XXXV. Wiadomość

311 58 11
                                    


Megan była przytomna już od dwóch dni, lecz nie czuła z tego powodu radości. Pierwszą osobą, którą ujrzała, gdy tylko otworzyła oczy, był Ben. Okazało się, że nie odchodził od niej nawet na krok. To on wyjaśnił jej, gdzie się znajduje, co się z nią działo, a także w jaki sposób zmieniła się sytuacja polityczna w galaktyce, podczas gdy ona zażywała kąpieli w płynie bacta. Czuła jednak, że Ben nie mówi jej wszystkiego. Jak ognia unikał tematu Zekka. Gdy pytała o swego przyjaciela, udawał, że nie słyszy, uśmiechał się i natychmiast zaczynał mówić o czymś innym. Miała więc bardzo złe przeczucia. Gubiła się w domysłach, co mogło się stać, a to kładło się cieniem na jej radość z powodu widoku Bena. Czy Zekk zaginął? Czy był ranny? Poważnie ranny? Czy może... Nie, ostatnia ewentualność, która wyjaśniałaby jego nieobecność przy niej była zbyt straszna, aby o niej choćby myśleć. Czekała więc, aż Ben powie jej coś, cokolwiek, lecz on milczał uparcie. Dziewczyna zupełnie nie rozumiała jego zachowania. Czy nie wiedział, że nawet najgorsze wieści są lepsze od ich braku? Lepsze od bezustannej niepewności?

Wszystkie wątpliwości Megan rozwiało w końcu pojawienie się Luke'a Skywalkera, choć zjawił się on w najmniej odpowiednim momencie, kiedy wmuszała w siebie kolejne łyżki wstrętnej odżywczej papki pod czujnym okiem Bena. Solo pilnował, aby bez grymaszenia zjadła wszystko. Na widok mistrza Jedi straciła jednak resztki apetytu. Odsunęła od siebie dłoń Bena, w której trzymał kolejną łyżkę tego proteinowego ohydztwa. Mężczyzna westchnął cicho i odłożył łyżkę do niewielkiej miseczki, którą następnie położył na stojącej przy łóżku dziewczyny szafce. Luke spoglądał na Megan z delikatnym, współczującym uśmiechem na ustach. Dziewczyna poczuła, że pod jej powiekami wzbierają łzy. Domyślała się, co za chwilę usłyszy. Mimo to, zerknęła na właz, licząc na to, że za mistrzem Jedi w sali zjawi się także jej przyjaciel.

— Gdzie Zekk? — zapytała, przechodząc od razu do konkretów. Wiedziała, że gdyby tego nie zrobiła, czekałaby ją seria zadanych z uprzejmości pytań, na przykład o to, jak się czuje. Nie chciała tracić na to czasu.

Luke przysiadł na krawędzi łóżka, delikatnie ujmując dłoń dziewczyny. Zamknął ją w swych dłoniach.

— Megan... Niestety nie mam dobrych wiadomości — rzekł powoli. — Snoke wykrył nasz podstęp... Zekk... Zginął jak bohater.

Megan na moment spuściła wzrok. Kiedy znów podniosła głowę, jej błękitne oczy płonęły wściekłością.

— Snoke go zabił? — spytała.

Mistrz Jedi zaprzeczył, kręcąc głową. Sięgnął do kieszeni obszernego płaszcza, wyjmując z niego niewielki datapad.

— Najwyższy Porządek skonstruował statek zdolny niszczyć całe układy planetarne — wyjaśnił. — Zekk wykradł go i zniszczył, wlatując nim w czarną dziurę. Nim jednak to się stało, zostawił dla ciebie wiadomość.

Skywalker podał dziewczynie urządzenie, woląc na razie przemilczeć fakt, że wiadomość od Zekka od pewnego czasu krąży po kanałach HoloNetu, ciesząc się wciąż niesłabnącą popularnością. Ben także milczał, spuściwszy wzrok, a Megan, z twarzą bladą niczym płótno, obróciła datapad w dłoniach, jak gdyby po raz pierwszy miała okazję oglądać coś takiego na własne oczy. Wreszcie zebrała się w sobie, uruchamiając urządzenie. W powietrzu zalśnił błękitnawy hologram przedstawiający Zekka. Ciemne włosy miał w nieładzie, tak jak to zapamiętała. Ubrany był w szaty mistrza Zakonu Ren – czarny kaftan z narzuconą na niego opończą, ciemne spodnie oraz buty. Nie zapomniał także o szerokim pasie, do którego przypiął rękojeść miecza świetlnego. Megan poczuła gorące łzy pod powiekami. Wraz z Zekkiem odeszły ostatnie cząstki jej dawnego życia. Nie miała już nikogo...

