10

205 18 2
                                    

Liam

Tydzień później

Wszyscy siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy film. Nagle telewizor zgasł.

-Ej!-krzyknął Zayn na Harrego który trzymał pilota w ręce.-Teraz był najlepszy moment!

-Musimy porozmawiać...-zaczął-Minęło ponad dwa tygodnie od śmierci Louisa. Musimy wreszcie zrobić ten pogrzeb.
Tak, ja też tego nie chcę ale pochowajmy go chociaż godnie.-popatrzył na nas wszystkich.
Nikt tego nie chciał, nikt się jeszcze z tym nie pogodził.

Westchnąłem, wiedziałem, że Hazza będzie mnie teraz męczył z tym żebym został jego zastępcą.
Nie chciałem. Nie potrafiłbym się odnaleźć w tym wszystkim.
Wbrew pozorom Lou miał dużo obowiązków, a ja nie wiedziałem czy jestem na tyle odpowiedzialny by to wszystko na siebie przyjąć.
Może to i ja pilnowałem ich wszystkich kiedy byli schlani do trupa ale to było zupełnie co innego.

-Możemy nie teraz...?-spytał Cameron.

-To kiedy? Kiedy niby chcecie o tym pogadać? Za miesiąc?!-spytał zdenerwowany. Spuściłem wzrok.
Nigdy bym nie przypuszczał, że będę musiał przeżyć tą sytuację tak szybko.
Mieliśmy dopiero 19 lat, a w naszym życiu wydarzyło się więcej niż w życiu niejednego 40 latka.
Takie życie miało swoje plusy i minusy. Ale kochaliśmy to i nie mogliśmy nic z tym zrobić.

Spojrzałem na Meghan, siedziała strasznie spięta i było to po niej widać.
Wcześniej wydawało mi się, że ona najmniej przejęła się śmiercią Louisa.
Ale teraz wiem, że się myliłem.
Ona po prostu cierpiała na swój sposób.

-Harry, pogadamy o tym jutro. Teraz wszyscy już jesteśmy zmęczeni i nie mamy głowy do takich rzeczy...-powiedziała brunetka.

-A obiecał mi, że kiedyś mnie przewieźe...-westchnął Norman siedząc na oparciu fotela obok Nialla.
Bella siedziała obok Meg wpatrując się w podłogę.
Doskonale wiedziałem jak ona się czuła.
Lou był ważny dla niej i dla mnie w taki sam sposób.
Miała szczęście, że ma Meghan.
Ja taką osobę właśnie straciłem.
Znałem go od podstawówki.

Znęcali się nade mną, wielokrotnie przez nich wagarowałem i miałem nie jednego siniaka. Dlatego skryłem się w sobie, byłem przyzwyczajony do tego żeby nie okazywać swoich uczuć.
I wtedy do mojej klasy dołączył Louis.
Pamiętam to jak dziś, niepozorny trzynastolatek z wiecznie poczochranymi włosami na głowie.
Od razu się zaprzyjaźniliśmy, byliśmy nierozłączni.
Nie raz go podziwiałem, potrafił być spokojny nawet w najgorszych sytuacjach.
Byłem mu wdzięczny za wiele rzeczy.
Dużo razy ratował mi dupe z resztą z wzajemnością.
Kiedy byłem w szpitalu bo zachciało mi się spić ze smutku i żalu, siedział przy mnie i potrafił być na każde moje zawołanie. Żył zdecydowanie za krótko. Nie miałem nawet czasu, żeby mu za to wszystko podziękować. I choć bardzo bym chciał, nie zdążyłem.

Meghan

Chciałam przełożyć tą rozmowę na następny dzień ponieważ jutro Louis miał wyjść ze szpitala.

Przez cały czas, odkąd dostałam telefon z informacją, że on żyje jeździłam tam codziennie.
Ktoś musiał temu debilowi przypomnieć wszystko co było dla niego ważne.
I prawie mi się to udało.
Prawie, bo on dalej nie wiedział kim jest Bella.

Wielokrotnie pokazywałam mu jej zdjęcia, opisywałam mu ją, starałam się przytoczyć jakieś wspomnienie ale to wszystko było na nic. Nie pomogło.
Martwiło mnie to, i to nawet bardzo.

-Eh...no dobra. Pogadamy i ustalimy wszystko jutro. Ale jutro już nie ma wymigiwania się. Trzeba to w końcu załatwić...-powiedział brunet.

-To włączysz teraz ten film?-spytał Zayn a Hazz przywracając oczami włączył telewizor.

Następnego dnia

Była 7.40 i niestety musiałam wstać tak wcześnie. O 9.00 byłam umówiona z Louisem. Co prawda nie wiedział o której go wypiszą ale chciał żebym była wcześniej.

Will bardzo mi pomagał. Zawoził mnie codziennie przez ponad tydzień do szpitala w mieście oddalonym o 40 km. Byłam mu wdzięczna i w najbliższym czasie mu się odwdzięcze.

Wstałam po cichu z łóżka żeby nie obudzić Isy. Nikogo nie chciałam obudzić, bo nie miałam wymówki na teraz.
Will mial być po mnie o 8.05 więc miałam chwilkę czasu żeby się ogarnąć.
Szybko wzięłam jakieś ciuchy i poszłam do łazienki.
Umyłam twarz i zęby a włosy związałam w kucyka.
Następnie ubrałam się w to co wzięłam czyli szarą bluzę i czarne rurki.
Wyszłam z łazienki i udałam się do kuchni.
Na szybko wypiłam herbatę i zjadłam kanapkę.
Za nim się obejrzałam była już 8.
Ruszyłam do przedpokoju, ubrałam kurtkę, szalik i buty po czym po cichu otworzyłam drzwi i wyszłam przed dom.
Chwilę później siedziałam w aucie z Willem i właśnie kierowaliśmy się w stronę szpitala.
Nie powiem, denerwowałam się.
Liczyłam się z tym, że reszta mnie zabije kiedy dowiedzą się, że ukrywałam to, że Lou żyje przez prawie trzy tygodnie, ale trudno.

40 minut później byliśmy już na miejscu.
Dziękując Willowi wysiadłam z jego samochodu i udałam się do szpitala.
Wsiadłam do windy i po chwili byłam już na trzecim piętrze.
Podeszłam do drzwi z numerkiem "124" i otworzyłam je.
Zastałam tam chłopaka siedzącego na łóżku i przeglądającego jakąś gazetę.
Pamiątką po wypadku została mu tylko złamana ręka i dużo blizn z tego co mi mówił.

-Eloo!-rzuciłam do niego i podeszłam bliżej.

-Heej-odpowiedział. Był bardzo zaciekawiony tą gazetą. Spojrzałam na stronę którą aktualnie czytał.
Była to stara gazeta bo pisało tam o samobójstwie Jacka.

-To ten który się zabił bo jeden chłopak z jego gangu przegrał wyścig ze mną i Li...Liamem?-spytał.

-Tak-odpowiedziałam krótko.
Nagle do sali wszedł lekarz, ten sam co wcześniej.
Nie mogłam z nim rozmawiać za dużo, bo po prostu mnie bawił.

-Mógłbym panią prosić?-zapytał.
Podeszłam do niego i już o mało co się nie zaśmiałam.
Stop. Meghan, nie zrób wiochy.

-Ekhem...słucham.-powiedziałam przygryzając warge.

-A więc pani narzeczony-no tak zapomniałam, że przez telefon powiedziałam mu, że Louis to mój narzeczony. Ups.-dzisiaj zostanie wypisany, ale za dwa tygodnie musi przyjechać na kontrolę. Wszystko jest już raczej w porządku tylko przez najbliższe kilka tygodni może mieć problemy z pamięcią. Może zapominać niektóre rzeczy. Ale to przejdzie. To normalne po takim wypadku.-spojrzał na niego- To tyle, ja przygotuję wypis i za 10 minut proszę przyjść pod recepcję.

-Dobrze-powiedziałam a on wyszedł.
Wróciłam do Louisa.-Wstawaj, idziemy do recepcji po wypis.

-Nieee chce mi się...-mruknął i opadł na łóżko. Wzięłam gazetę i walnęłam go w łeb.

-Ałaaa!-krzyknął-Pozwe cię o znęcanie!

-Ruszaj dupe i idziemy.-chłopak niechętnie wstał i ruszyliśmy w stronę schodów. Zeszliśmy po nich i po przejściu długim korytarzem byliśmy już na recepcji.
Louis odebrał wypis i wyszliśmy przed szpital gdzie czekał na nas Will.

-Hejka-powiedział Lou do zielonowłosego a on chyba trochę się zdziwił.

-Emmm...hej?-odpowiedział zdziwiony Will. Wcześniej nikt z gangu za nim nie przepadał ale najwyraźniej Louisowi się coś odmieniło.

Całą drogę gadaliśmy o jakiś pierdołach i innych rzeczach aż w końcu stanęliśmy pod domem chłopaków. Głośno wypuściłam z siebie powietrze. Najgorsze dopiero przede mną.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Elooo 🍌 Jak myślicie jak zareaguje reszta? Żyją w przekonaniu, że Louis nie żyje a tu nagle bum zmartwychwstał xD

                                              MiAmI 🍌❤

Bad Direction 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz