Rozdział XVIII

233 12 2
                                    

Ciemność. Była to jedyna rzecz, która dotrzymywała nieprzytomnej parze towarzystwa. Nie wiadomo, co wydarzyło się od momentu utraty przytomności, znając jednak oblicza naukowców oraz ich ochrony, zapowiadało się na bardzo nieciekawą pobudkę. Mogli ich wykorzystać, pozostawić na brutalną pastwę losu z jakimś groźnym SCP albo przetrzymywać w klaustrofobicznym, ciemnym miejscu, jeszcze gorszym od ich poprzedniej celi. Opcji było wiele, wszystkie niezbyt kolorowe, prowadzące drogą do porażki i zatracenia. Trzeba było czekać... Czekać, aż los wykuje dalsze wydarzenia, i wykuł. Niestety, po drodze coś musiało nie wyjść...

Pierwszy obudził się John. Powoli uniósł powieki i zauważył, że jest przykuty kajdankami do dość grubej, białej rury. Mógł się również poskarżyć bólami pleców i szyi jakie mu w tym momencie towarzyszyły. Był w pozycji siedzącej, obudził się, oparty o wcześniej wspomnianą rurę. Obok niego siedziała wciąż nieprzytomna Victoria, oddychała spokojnie i regularnie, więc najprawdopodobniej było z nią ok, a samemu Johnowi ulżyło. Jego brzuch był dość mocno opatrzony, nie bolał jednak jakoś szczególnie, a na opatrunkach był widoczny ślad świeżej jeszcze krwi po postrzale. Nie wyglądało to apetycznie, dlatego zakuty towarzysz starał się zignorować opatrunki. Rozglądając się, zauważył, że jest w czymś na rodzaju podziemnego pomieszczenia. Biała podłoga, ściany i sufit, oprócz tego masa monitorów z kamerami, mikrofon, ogromna ilość guzików czy przełączników, i inne tego typu sprzęty. Nad tym całym ustrojstwem siedziało dwóch naukowców- Jeden, znany już Johnowi latynos który dopadł ich przy wyjściu, i jakiś bardzo wysoki, chudy, łysy i dość silny naukowiec. Reszta detali nie była za bardzo widoczna. Wyjście z tego miejsca prowadziły schody na górę, których strzegło dwóch strażników, samych kompanów obserwowała pozostała szóstka żołnierzy. Jeden skierował się do naukowców:
-Obudził się jeden z nich!- Pierwszy, i jako jedyny odwrócił się latynos. Spojrzał najpierw na obserwującego strażnika, a potem na przykutego, przytomnego już Johna. Uśmiechnął się lekko, ale jednocześnie przerażająco, powodując niepokój na ciele uciekiniera. Naukowiec mruknął coś do łysego kompana, po czym wstał i podszedł do mężczyzny, kucając.
-A więc, Johnie Brimmerze, witaj w naszym... Nazwijmy to, schronie- Powiedział to swoim niezwykle spokojnym, ale jednocześnie magicznym tonem. Miał namalowany na swojej twarzy fałszywy uśmieszek, który od razu dawał znać, że może być niemiło.
-Kim jesteś...?- Zapytał John, próbując jakoś wybrnąc z tej sytuacji. Na pewno nie było to proste, ale możliwe. Trzeba było czekać tylko na odpowiednią okazję.
-Ja? Hah, nie musisz tego wiedzieć. Powiem ci nawet więcej, nie masz prawa o tym wiedzieć. Jesteś tylko naszym obiektem testowym, brzydko mówiąc, zabawką, abyśmy mogli dojść do pewnych wniosków, badając nasze złapane byty. Starałeś się od tego uciec, nie wyszło, i zagwarantuje ci że takiej drugiej szansy nie zyskasz. Podobnie jak twoja koleżanka. Uprzedzając cię, trochę sobie tu posiedzisz. Skontaktujemy się z innymi, przylęcą po nas Włosi i wrócimy do poprzedniej rutyny. Znów będziesz naszym testerem, a po miesiącu... Zobaczysz niespodziankę. Siedź tak sobie i nie sprawiaj nam problemów, to nie będę musiał ci zadawać niepotrzebnego bólu, dobrze?- Latynos wstał, śmiejąc się cicho do samego siebie po czym wrócił do pracy. John przeklnął siebie samego pod nosem, że dał się wkręcić w ten cały interes z Dominikiem. Co mu w ogóle wpadło do głowy? Czy naprawdę myślał, że jakiś zdesperowany naukowiec dotrzyma słowa i uratuje jego przyjaciół? Czy naprawdę myślał, że to się uda? Nie mógł uwierzyć w jak okropne bagno się wpakował i jak krytyczne konsekwencje przez to otrzymał, ale nie miał wyjścia. Musiał kombinować, i uniknąć konfrontacji z wrogiem. Tylko jak...? W czasie tego silnego przemyślania planu, obudziła się i Victoria. Na widok Johna oraz tego, w jakiej sytuacji się znajduje, zaczęła się szarpać. John starał się ją uspokoić, ale strażnik był pierwszy... Podszedł do niej i wymierzył jej dość silnego plaskacza, po którym się lekko zwinęła. Strażnik spojrzał potem na Johna, który unikał jego wzroku, po czym wrócił na swoje miejsce. Victoria zaczęło cicho szlochać, a John dalej milczał ze spuszczonym wzrokiem. Nic nie zapowiadało się na dobre zakończenie...

SCP: UpadekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz