7

224 19 4
                                    

Isabella

Byliśmy już w domu u chłopaków. Nikt z nas chyba nadal nie wierzył w to co się stało.
Siedzieliśmy teraz w salonie WSZYSCY dosłownie wszyscy zapłakani.
Harry, Liam, Zayn, Niall, Cameron, Michael, Norman, Meghan i ja.
Ja nawet załamana nie byłam. Załamana to było za mało powiedziane.

Siedziałam wtulona w Meghan a do mnie przytulony był Niall.
Nie wiedziałam co teraz będzie.
Nie wyobrażałam sobie tego.

To był jeden wieczór i czysty przypadek kiedy go poznałam a zmienił połowę mojego życia.
Tak, był wkurzający i miałam cholerną ochotę go zabić ale minęła godzina od tego pieprzonego wypadku a ja się czuję jakby to była cała wieczność.

Nawet Meghan spoważniała co u niej zdarza sie bardzo rzadko. Wypłakiwałam się w jej bluzę o ona obejmowała mnie swoją ręka i starała uspokoić.

Po dobrych dwóch godzinach milczenia, rozpaczania i płakania odezwał sie Harry.

-Dobra...słuchajcie idziemy spać. Dziewczyny wy...-nie dokończył. Wiedziałam co chciał powiedzieć, ale nie mógł. Miał napuchnięte oczy i mokre policzki. Tak jak prawie wszyscy tutaj łącznie ze mną.
Z naszej dziewiątki siedzącej tutaj tylko Meg była opanowana i starała się nas uspokoić.

W końcu wyszło na to, że wszyscy pozasypialiśmy tak jak siedzieliśmy. Przed oczami cały czas miałam obraz czerwonego chevroleta camaro spadającego z mostu pod pociąg a następnie do rzeki.
Chciałabym, żeby to był sen...

Harry

Kiedy otworzyłem oczy i rozglądnąłem się po całym pokoju uświadomiłem sobie, że to co się wczoraj zdarzyło było naprawdę.
Nie był to pieprzony koszmar.

Co ja mam niby teraz robić? Straciłem kogoś kto nie dość, że był dla mnie jak brat, był moim zastępcą, jedym z najlepszych kierowców i jednym z osób które potrafiły przystosować się do każdej sytuacji to był przede wszystkim przyjacielem.

Wszyscy byliśmy załamani. Nawet Liam, który nigdy nie okazywał swoich uczuć.
Był strasznie skryty i zamknięty w sobie do czasu kiedy poznaliśmy Ise i Meghan.
Od tamtej pory złagodniał.

-Fuuuuuck!-usłyszałem krzyk z kuchni. Musiała to być Meghan bo tylko jej tu nie było.
Wstałem po cichu żeby nikogo nie obudzić i udałem się do dziewczyny.

-Hej...-powiedziałem cicho, przecierając wciąż mokre oczy.

-Ummm...hej...-odpowiedziała brunetka wycierając rozlane mleko. -Chciałam wam zrobić śniadanie ale moje umiejętności kucharskie...lepiej ich nie komentować...

-Kawa wystarczy...-powiedziałem tak cicho, że prawie szeptem. Po chwili milczenia znów się odezwałem.-Meghan co ja mam robić?-dziewczyna najwyraźniej nie spodziewała się tego pytania. Czułem jak do moich oczu napływają łzy, ale starałem się pohamować żeby za chwile się przed nia totalnie nie rozkleić co z resztą wczoraj zrobiłem.

-Nie wiem Harry. Oboje dobrze wiemy kim był Louis i nikomu nie będzie łatwo...-przerwała-Ale musimy jakoś żyć dalej...

-To nie takie proste Meghan...Kogo niby mam wziąć na zastępcę? Wiem, że to Nialla znam od dziecka i ufam mu jak mało komu ale dobrze wiemy, że on się nie sprawdzi... Ja nie chcę nikogo innego na zastępcę, rozumiesz? Muszę tam jechać, przecież nie mogę tego tam tak zostawić...-brunetka milczała. Nie chciałem poruszać nawet kwestii pogrzebu bo nie wytrzymał bym tego.