Mistrz Jedi cicho wysunął się z sali, aby nie przeszkadzać jej już dłużej, ale Ben został. Mocno ściskał jej dłoń, podczas gdy oglądała ostatnie nagranie Zekka.

— Cześć Megan — mówił ciemnowłosy mężczyzna. — Moja gwiazdeczko. Mam nadzieję, że generał Leia zdołała w jakiś sposób przekazać ci tę wiadomość. Mam też nadzieję, że jesteś bezpieczna, z dala od tego całego konfliktu. Ja w każdym razie mam na statku Huxa klawe życie. Gdybyś kiedyś jeszcze spotkała Rena, pozdrów go ode mnie. Dodałem trochę kolorów do tej jego ponurej kwatery. — Zekk zachichotał, na co Ben skrzywił się. Miał przeczucie, że gdyby było mu dane bliżej poznać tego mężczyznę, nie polubiliby się. Hologram Zekka zerknął gdzieś w bok, poza kadr, a następnie ponownie odwrócił głowę. Wyglądało to, jakby spojrzał prosto na Megan. — Dobrze, ale wracam do najważniejszej rzeczy, bo Rey patrzy na mnie, jakby chciała mnie spopielić wzrokiem. Zaczynam współczuć facetowi, którego ta mała jędza dorwie kiedyś w swe sidła. Megan, gwiazdeczko — Zekk nagle spoważniał — odkryłem coś okropnego. Najwyższy Porządek zbudował broń straszliwszą nawet od bazy Starkiller. Nazywa się „Pogromca Słońc". To niewielki statek, najeżony ładunkami, które doprowadzają do wybuchów gwiazd. W ten sposób można zniszczyć całe układy planetarne. Ładunki są niewykrywalne, a statek został pokryty kwantowym pancerzem. Jedyny sposób, żeby go zniszczyć, to znaczy, mamy z Rey nadzieję, że to go zniszczy, to wlecieć nim w czarną dziurę. Stamtąd nic nie jest w stanie się wydostać, dlatego nawet kwantowy pancerz na nic się nie zda. Ale ktoś musi go pilotować. I dlatego... — Mężczyzna na moment spuścił wzrok. — Postanowiłem, że ja to zrobię. Ukradnę „Pogromcę", kiedy nadarzy się po temu okazja. Megan, wiem, co sobie teraz myślisz, że jestem kompletnym idiotą, ale nie bądź na mnie zła. Muszę to zrobić. Nie mogę ryzykować, że Najwyższy Porządek postanowi pewnego dnia zniszczyć jakiś układ, w którym akurat w tym samym czasie znalazłabyś się ty. Pomyśl czasem o mnie, gwiazdeczko, bo ja myślę o tobie nieustannie. Na koniec... Chciałbym ci jeszcze tylko powiedzieć, że kocham cię od momentu, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy i zawsze będę cię kochał. Wiem, że nigdy nie potrafiłem tego okazać, ale tak wygląda prawda. Jeśli już mam się poświęcić, to tylko dla kogoś takiego jak ty. Żegnaj, moja gwiazdeczko. Mam nadzieję... — Głos wyraźnie mu zadrżał, a w oczach zakręciły się łzy, co dziewczyna widziała nawet na niewielkim hologramie. — Mam nadzieję, że pewnego dnia znajdziesz dom, którego tak bardzo pragniesz. Żegnaj, Megan. Kocham cię.

Po ostatnich słowach mężczyzny hologram zamigotał po raz ostatni i zgasł. Megan przez długą chwilę siedziała zupełnie bez ruchu, wpatrując się w swe dłonie. Jej palce całe aż pobielały od silnego zaciskania ich na datapadzie. Chciała wrzeszczeć, lecz nie była w stanie wydusić z siebie choćby najcichszego jęku. Wściekle cisnęła urządzeniem o ścianę, po czym bez sił opadła na poduszkę. Ukryła twarz w dłoniach i wtedy zorientowała się, że jej policzki są mokre od łez. Ben otoczył ją ramionami i przycisnął do swej piersi. Przylgnęła do niego ciasno, chowając twarz w połach jego koszuli. Ben tulił ją w ramionach, kiedy zanosiła się rozpaczliwym szlochem a także później, kiedy zabrakło jej już łez. Czule gładził dłonią jej włosy, szepcząc delikatnie, że jest obok. Że nigdy jej nie zostawi. Że wszystko będzie dobrze. Zamknęła oczy, w tamtej chwili będąc gotową uwierzyć w każde jego kłamstwo.

Star Wars - PoświęcenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz