Z zamieszania, które nagle wybuchło na głównym lądowisku w bazie na D'Qar, generał Organa niewiele była w stanie wywnioskować. Jej ludzie śmiali się, wiwatowali – zupełnie, jakby nagle sam Snoke zgłosił się do nich, aby oświadczyć, iż się poddaje. Słyszała wykrzykiwane raz po raz słowa „Kylo Ren" oraz „pojmany", czy może „pojmanie". W panującym wokół hałasie nie umiała ich dokładnie rozróżnić. Nagle przy jej boku znalazła się Rey – nowa uczennica jej brata, która dziewiętnaście lat swego życia spędziła na pustynnej Jakku, nawet nie uświadamiając sobie, jak ogromnym talentem została obdarzona.
— Słyszała pani?! — wykrzyknęła podekscytowana dziewczyna. Jej brązowe oczy lśniły, a ona cała aż promieniała z radości. — Udało się! Mają Kylo Rena!
Organa obrzuciła ją zdumionym spojrzeniem. Ktoś pojmał Kylo Rena? Ktoś pojmał... Jej syna?
— Kto? — spytała szybko, czując, że jej serce mocno przyspiesza swój rytm. — Gdzie?
— To był pomysł Poe Damerona — wyjaśniła Rey. — Razem z Finnem oraz kilkoma innymi ludźmi udał się na Tatooine. Tam dopadli Rena. Właśnie wracają!
Cała krew nagle odpłynęła z twarzy Leii. Pierwszą myślą, która przebiegła przez jej umysł było, kto na Moc autoryzował tak szaleńczą misję?! Bo na pewno nie ona. Będzie musiała poważnie rozmówić się z Dameronem. Ostatnio pozwalał sobie na zbyt wiele. Z drugiej strony jednak, złapanie i osądzenie Kylo Rena, jednego z najgroźniejszych przywódców Najwyższego Porządku, pokazałoby planetom żyjącym pod jarzmem Snoke'a, że nikt nie jest niezwyciężony. Ruch Oporu na pewno zyskałby dzięki temu wielu nowych sojuszników w walce o pokój. Jednak czy ona, jako matka, znalazłaby w sobie dość siły, aby dla pokoju w galaktyce poświęcić życie własnego syna...?
— Nie cieszy się pani? — zdumiała się Rey. — Przecież złapaliśmy Kylo... — Zamilkła nagle, najwyraźniej przypomniawszy sobie, kim dla Leii był Ren – czy raczej Ben Solo. Zaryzykowała i niepewnie położyła dłoń na ramieniu generał. — Niech się pani nie martwi — poprosiła. — Poe dopilnuje, aby Ren dotarł tutaj cały i zdrowy — zapewniła.
Organa niemrawo poklepała dłoń dziewczyny.
— W to nie wątpię — rzekła. — Obawiam się tego, co będzie później...
Rey spojrzała na Leię z ogromnym współczuciem wymalowanym na młodej twarzy. Jeśli rebelianci zobaczą bezbronnego Rena, może dojść do samosądu. Prawdopodobnie nawet obecność w bazie mistrza Jedi nie będzie w stanie ich powstrzymać. Dziewczyna rozumiała strach oraz wątpliwości starszej kobiety. Leia może i była twardą, nieustępliwą przywódczynią Ruchu Oporu, bohaterką Rebelii, lecz była także matką. Dla niej Kylo Ren nie był jedynie potworem, którego należy pozbyć się jak najszybciej, aby już nigdy więcej nie skrzywdził żadnej niewinnej istoty zamieszkującej galaktykę. Dla niej był on także, a może przede wszystkim – Benem – synem, którego przez dziewięć miesięcy nosiła pod sercem; dzieckiem, któremu dała życie. Urodziła go. Patrzyła, jak dorasta. Opiekowała się nim. A Ren w tak podły sposób odwdzięczył się jej za wszystkie lata troski. Postanowił służyć Snoke'owi i zaprzedał swą duszę Ciemnej Stronie Mocy. Co gorsza, pozbawił życia swego własnego ojca. Bezlitośnie wbił ostrze miecza świetlnego prosto w serce Hana. Rey wzdrygnęła się mimowolnie na samo wspomnienie tej przerażającej sceny, której była świadkiem. Zdawało jej się, że rozumie Leię, ale nigdy nie chciałaby znaleźć się na jej miejscu. Bólu, który trawił serce starszej kobiety nic nie było w stanie ukoić...
— Rey! — Dziewczyna nagle usłyszała wołanie Finna. — Generał Organo!
Ciemnoskóry mężczyzna podbiegł do nich. Rey zauważyła, że mocno utykał na lewą nogę. Kawałek dalej, na skraju lądowiska stał niewielki frachtowiec, który Poe zabrał na swą szaleńczą misję.
CZYTASZ
Star Wars - Poświęcenie
FanfictionW mrocznych czasach, które nastały w galaktyce, gdy nad coraz większą ilością planet powiewać zaczyna flaga Najwyższego Porządku, Ruch Oporu podejmuje się niezwykle trudnego zadania. Poe Dameron wraz z grupą oddanych pilotów postanawia pochwycić Kyl...