Spojrzałem za okno, pochmurny poranek idealnie wpasowywał się do naszej żałoby. Razem z dziewczyną zrobiliśmy cały dzbanek kawy i wróciliśmy do reszty.

Meghan

Ten dzień to był istny koszmar. Nikt nawet na krok nie ruszał się z salonu poza Normanem który musiał iść do domu i mną która wszystko robiła.

Chciałam choć chwilę posiedzieć z Bellą ale nie mogłam.
Cały czas coś komuś przynosiłam i podawałam.
Oni myśleli, że mnie śmierć Louisa nie ruszyła.
Ruszyła, tylko że ja cierpiałam w tym przypadku w inny sposób. Cierpiałam wewnątrz i starałam się tego nie okazywać bo wiem, że oni wszyscy w tym momencie potrzebują kogoś kto ich pocieszy choć dla mnie to nie było łatwe zadanie.

Wyszłam do sklepu bo szafki chłopaków świeciły pustkami. Przy okazji wstąpiłam jeszcze do apteki po jakieś leki uspokajające.
Zrobiłam niewielkie zakupy, żebym była w stanie je unieść i kiedy wróciłam od razu skierowałam się do kuchni żeby coś ugotować o ile mogę to nazwać gotowaniem bo bardziej bym to ukierunkowała do spalania kuchni niż do gotowania.

Kiedy weszłam do kuchni, zobaczyłam Liama siedzącego przy oknie i patrzącego w zachmurzone niebo. Wzięłam krzesło i przysiadłam się do niego.

-Dlaczego ja nie mogłem jechać za niego?! Dlaczego to on zginął!?-krzyknął a ja otworzyłam usta żeby coś powiedzieć jednak on mi przerwał.-To napewno sprawka Georga. Wszystko się zgadza, tak jak podczas wypadku Zacka. To samo miejsce, wtedy też kierował Louis!-na chwilę zamilkł po czym westchnął cicho.-Straciłem brata...to boli..

Moje słowa byłyby tu zbędne więc po prostu go przytuliłam. Nadal kochałam go tak samo jak wtedy kiedy leżał w szpitalu. Jednak ja mam swój charakter i poczekam aż on zacznie coś robić w tym kierunku. Nie chcę się mu narzucać. Dajmy sobie czas.
Chłopak odzajemnił uścisk i siedzieliśmy tak dłuższą chwilę.

-Muszę doplnować Bellę żeby nic sobie nie zrobiła...-westchnęłam.

-Na razie to nie ma jak wstać bo Niall nadal przytulony do niej wypłakije się w jej koszulkę...-powiedział brunet.

Louis

Kiedy lekko otworzyłem oczy czułem jak cały świat przede mną wiruje.
Czułem okropny ból.
Bolało mnie dosłownie wszystko.
Nie pamiętałem co się stało, jedynie ciemność.
Zraz po tym jak zdołałem szerzej otworzyć oczy dostrzegłem, że leżę w okropnie pogniecionym samochodzie, na dodatek jeszcze w wodzie.
Lodowata woda co jakiś czas dotykała mojego ciała.
Choćbym nie wiem jak chciał nie mogłem się wydostać.
Ile tu już leżałem? I w ogóle dlaczego tu leżałem?

Teraz do głowy nasuwało mi się milion pytań.
Kim ja właściwie jestem?
Czułem się coraz gorzej, bolała mnie głowa i wszystko inne.
Każdy najmniejszy ruch, był dla mnie wysiłkiem co łączyło się z nieziemskim bólem.
Z tego co zdołałem zauważyć przez "przednią szybę" której raczej już nie można było nazwać przednią szybą bo szyby nie było tam już prawdopodobnie od dawna, byłem wśród jakiegoś pola.

Przekręciłem głowę w bok.
Ból, ogromny ból.
Odłamek szkła spadł z resztek szyby i wbił mi się w brzuch.
Miałem ich już powbijanych chyba z milion.

Nagle zaczęło robić mi się ciemno przed oczami.
Traciłem podświadomość.
Czułem się jakbym spadał w dół, jakbym umierał...

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Heeejkaaa 😜 Wszyscy myślą, że Lou nie żyje a on biedny jednak żyje😞 Ale czy długo?
Okaże się w następnym rozdziale
😌

MiAmI❤🍌

Bad Direction 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz