Isabella
-No...Louis Tomlinson lub jego narzeczona. Mar...Mary? Nie, cholera...-odwrócił się w stronę auta które stało na chodniku.-Ej! Matt! Jak ja ci mówiłem, że się nazywa ta narzeczona?
-Kto przyszedł?-spytała Meghan stając za mną. Facet odwrócił się z powrotem i kiedy ujrzał brunetke szeroko się uśmiechnął.
-Oooo! Pani Meghan! No właśnie! Jest może pani narzeczony?-spytał.
Popatrzyłam na nią, dziewczyna ewidentnie tłumiła śmiech a ja stałam zupełnie zmieszana i nie wiedziałam co się dzieje.-Em...Taaak. Jest, jest. Louis, kotuś chodź tu!-krzyknęła w stronę salonu po czym odeszła z pola widzenia tego typka i wybuchnęła śmiechem.
Popatrzyłam na chłopaka który też starał się nie śmiać.-Dzień...ekhem...dobry-uśmiechnął się szeroko.-O co chodzi?-spytał Louis patrząc porozumiewawczo w stronę Meghan.
-Dzień dobry ja przyjechałem do ciebie na kontrolę. Mattatiash chodź!-krzyknął.
Stałam jak jakaś idiotka i patrzyłam na nich zdezorientowana.
Kto to był? Jaka kontrola? I co oni znowu odwalili, że Meg jest narzeczoną Lou?-Aaa...tak...niech pan wchodzi.-Louis zaprosił ich do środka i wszyscy ruszyli do salonu.
-Kto to jest do cholery...?-szepnęłam do brunetki.
-To ten lekarz który do mnie zadzwonił jak myśleliśmy, że Lou nie żyje. On się nim w szpitalu zajmował.-wytłumaczyła mi dziewczyna.
To wszystko wyjaśniało.-A on myśli, że jestem narzeczoną Louisa bo żeby mnie do niego wpuścili musiałam być kimś z rodziny i mu powiedziałam, że Lou to mój narzeczony.-Boże!-zaśmiałam się chyba trochę zbyt głośno bo wszyscy popatrzyli się w naszą stronę.
-Eeeee coś się stało?-spytał lekarz który właśnie oglądał rękę szatyna.
-Em...ten no nie...-przygryzłam wargę powstrzymując dalszy śmiech.-To ja może pójdę zrobić herbatę...
Niall
Moim zdaniem ten lekarz czuł się u nas zbyt swobodnie. Oglądnięcie ręki Louisa zajęło mu może z pięć minut, po czym rozsiadł się w fotelu jak u siebie i czekał aż Bella przyniesie herbatę.
-No a to co za dzieciaczki?-spytał wskazując na mnie i Normana.
Skrzywiłem się a on udawał, że tego nie widzi.-Nie jes...-zacząłem ale Lou mi przerwał.
-A to moje dzieci z poprzedniego związku.-powiedział szatyn szczerząc się.
-Umm...aha. Masz dopiero 19 lat a już masz tak duże dzieci?-doktorek był chyba lekko zmieszany.
-Bo to adoptowane. Wie pan jestem dobrym człowiekiem.-chłopak znów szeroko się uśmiechnął a Liam już nie wyrabiał ze śmiechu.
-Aaa rozumiem. A ten obok ciebie i ta blondynka co robi mi herbatę to kto?-spojrzał na duszącego się Liama.
-Yyyy Li to mój brat a Bella to...-przerwał po czym spojrzał na mnie.-To siostra bliźniaczka Nialla.-Louis wskazał na mnie.-To znaczy nie ja ich adoptowałem tak dokońca tylko yyyy...mój jeszcze jeden starszy brat tylko on jest teraz w pracy.
-Rozumiem.-i w tym momencie przyszła Bella z herbatą.-Mattatiash chodź masz herbatę.-powiedział.-Mattatiash!-krzyknął kiedy blondyn nie zareagował. Jednak ten tak się wystraszył, że trącił wazon który stał obok niego. Zamknąłem oczy i usłyszałem huk. Wazon spadł i się rozbił.
-O nie...-zaczął Liam.
-Jezu przepraszam!-krzyknął wystraszony chłopak.
-Wazon pani Styles...-skończyłem.-Harry nas zabije.-popatrzyłem na Louisa który starał się zachować powagę.
Ich wizyta u nas trwała w cholerę długo do póki pięć razy nie skończyła się herbatka.
-Która to już?-typek popatrzył na zegarek który zajmował mu pół ręki.
-Oooo już 20, no cóż. Będziemy się zbierać. Na następną kontrolę za tydzień.-wstał z fotela i skierował się do wyjścia.-Chodź Mattatiash. Do widzenia!-zwrócił się do nas po czym wyszli.-Matko boska Harry nas chyba zabije!-krzyknął Louis podchodząc do szczątek wazonu który Hazza dostał od swojej mamy i polerował go codziennie.
-Nie chyba a napewno.-powiedziałem.
-Co za ciota z tego Mattyuisza...-westchnęła Meghan.
-Mattatiasha-poprawił ją Norman.
-Mniejsza z tym...-rzuciła dziewczyna.
-To może już pójdę zaparzyć meliskę...-blondynka uśmiechnęła się niewinnie.
-Nie! Nie mówmy mu o tym! Powiemy, że nie wiemy co się stało.-zarządził Liam.
-No w sumie...-zgodziłem się z nim. To było najlepsze wyjście dla nas wszystkich.
Louis patrzył na nas nie zbyt przekonany co do planu Liama ale ostatecznie zgodził się.-Schowajmy na razie gdzieś te kawałki a jutro kupimy klej i to sklejimy!-zaproponowała Meg. Tak też zrobiliśmy. Mieliśmy tylko nadzieję, że Hazza do jutra się nie połapie.
-Dobra, jutro o 6 jadę do najbliższego sklepu, kupuje super glue i skejam to tak, że jak Harry wstanie wszystko jest jak jeszcze jakieś trzy godziny temu. Ok?-szatyn poatrzył na nas wzystkich.
-Ok.-przytaknęliśmy jednocześnie.
Chwilę jeszcze posiedzieliśmy po czym Norman musiał iść do domu. Chwilę później Meg zniknęła gdzieś z Liamem a ja zostałem sam z Louisem i Bellą.
-Jak Harry zauważy to po nas...-stwierdziłem.
-Chyba, że Meghan zwali wszystko na ciebie bo tak też może być to wtedy po tobie...-powiedziała blondynka.
-Co!? Czemu na mnie?!-krzyknęłem oburzony. Dlaczego ja miałem oberwać za tego debila który dupą rozwalił ten cholerny wazon.
-Bo jesteś jedyną osobą na którą można to zwalić...?-odezwał się Lou.
-Ale spoko Nialler, obronimy cię przed Hazzą który prawdopodnie będzie chciał cię udusić i...-wtedy usłyszeliśmy jak drzwi wejściowe się otwierają i prawdopodobnie był to Harry z Zaynem.
-O fuck...-popatrzyłem Belle i Louisa.
-Heeej! Wróciliśmy!-krzyknął Harry i chwilę później stanął w drzwiach opierając się o futrynę.-Co tam? Co tak dziwnie siedzicie?
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Heejka :) Jesteście ciekawi gdzie poszła Meghan z Liamem? I co kombinuje Georg? Znowu ktoś ucierpi lub stanie się coś gorszego?
Tego dowiemy się w następnym rozdziale. No, może nie wszystkiego na raz ale części tak :*
Miłego weekendu! ❤
MiAmI🍌❤
CZYTASZ
Bad Direction 2
FanfictionWszystko zaczęło się od małego wypadku na schodach pewnego wieczoru, a jak się skończy? Przeżyli razem chwilę załamania i szczęścia. Chodź był to krótki czas znajomości coś zaczęło ich łączyć, ale czy to przetrwa?Jak poradzą sobie z kolejnymi nieco...