, jesteście wielce przerażeni i zaskoczeni nagłym zwrotem akcji, kiedy was złapią... Doprawdy, zabawne- Naukowiec był ubrany w biały,  czysty kitel z nadrukiem na piersi "SCP" i ich znanym już logiem. Miał szare spodnie i czarne, wypolerowane buty wojskowe. On sam był latynosem, miał krótkie, czarne włosy spięte w krótki kucyk, gęste brwi, piwne oczy i malinowe usta. Był również bardzo chudy, wysoki i niezbyt umięśniony.Popatrzył się na Victorię zrezygnowanym wzrokiem, pełnym żałości i wyśmiewczwości z niej i jej towarzysza. Odezwał się po raz kolejny:
-Twój kolega myślał, że kiedy potrzyma przez jakiś czas prawdziwy karabin maszynowy to jest najlepszym na świecie żołnierzem... Pozwól, że pokaże ci, ile jest tak naprawdę wart- Naukowiec spojrzał na jednego strażnika, machnął lekko głową w stronę Johna, a ten oddał strzał. Nie była to jednak prawdziwa amunicja, która miała go zabić, a strzałka usypiająca, która trafiła Johna w ramię. Ten chciał ostatnimi siłami postrzelić latynosa w głowę, ale ostatecznie padł uśpiony... Mężczyna wrócił wzrokiem na Victorię, a ta cicho zaczęła płakać, unikając jego niepokojącego wzroku.
-Zawsze mnie interesowało, czy będzie kiedyś osoba z Personelu Klasy D, której uda się uciec. W mojej karierze nie wydarzyło się to ani razu, tak się stało też i tym razem... Dobra, koniec tej gadki, uśpijcie ją i idziemy, muszę się napić i przy okazji skontaktuje się z Rządem- Już w ciągu kilku sekund, ten sam żołnierz oddał kolejny strzał, tym razem w Victorię. Strzałka ją trafiła w okolice brzucha, i tak jak w przypadku Johna, usnęła...

~Tymczasem~
Burzliwa i nieciekawa atmosfera dalej stała pomiędzy Mikie'm, a Dawidem. Wciąż, jedna strona nie dogadywała się z drugą, a Mike'owi nie było ani trochę spieszno przeprosić Dawida i uznać, że obaj są dobrym zespołem i razem ze sobą świetnie współpracują. Dawidowi było jeszcze ciężej nosić Dimitriego i akceptować jego ciężar, ale nie pokazywał, że ma dość i Mike miał jakikolwiek problem. Wszystko się zmieniło, kiedy po 14 minutach chodzenia po placówce, nagle, ktoś oddał strzał z dołu. Pocisk trafił prawie Dawida, na szczęście, wylądował jedynie w ścianie. Mike od razu załapał, że trzeba reagować szybko, a więc nie zważając na nieprzytomne ciało Dimitriego, rzucił się z Dawidem i strażnikem na ziemię. Dawid już chciał go zwyzywać i zapytać z pełnią irytacji "Co ty robisz?!", ale i on szybko sobie uświadomił, że to sprawa życia i śmierci. Ulokował się bliżej do ściany, oparł Dimitriego i sam się zwinął w kulkę. Podobnie zrobił Mike, ale on podniósł karabin wyżej, ścisnął go i przygotował sie na strzelanine. Nie byle jaką strzelanine, bo szybko wyszło na jaw, że atakujących jest więcej, ponieważ fala pocisków porozwalała szyby, a kawałki bezwładnie spadły na Dawida, Dimitriego i Mike'a. Cudem, nikomu nic się nie stało, ale złym pomysłem było ruszanie się nieuważnie i kładzenie się na ziemi, lub chociaż samo klękanie. Dawid odezwał się w pełni przerażony:
-ZRÓB COŚ! SKORO TAK ROBISZ NAJWIĘCEJ, TO URATUJ NAM DUPSKA ZANIM W NAS WPAKUJĄ OŁÓW!- Odezwał się, nawiązując do poprzedniej rozmowy. Nie zważał na nerwy Mike'a i że go tylko prowokuje, był bardzo wkurzony i zamierzał korzystać właśnie z takich okazji, aby mu wypominać, jak się jeszcze niedawno przechwalał swoimi "bohaterskimi" zasługami. Mike ścisnął zęby, od razu się skapnął, o co chodzi jego towarzyszowi, ale to nie czas na kłótnie i bójki, rzeczywiście, musiał się ich pozbyć, bo inaczej będzie na odwrót. Żaden z dwójki uciekinierów nie wpadł na pomysł negocjacji i rozmowy, jedyne co im wpadło do głowy, to potraktowanie ich tym samym- Bronią palną. Mike wychylił się powoli i lekko, zauważył, że jakiś dziwny mężczyzna w masce przeciwgazowej, ubrany w czarne kozaki i bardzo długą, szarą szatę przebiega z biurka do biurka. Chłopak wrócił do skulonej pozycji, i podzielił się swoimi dziwnymi obserwacjami z Dawidem:
-To jakieś zjebańce...
-Co?- Odezwał się Dawid, marszcząc brwi i zastanawiając się, co ma na myśli Mike. Mike był typem ludzi którzy lubią czasami palnąć coś głupiego, ale też dwuznacznego, a więc nie dało się tego perfekcyjnie zrozumieć. Towarzysz jednak szybko pospieszył się z wytłumaczeniami:
-Te głąby mają maski przeciwgazowe na twarzy, jakieś szare szaty i czarne kozaki, a przynajmniej jeden z tych pojebów. Czekaj, sprawdzę dokładniej...- Mike wychylił się po raz kolejny. Udało mu się zlokalizować kolejnych trzech, ubranych tak samo. Każdy był za jakimś biurkiem. Jeden się wychylił i oddał strzał, mało brakowało, a Mike by padł na ziemi martwy. Na szczęście, udało mu się zwinąć w porę.
-No jakie jaja, każdy tak samo ubrany! Jakaś sekta dla debili!
-Dobra, nie gadaj, tylko strzelaj!- Dawid zwinął się wystraszony strzałami bardziej, i czekał na ruch Mike'a. Ten, szybkim i energicznym ruchem wstał, i zaczął strzelać do odsloniętego mężczyzny w szacie. Udało mu się go trafić w nogę, ten krzyknął przez maskę z bólu, ale nie padł tak, aby można go było trafić w głowę. Jeden z "sekciarzy" wychylił lekko głowę, zaniepokojony stanem rannego, a Mike z niesamowitą precyzją i dokładnością go postrzelił, po czym padł martwy. Następny, powiedział coś w zupełnie obcym, brzmiącym dziwnie języku, a do uszu Mike'a i Dawida dotarł dźwięk puszczania zawleczki...
-GRANAT, COFAMY SIĘ!- Wrzasnął Mike.
-A Dimitry?!- Mike spojrzał na Dawida, który totalnie się wystraszył i powoli panikował. Mike nie mógł czekać, musiał podjąć decyzję, ale patrząc na to, że Dawid chce utrzymać Rosjanina przy życiu, wolał zgrywać osobę, która chcę mu pomóc.
-Bierz go i uciekamy!- Dawid szybkim i zwinnym ruchem wziął go pod pachę, i właśnie w tym momencie rzucono granat. Mike pomógł Dawidowi, i szybko przedostali się do drzwi. W momencie, kiedy je zamykali, granat wybuchł, wzdrygając polaka.
-Było blisko...- Odezwał się przestraszony do szpiku kości Dawid. Czuł, że nie uda mu się uciec, a eksplozja rozwali go, wraz z Dimitrym.
-Zostań tu, a ja dobiję resztę tych nieudaczników- Mike otworzył drzwi guzikiem, i szybkim ruchem wślizgnął się pod ściane, szatkując sobię nogi. Przez ten czas, wrogowie przygotowani oddali kilka strzał, ale Mike o tyle ich wyprzedził, że ślizg zrobił praktycznie od razu, dlatego nie wyszedł w 100% perfekcyjnie. Mike sie poprawił, uprzednio raniąc sobię dłoń. Rany szczypały go mocno, ale krew ledwo co się nabierała, a więc nie było bardzo źle. Mike, próbując zignorować ból, sam się wychylił i strzelił w szyje przeciwnika. Ten padł, a krew zaczęła pryskać, tworząc plamę z czerwonej cieczy. Jedna z kul przeleciała dosłownie kilka milimetrów obok jego ucha, przez co usłyszał szybki, przerażający świst. Mike kucnął, i kiedy usłyszał jakieś kroki, ponownie wstał. Tym razem, jeden z nich się przemieszczał do najprawdopodobniej tego rannego, u którego krwi było coraz więcej. Mike postrzelił go w biodro, a potem na dobitkę w głowę. Potem, jedyne co było słychać, to ryki rannego, najwyraźniej coś chciał w ten sposób zrobić. Dawid szybko wziął Dimitriego pod pachę, wychylił się bardzo ostrożnie i zapytał się cicho:
-Już po wszystkim?
-Ta, jest jeszcze tamten, zaraz go dobiję tylko oczyszczę rany bo się skaleczyłem...- Powiedział, patrząc na niezbyt poważne, cienkie i krótkie rozcięcie lewej dłoni. Dawid wpadł na coś innego:
-Czekaj!- Powiedział szybko, i już pewniej. Mike na niego spojrzał.
-Co?
-Oczyść to, i zamiast go zabijać, przesłuchajmy go. Może coś wie?
-Te dzikusy? Wątpię, ale ok...- Po czym chłopak odłożył broń na ziemię i otworzył apteczkę, aby oczyścić lekkie nacięcia po rozbitych kawałkach szkła...

SCP: UpadekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz