XXV. Wizja

341 56 21
                                    

Choć Kylo miał nadzieję, że uda im się dotrzeć do bazy Najwyższego Porządku w porę, aby uratować Megan, po kilku dniach pozbył się tej nadziei całkowicie. Moc prowadziła go w jednym i tym samym kierunku, lecz na horyzoncie niezmiennie pojawiały się wyłącznie drzewa. Ani śladu budynków bazy. W dodatku, rany na ciele dziewczyny wciąż krwawiły. Najwyraźniej wdało się w nie zakażenie, a bandaże nasączone bactą oraz uzdrawiające szczeliwo skończyły się zbyt szybko. Chewbacca próbował jeszcze wcierać w rany Megan różnorakie lecznicze papki, które tworzył ucierając okoliczne rośliny, ale i one nie przynosiły żadnych skutków. Megan wykrwawiała się powoli. Każdego dnia jej skóra stawała się niemal o jeden odcień bledsza. Mimo to dziewczyna wciąż nie poddawała się, a jej organizm dzielnie walczył z zakażeniem. Jednak okresy, kiedy była przytomna, zdarzały się coraz rzadziej i trwały coraz krócej. Nie była w stanie poruszać się o własnych siłach, więc zmierzając w kierunku, dokąd Kylo prowadziła Moc, była niesiona na przemian przez niego i przez Chewbaccę. I choć umierała na ich oczach, nie mogli, nie umieli jej pomóc. Jeden jedyny raz przemknęło Renowi przez myśl, że litościwiej byłoby ją dobić, niż oglądać, jak wciąż się męczy, lecz już po chwili sam zbeształ się za taką myśl. Perspektywa, że Megan mogłoby już nie być była zbyt okrutna i przerażająca, aby o niej nawet myśleć. Nie był pewien, czy zdołałby znieść jej odejście. Ze zdumieniem zorientował się, że Megan stała mu się naprawdę bliska i nie chciał jej stracić. Opatrywała jego rany w celi Ruchu Oporu, uśmiechała się do niego, współczuła mu... A co najważniejsze – nigdy się go nie bała. Pragnął zatrzymać ją przy sobie, w jakiś sposób utrzymać ją przy życiu, lecz... Brakowało mu już sił oraz pomysłów jak to zrobić...

Pewnej nocy Kylo zbudził się gwałtownie, gdyż zdawało mu się, że słyszy jakiś hałas. Usiadł na swym posłaniu, czujny i gotowy do obrony, gdyby ktoś spróbował go zaatakować. Prawą dłoń oparł na rękojeści miecza świetlnego. Rozejrzał się dookoła, lecz nie dostrzegł niczego podejrzanego. Chewbacca oraz Megan pogrążeni byli we śnie. Ciszę nocy zakłócał jedynie przerywany oddech dziewczyny. Kylo opadł więc z powrotem na swe posłanie. Szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w usiane gwiazdami niebo. Nagle usłyszał głos wypowiadający jego imię... Zmarszczył brwi. Nie. Jego imię brzmiało Kylo Ren. A to, które teraz słyszał, którego dźwięk nieprzyjemnie odbijał się w jego uszach, należało do zamierzchłej przeszłości...

— Benie?

Młody mężczyzna poderwał się gwałtownie na swym posłaniu. Znajdował się pod osłoną tych samych drzew, gdzie rozbili z Chewbaccą obóz, lecz ani Wookieego, ani Megan nie było nigdzie w pobliżu. Nieopodal płonęło ognisko. Pomarańczowy blask płomieni oświetlał sylwetkę młodego, jasnowłosego mężczyzny. Mógł on być w wieku Kylo, może nawet odrobinę młodszy. Ren zmarszczył brwi, dostrzegając, że nieznajomy, kimkolwiek był, miał na sobie ciemne szaty rycerza Jedi. Niepewnie rozejrzał się dookoła, co wywołało delikatny uśmiech na twarzy młodego Jedi.

— Kim jesteś? — spytał Kylo.

Jasnowłosy mężczyzna wzruszył ramionami.

— Kimś, kto od dawna ci się przygląda — odparł. — Chodź, usiądź ze mną przy ognisku.

Kylo zawahał się. Stwierdzając jednak, że właściwie nie ma większego wyboru, spełnił prośbę tajemniczego Jedi. Nie wyczuł żadnego zagrożenia z jego strony, za to wciąż nawiedzało go dziwne wrażenie, iż skądś go zna... Nie mógł jednak zapomnieć o Megan. Martwił się o nią, i ta myśl przyćmiewała wszystkie inne.

— Niepokoisz się o swoją przyjaciółkę — rzekł nagle Jedi, wyczuwając najwyraźniej niepokój Kylo.

— Nie jest z nią najlepiej — odparł Ren. — Została zaatakowana przez vornskry...

Star Wars - PoświęcenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz