Rozdział VII

387 25 0
                                    

Kiedy u Johna, Victorii i Dominika panowała burzliwa atmosfera, Dawid i Mike przechodzili przez metalowy most do kolejnych drzwi.
-Dawid, wiesz co widziałem?- Zapytał Mike. Był na tyle znudzony że pozostała mu tylko rozmowa.
-Hmm?
-Jakiegoś stwora pokrytego czymś zielonym. Był wychudzony i miał jakieś rany po nożu. Kurwa, ta placówka jest tak pojebana...
-Dopiero teraz to stwierdzasz?- Powiedział Dawid.
-W sumie to zawsze uważałem życie za pojebane, więc...- Mike się zaśmiał cicho. Dawid tylko westchnął.
-Mi nie jest do śmiechu... Nie wiemy gdzie jesteśmy tak dokładnie, co się tu dzieje i jak stąd uciec. Dodatkowo Marcus już odszedł od naszego świata wraz z Jeffem i nie wiemy co z resztą.
-Spokojna twoja głowa, pewnie żyją. John i Carl to nie lamusy, Victoria też nie byle jaka babka- Powiedział Mike ignorując wiadomość o śmierci Jeffa.
-Ty zawsze masz wyjebane z powagi sytuacji czy mi się wydaje?
-To pierwsze- Mike ponownie się zaśmiał. Dawid tylko przewrócił oczami.

Mijały kolejne minuty i coraz więcej korytarzy zostało mijanych. Placówka była ogromna, to można było stwierdzić z łatwością. Pytanie tylko, czy uda się w końcu komuś opuścić to chore miejsce? Po jakimś czasie nie można jednak było tego powiedzieć o Carlu. Mike i Dawid na jednym z korytarzy zobaczyli świeżą krew na ścianie a pod nią leżącego Carla. Jego skóra była rozszarpana a jelita na wierzchu. Dawid zrobił duże oczy i wpadł w stres.
-Boże...- Dawid spojrzał na Carla smutnym wzrokiem.
-Biedaczek- Mike westchnął- Lamusem nie był ale nie miał też dużo szczęścia- Stwierdził z kwaśną miną- Ruszajmy. Nie czas na płacz. Pomścimy go.
-Jasne...- Powiedział ponuro Dawid i szybko przeszedł dalej. Mike za nim.

U obu grupach panowała cisza przez długi czas. Dopiero u Dominika, Johna i Victorii wydarzyło się coś po paru minutach. W podobnym miejscu gdzie Dominik rozmawiał z naukowcem stał Naukowiec z 4 Poziomem. Trzymał on karte dostępu Poziomu 4 i stał z dwoma innymi strażnikami wyposażonymi w karabiny.
-O nie... Stójcie!- Powiedział cicho a Victoria i John się zatrzymali w miejscu, gdzie Naukowiec ich nie zauważy.
-Kto to?- Zapytał John.
-Henry Goln. Totalny dupek, przyjaciel tego kolesia o którym wam mówiłem. Jest Naukowcem Poziomu 4 i pracuje tu dwa lata więcej niż ja. Ma totalną ochrone bo wie, że za współprace z tym frajerem mogą go zaatakować. Tamten ma jeszcze jednego przyjaciela ale teraz to nie ważne- Dominik wyciągnął rewolwer- Mam 5 naboi. Muszę się go pozbyć, przy okazji zdobędziemy karte.
-Oszalałeś?! Nie masz szans!- Powiedział John zmartwiony o Naukowca.
-Spokojnie. Nie umiem dobrze strzelać ale poradze sobie- Dominik ustawił się w pozycje gdzie nikt go nie zobaczy i wsłuchiwał się w słowa Naukowca. John i Victoria również próbowali to zrobić.

-Dobra panowie, trzymajcie broń wysoko. Przedostaniemy się do SCP-079 i spróbujemy przy jego pomocy uciec z tego miejsca. Zabijajcie każdego człowieka Personelu Klasy D, bierzcie wszystkie ciekawe SCP. Jak wyjdziemy to damy to Draco.
Dominik zacisnął rewolwer i nie czekając, oddał strzał w głowe Naukowca. Ten padł na ziemie martwy a strażnicy zauważając Dominika, oddali fale strzał w jego strone. Ten się schował i od czasu do czasu strzelał do strażników. Jakimś cudem udało mu się ich zabić, jednak rewolwer nie miał amunicji.
-Cholera, nie mam broni- Dominik zszedł na dół a John i Victoria poszli za nim. Nie wiedzieli czy będzie w stanie ich coś jeszcze zaskoczyć. Na dole, Dominik wziął karte i schował ją do kieszeni.
-Mamy karte, teraz musimy albo iść do Sektora A lub B, albo spróbować odkryć prawde. Wolałbym jednak to drugie- Dominik wziął karabiny i załadował amunicją oraz wziął jeszcze dodatkową. Jeden wręczył Johnowi- Pomożecie mi? Obiecuje, że spróbuje wam pomóc uciec. Po prostu tylko pomóżcie mi odkryć prawde. To moja jedyna okazja, inaczej będe już stał w tym usranym miejscu na zawsze, a ten gnojek będzie dowodził tą placówką do swojej śmierci.
Victoria spojrzała na Johna dając mu znać, że to on ma podjąć decyzje. John chwile milczał i złapał za karabin.
-Pomożemy.
-Dziękuje- Dominik się uśmiechnął i rozejrzał po miejscu.
-Ale mam jeszcze jedną prośbe oprócz ucieczki.
-Jaką?- Zapytał Naukowiec.
-Nie jesteśmy sami. Mówiłem ci że nas złapali podczas imprezy z przyjaciółmi. Oni też gdzieś chodzą po tej placówce, być może jeszcze wielu z nich żyje. Nie chce się stąd ruszać dopóki ich nie odnajde.
Dominik spojrzał Johnowi w oczy z uśmiechem- Pomoge ci ich odnaleźć. Obiecuje.
John odwzajemnił uśmiech- Tak właściwie... Czy ten Henry nie wiedział coś na temat tej sprawy?
-Nie. Henry dostał tylko ochrone i informacje które dawno zdobyliśmy. Ale dałbym sobie uciąć ręke że nic nie wiedział na temat nagłej zmiany dowództwa nad placówką.
-Rozumiem.
-Więc... Ruszajmy- Dominik szybko ruszył do drzwi a John i Victoria za nimi. Ciekawe, czy obietnice Dominika się spełnią...

SCP: UpadekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz