XXII. Pogromca Słońc

382 61 25
                                    


Zekk gnał prosto przed siebie przez korytarze gwiezdnego niszczyciela, a jego serce waliło jak młotem. Przez myśli młodego mężczyzny przelatywały najgorsze, najczarniejsze scenariusze tego, co mogłoby się stać, gdyby Najwyższy Porządek choć raz użył „Pogromcy Słońc" i jaki wpływ miałoby to na całą galaktykę. Ten niewielki statek, wyglądający niczym diamentowy okruch, był najbardziej śmiercionośną bronią, jaką kiedykolwiek było mu dane oglądać. Nawet ciesząca się złą sławą baza Starkiller była niczym w porównaniu do potęgi „Pogromcy". Ogromna konstrukcja bazy, wbudowana w planetę położoną na obrzeżach galaktyki, nie była pozbawiona pewnych mankamentów. Z tego też powodu Ruch Oporu zdołał ją zniszczyć, choć sam poniósł przy tym ogromne straty. Ale „Pogromca Słońc"... Tego okrętu nikt ani nic nie zdoła zniszczyć. Powierzchni kwantowego pancerza nie przebije miecz świetlny, bomba protonowa, laserowa błyskawica, ani nawet pociski z kryształami kyber, którymi tak bardzo szczyci się Najwyższy Porządek. Jeżeli Hux zdecyduje się użyć tego statku przeciwko Ruchowi Oporu, generał Organa oraz jej ludzie będą zgubieni. Leia jak najszybciej musi dowiedzieć się o istnieniu „Pogromcy" i przygotować jakiś plan na wypadek ataku. Najlepiej ewakuacyjny...

Gdy mężczyzna znalazł się przed wejściem do celi Rey, gestem odprawił dwóch strażników pełniących tam wartę.

— Zostawcie nas — rzucił.

— Tak jest, sir — odparł jeden z żołnierzy.

Okutani w białe pancerze mężczyźni zasalutowali i natychmiast oddalili się. Zekk wpisał na panelu sterowania krótki kod aktywujący mechanizm włazu i wkroczył do środka, zanim jeszcze durastalowy właz rozsunął się do końca. Rey leżała na pryczy, zwinięta w kłębek, z nogami ciasno przyciśniętymi do piersi. Oczy miała zamknięte, jakby spała, lub medytowała. Kiedy jednak wyczuła obecność Zekka, uchyliła powieki. Zmarszczyła brwi, a chwilę później usiadła na pryczy.

— Co ty tutaj robisz? — spytała ze zdumieniem. Wyczuwała ogromny niepokój oraz strach promieniujący od chłopaka. Zanim Zekk zdążył choćby otworzyć usta, wiedziała, że stało się coś złego. Coś bardzo złego...

— Rey, oni nigdy nie przestaną! — jęknął Zekk, wyraźnie spanikowany. — Nie mamy z nimi najmniejszych szans! — Przetarł dłonią pobladłą twarz, ścierając krople potu, które wystąpiły na jego czoło.

Uczennica mistrza Skywalkera poderwała się na równe nogi. Pierwszą rzeczą, która przyszła jej do głowy, było, że coś strasznego stało się z generał Organą, bądź mistrzem Skywalkerem. Któreś z nich zostało ranne? Zginęło? Z drugiej jednak strony, gdyby któremuś z nich stało się cokolwiek, lub groziło im większe niebezpieczeństwo, natychmiast by to wyczuła. Moc z pewnością przekazałaby jej wszystko. Musiało więc chodzić o coś innego, choć równie niepokojącego. Dziewczyna oparła dłonie na ramionach Zekka i potrząsnęła nim mocno.

— Mów, co się stało! — zawołała.

— Zestrzelili „Sokoła Millenium"... — wykrztusił mężczyzna. — Ale to nie wszystko... Musisz natychmiast skontaktować się z Ruchem Oporu! — wyrzucił z siebie niemal z prędkością światła, wciskając w drobne dłonie dziewczyny nadajnik oraz datapad. — Hux zbudował coś, dzięki czemu Najwyższy Porządek już stał się niepokonany!

Rey przyglądała mu się z szeroko otwartymi oczami. Po jej głowie wciąż krążyło to, co powiedział o „Sokole Millenium". Jak ten stary frachtowiec znalazł się na kursie niszczyciela? Kto go pilotował? Kto był na jego pokładzie? Zdając sobie jednak sprawę, że Zekk najprawdopodobniej nie zna odpowiedzi na te pytania, przysiadła na pryczy, uruchamiając datapad. Poklepała miejsce obok siebie, zapraszając Zekka, aby usiadł przy niej, ale ciemnowłosy mężczyzna tylko pokręcił głową. Niespokojnie przemierzając niewielką powierzchnię celi, opowiadał dziewczynie o swej ostatniej rozmowie z Huxem oraz o „Pogromcy Słońc". Z każdym jego słowem żołądek Rey zacieśniał się coraz bardziej. Ze słów Zekka wynikało, że statek, który został skonstruowany na polecenie generała Huxa, nie wyróżniał się niczym specjalnym i przypominał z wyglądu typowe prywatne jachty, którymi uwielbiali poruszać się galaktyczni bogacze. Przez kosmoporty wybudowane na tysiącach planet codziennie przewijały się setki takich okrętów i nikt nie zwracał na nie większej uwagi. Dzięki temu „Pogromca Słońc" z łatwością zdoła dotrzeć do dowolnego systemu gwiezdnego i zanim ktokolwiek zorientuje się, co się dzieje, wystrzelić śmiercionośne pociski, które doprowadzą do wybuchu macierzystej gwiazdy i w konsekwencji do zniszczenia całego układu planetarnego oraz kwitnącego w nim życia. Nie można było do tego dopuścić. Za żadną cenę...

Star Wars - PoświęcenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz