15.

200 9 4
                                    

Wzięłam z szafy piżamę i udałam się do łazienki. Otworzyłam skrzypiące drzwi i weszłam do środka. W pomieszczeniu było cieplej niż w poprzednim. Zakluczyłam drzwi i rozebrałam się. Weszłam pod prysznic i odkręciłam kurek. Oblała mnie ciepła woda , a ciarki przeszły po plecach. Cudowne uczucie.

Toby

An poszła wziąć prysznic. Ładne wybrała imię. Tylko pytanie czemu nie przyjęła pseudonimu po matce. Mniejsza. Położyłem się na łóżko i włączyłem muzykę na słuchawkach. Przeleciała cała play lista. Zaczęła lecieć od nowa a ja zaczełem nucić piosenkę która leciała.

Aa bez moich braci się nie ruszam są ze mną zawsze jak bodydard.. kurwa to nie ten kawałek się trochę pojebałem... To jest sex on the bitch. {...}

Wszystko pod nosem nie obchodzi mnie nic.

Odpalam malboro i leżę jak len .. nad wodą

Nie martwię się pogodą bo jutro będzie gorąco jak co dzień ...

Aa bądź moim koktajlem sex on the bich nikt na nas nie patrzy więc zróbmy to dziś.

  Usłyszałem stłumione klaskanie przez słuchawki. Zsunołem je z uszu i spojrzałem w stronę dźwięku. An stała i biła brawo.

- Pięknie , powinieneś śpiewać na karaoke jak je organizujemy a nie uciekać jak jest twoja kolej.

- Nie .. to nie dla mnie.

- To jest dla każdego.

- No dobra .. może następnym razem zaśpiewam.

Pierwszy raz mi ktoś powiedział że ładnie mi wychodzi.

- An ..

- Tak ?

- Pójdziemy się przejść ?

- No dobra.

- To za 15 min przed willą.

- Okej.

An wyszła. Ja zszedłem z łóżka i ubrałem bluzę. Jeszcze buty i wychodzę.

Zszedłem na dół i wyszedłem przed dom.
An już tam na mnie czekała.
Bez słów podeszła do mnie a ja udałem się w stronę miejsca które chce jej pokazać.

Szliśmy w ciszy. Wieczór był ładny. Niebo nabierało pudnowego różu . A chmury przeszły w pomarańczowy odcień. Podmuch wczesnego jesiennego wiatru targał jasne włosy Anabel. Jej policzki nabrały rumieńcy. Pewnie przez chłodny wiatr.

Szliśmy w ciszy. Po dwudziesu minutach dotarliśmy na miejsce. Tafla wody była spokojna po mimo wiatru. Niedaleko stała stara Dębowa ławeczka. Przez upływ czasu była już trochę podniszczona.

Skierowałem się w jej stronę a An poszła za mną. Usiadłem na jednym z jej końców a biało-włosa obok mnie. Poczułem jej piękny zapach perfum. Był taki łagodny. Słodki wręcz . Dziewczyna patrzyła na spokojną wodę stawu. Musiałem w końcu się przełamać. Muszę jej w końcu powiedzieć o moich uczuciach do niej.

- An. Bo ja..

- Tak Toby ? - powiedziała tym jej delikatnym głosem.

- An bo ja cię...

Nie dokończyłem bo dziewczyna wkleiła się w moje usta. Jej wargi były delikatne. Oddałem pocałunek , moje ciało ogarnęło niesamowite uczucie. Jakbym fruwał w chmurach.

Po parenastu minutach przestaliśmy. Oparłem czoło o jej i patrzyłem w jej czerwone niegdyś zielone źrenice.

- Toby.. Ja .. Nie powinnam. Przepraszam.

Jej oczy zalały się łzami.

- Nie przepraszaj.

- Nie rozumiesz. Ja nie powinnam. W końcu wiem , że Clocwork Cię kocha. Ja widzę jak na nią patrzysz.

- An , ja jej nienawidze.

- Jak to ?

- Nie wiem co sobie ubzdurałaś , ale ja kocham Ciebie.

Dziewczyna na te słowa rozpłakała się. Przytuliłem ją mocno. Oddała gest. Byłem szczęśliwy. W końcu powiedziałem jej co do niej czuję.

Creepypasta Powraca.../Jebane Proxy/...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz