XXXII. Rycerze Ren

373 60 43
                                    


Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie. Kylo wyczuł obecność rycerzy Ren, zanim w ogóle ich zauważył. Czuł ich dzięki wszechobecnej Mocy i pierwszym co go ogarnęło, była wdzięczność, że go odnaleźli, gdyż znaczyło to, że baza Najwyższego Porządku jest już niedaleko. A choć Moc niezwykle pomogła Megan, zwalczając rozprzestrzeniające się po jej ciele w zastraszającym tempie zakażenie, dziewczyna nadal potrzebowała pomocy medycznej, najlepiej terapii bactą, aby jej rany zostały w pełni wyleczone. Niestety, nawet bacta nie zapobiegnie już powstaniu blizn. Na to było o wiele za późno. Ben miał jednak przeczucie, że Megan blizny wcale nie będą przeszkadzały. W wyobraźni już widział, jak przesiadując w jakimś portowym barze szczyci się nimi, opowiadając o swych przygodach na planecie Myrkr. Nawet uśmiechnął się do tej myśli.

Jak dotąd ich dalsza droga przebiegała bez większych komplikacji. Megan z każdym dniem czuła się lepiej i była zdeterminowana, aby wyciągnąć swojego przyjaciela ze szponów Najwyższego Porządku. Zamierzał jej w tym pomóc, choć nie miał żadnych gwarancji, iż którekolwiek z nich zdoła przeżyć tę misją, którą sami sobie narzucili. Uparcie parli więc przed siebie po dżungli, Kylo prowadził, gdy nagle usłyszeli odgłos łamania wielu gałęzi naraz. Ktoś lub coś się zbliżało. Megan drgnęła za plecami Rena, a Wookiee zaryczał pytająco. Ben odwrócił się, starając się ich uspokoić.

— Spokojnie — rzekł. — To tylko rycerze Ren.

W momencie gdy kończył swą wypowiedź, z głębi dżungli wychynęło sześć postaci odzianych w stroje podobne do ubioru Kylo Rena. Każdy z rycerzy dzierżył w obu dłoniach inny rodzaj broni. Na pierwszy rzut oka sprawiały one wrażenie dość ekstrawaganckich oraz mało skutecznych, lecz były to jedynie pozory, które miały zmylić przeciwnika, sprawiając, że poczuje się on zbyt pewnie. Rycerze Ren byli bowiem prawdziwymi mistrzami w posługiwaniu się bronią, którą sami sobie wybierali.

Ben poczuł nagle, że Megan zbliżyła się do niego. Wsunęła dłoń pod jego ramię i przylgnęła ciasno do jego boku.

— Oni nie wyglądają zbyt przyjaźnie... — szepnęła, obrzuciwszy podejrzliwym spojrzeniem sześć milczących postaci, które otoczyły ich półkolem.

Solo delikatnie uścisnął jej dłoń.

— O nic się nie martw — odrzekł. — Prowadźcie nas do bazy! — rzucił w stronę rycerzy.

Jeden z nich, dzierżący w dłoni długi kij z połyskującego w promieniach słońca metalu, zakończony ostrym szpikulcem i nieco przypominający włócznię, wystąpił na przód. Jego maska była niemal identyczna z tą, którą Ben przywdział jako Kylo Ren, lecz brakowało na niej srebrnych zdobień – oznaki tytułu mistrza zakonu. Strój mężczyzny składał się z czarnego kaftana oraz ciemnych spodni z wąskimi nogawkami, wpuszczonymi w wysokie, również czarne, buty. Przez lewe ramię Ren zawadiacko przewiesił krótką pelerynę.

— Oddaj broń, mistrzu — rzekł, wycelowawszy ostry szpikulec swej broni w szyję Megan. Maska, skrywająca jego twarz, sprawiła, że głos mężczyzny brzmiał jak wyzuty z wszelkich uczuć. Kiedy wielki Kylo Ren nie zareagował na jego słowa, rycerz wbił szpikulec w szyję dziewczyny przecinając skórę, tak, że na czubku broni pojawiło się kilka kropel krwi. Megan cofnęła się, puszczając ramię Bena, ale Ren dał krok do przodu, cały czas mając ją w zasięgu ostrza swej broni. — Powiedziałem, złóż broń, mistrzu — syknął. — Wtedy ty i twoi towarzysze zginiecie szybko i bezboleśnie. Spróbuj jednak jakichś sztuczek, a dopilnuję, żebyś do końca przyglądał się, jak twoja rebeliancka kurwa zdycha w męczarniach u moich stóp! — zagroził.

Star Wars - PoświęcenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz