8

211 19 1
                                    

Harry

Minęły dwa cholernie długie dni od wypadku Louisa.
Jak tak ma wyglądać reszta mojego życia to ja wolę się zabić.
Wszyscy są przygnębieni i nie jest tak jak wcześniej, co mnie wcale nie dziwi bo sam nadal jestem w totalnej rozsypce.

Wszedłem do salonu gdzie siedziała Bella, Meghan, Norman i Liam.
Tak, dziewczyny i ich bracia chwilowo u nas mieszkają ze względu bezpieczeństwa.
Mi to nie przeszkadza, przynajmniej nie jest tak pusto...

-Co robicie?-spytałem smutno się uśmiechając.

-Oglądamy...-odpowiedziała brunetka. Spojrzałem na telewizor, leciała tam jakaś komedia ale żadne z nich się nie śmiało i sądząc po ich minach nie miało takiego zamiaru.
Usiadłem obok Liama i popatrzyłem na niego.
Nie chciałem tego mówić bo nie dopuszczałem do siebie myśli, że tak kiedykolwiek sie stanie ale nie miałem wyboru.

-Liam możemy pogadać?-spytałem.
Chłopak skinął głową na tak i udaliśmy się do mojego gabinetu.
Usiadłem za biurkiem a on na krześle na przeciwko mnie.
Patrzył na mnie milcząc a z jego twarzy w tym momencie nie mogłem wyczytać żadnych emocji.

-To musi się kiedyś stać i nie możemy z tym zwlekać. Chciałbym żebyś został moim zastępcą bo jak dob...

-Harry ja nie chcę.-wszedł mi w słowo.

-Ja wiem, że to nie jest łatwe. Ale nie możemy czekać, on nie wróci...-ostatnie słowa wypowiedziałem z wielkim trudem.-Nikogo innego nie dam na to stanowisko, nie mam kogo...-chłopak milczał. Nie był przekonany co do tego, wiedziałem o tym. Ale dam mu czas, wszyscy potrzebujemy czasu.

-Zastanowię się...-powiedział cicho i spojrzał na mnie.

-Jest jeszcze gorsza sprawa...-westchnąłem-Musimy zrobić pogrzeb ale...

-Nie kończ. Wiem. Dajmy sobie jeszcze czas Harry. I tak nie mamy ciała, więc nie musimy się spieszyć. Proszę...-może i miał rację? Nie musieliśmy się spieszyć a lepiej będzie jak damy sobie trochę więcej czasu.

-Okey, dajmy sobie jeszcze czas. Ja tobie też dam czas, zastanów się nad tym stanowiskiem i daj znać.
Wiedz o tym, że dla mnie to nie jest proste...

Louis

Otworzyłem oczy i pierwsze co zobaczyłem to biały sufit.
Nie byłem w tym miejscu co wcześniej, nie był to zmasakrowany samochód a łóżko szpitalne.
Byłem podpięty do tych wszystkich urządzeń które prawdopodobnie podtrzymywały mnie przy życiu.

-No widzę, że się obudziłeś.-powiedział facet w okularach. Był łysy i miał lekki zarost.-Jestem doktor Camel Marsh. Znalazł cię starszy mężczyzna. Z tego co mówił byłeś w totalnie zmasakrowanym aucie. Pamiętasz jak ratownicy wyciągali cię z samochodu?-patrzyłem na niego jak na idiotę. Ja umierałem a ten się mnie pyta czy pamiętam.

-Nie-odpowiedziałem zachrypiałym głosem.

-A pamiętasz co kolwiek z wypadku? Lub z tego co było przed?-pokiwałem przecząco głową a on to zanotował.
-No dobrze, to jak się nazywasz?-spytał. Zastanawiałem się chwilę ale za nic nie mogłem sobie przypomnieć.

-Nie wiem...pamiętam tylko, że obudziłem się w tym rozwalonym aucie i wszystko mnie bolało i...była woda i nie mogłem nic zrobić.-wyjaśniłem.

-Mhm...-znowu zanotował coś w swoim notesie.-A więc miałeś przy sobie dokumenty i telefon który jakimś cudem przeżył wypadek.-położył te rzeczy na stoliku przy moim łóżku.-Nazywasz się Louis Tomlinson. Louis. Tomlinson. Mówi ci to coś?-wbił we mnie swój wzrok.

Bad Direction 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz