- Gdzie wy znowu łaziliście? – zapytał Schuster, opierając ręce o biodra. – Wellinger i Leyhe, wczoraj też się spóźniliście, a teraz wciągacie w to Freitaga. Mogę się dowiedzieć, dlaczego musieliśmy znowu na was czekać?
- Zasiedzieliśmy się przy śniadaniu – zaczął Stephan.
- Przecież widziałem, że zjedliście wcześniej od Geigera i Wanka.
- Zagadaliśmy się i tyle – mruknąłem.
- Chłopaki, nie może tak być – powiedział trener już odrobinę spokojniej. – Za kilka miesięcy Puchar Świata. Boję się, że wtedy też zaczniecie świrować. Musicie się ogarnąć. Jasne? Inaczej będę zmuszony do bardziej rygorystycznego obchodzenia się z wami. Na razie wam ufam. Nie zawiedźcie mnie.
- Oczywiście – odrzekliśmy razem.
Ruszyliśmy na trening siłowy, a ja wyłączyłem się. Myślałem o dziewczynie. Lena. Ładne imię. Nietrudne do wymówienia w przeciwieństwie do innych polskich imion. W mojej głowie rozbrzmiał jej śmiech, a przed oczami zobaczyłem jej twarz. Zieleń. Chyba stał się moim ulubionym kolorem. Czułem pozytywne emocje. Nagle przypomniało mi się jedno zdanie. Nigdy go nie lubiłam. Skrzywiłem się. Nie lubiła mnie. A czy polubi?
Muszę jakoś ją do siebie przekonać.
***
Wyszliśmy z hotelu. Na parkingu zauważyłam dwóch rozgrzewających się mężczyzn. Pewnie kolejni skoczkowie, który za chwilę mieli zacząć biegać. Przeszliśmy obok nich, ale jeden krzyknął:
- Lena!
Odwróciliśmy głowy w ich stronę. Rozpoznałam Petera. Uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Powiedział coś po słoweńsku do swojego kolegi i podszedł do nas.
- Cześć – przywitał się i podał wszystkim rękę. – Wybieracie się na spacer?
- Tak – odparł Maciek. – Przed treningiem, póki mamy czas na spędzenie chwili z Leną.
- O – wyszczerzył zęby. Jego uśmiech na żywo był jeszcze bardziej zabójczy, niż na zdjęciach. – Dołączyłbym do was, ale Anze na mnie czeka. Chcieliśmy razem pobiegać.
- Może następnym razem – zaproponowałam.
- Chętnie – odpowiedział, patrząc mi w oczy.
Nastała cisza, którą po chwili przerwał Maciek.
- Dobra, musimy już iść, bo się nie wyrobimy na obiad. Na razie, Peter – pociągnął mnie za rękę. – Do zobaczenia na treningu.
- Pa – bąknęłam, z trudem odwracając od niego wzrok.
- Hej – pożegnał się i wrócił do kolegi z kadry, idąc tyłem.
- Chyba ktoś ma ochotę porwać ci kuzyneczkę – zaśmiał się Piotrek i szturchnął łokciem Macieja w bok.
Poczułam, jak rumieniec oblewa mi twarz. Peter to przyjaciel. Tylko przyjaciel. Poza tym znamy się jeden, dwa dni. Nie można zakochać się w kimś w tak krótkim czasie.
Potrząsnęłam głową. Wyrzuć z głowy te myśli, Lena. Nie wiesz, co on do ciebie czuje, a dla ciebie to kolega. Nikt więcej. Przyjechałaś tu dla skoków, a nie mieszanych uczuć.
***
Stochowie i Lena podążali przodem, a ja i Piotrek trzymaliśmy się z tyłu. Ci na przedzie gadali jak najęci, my nie wtrącaliśmy się w ich rozmowę, szliśmy, chłonąc promienie słońca.
Nagle między nami znalazła się Ewa. Moja kuzynka i Kamil cały czas podążali przodem.
- Maciek – zaczęła. – Muszę ci coś powiedzieć.
- Co jest?
- Dzisiaj rano Lena została sama w stołówce i siedziała tam godzinę. Niepokoiłam się, szukałam jej, myślałam, że się zgubiła, ale znalazłam ją w tym samym pomieszczeniu, w którym ją zostawiłam, razem z Niemcami.
- A nie mówiłem, że mają na nią chrapkę – wtrącił Piotrek.
- I? – zignorowałem mojego przyjaciela, chcąc dowiedzieć się, co działo się dalej.
- Było widać, że dobrze czuje się w ich towarzystwie – kontynuowała Ewa. – Śmiali się. Podobno to oni przysiedli się do niej.
Zagryzłem dolną wargę. Kamil miał rację. Może nawet Piotrek. Nie spodobało mi się to. Nie może zakręcić się wokół jakiegoś skoczka, bo zaczną się dziać nieprzyjemne rzeczy. Musi ograniczyć też kontakty z Prevcem. Widziałem, jak na nią patrzył, a ona na niego. Trzeba zapobiec rozwinięciu tej sytuacji, bo nic dobrego z tego nie wyniknie. Jeszcze ci Niemcy...
- Dzięki, Ewa – odpowiedziałem. – Porozmawiam z nią.
- Tylko spokojnie. Nie zepsuj jej urodzin.
Kiwnąłem głową. Nie zepsuć jej urodzin. Ale jak? Z tą sprawą nie można zwlekać, a przez to musiałbym przeprowadzić z nią rozmowę dopiero w niedzielę, kiedy będzie po wszystkich konkursach w Wiśle.
- Porozmawiasz, kiedy odbędą się wszystkie konkursy – powiedział Piotrek, kładąc mi rękę na ramieniu. – Nic do tego czasu się nie wydarzy, zobaczysz.
Spojrzałem na niego szeroko otwartymi oczami. Czasami naprawdę miałem wrażenie, że ten człowiek czyta mi w myślach. Uśmiechnął się tylko.
- Okej – zgodziłem się. – Wracajmy do hotelu, bo spóźnimy się na obiad.
- Hej, wy tam! – zawołał Piotr. – Zawracamy! Teraz my poprowadzimy. Ostatni będą pierwszymi, he he.
_________________
Moim zdaniem słabe, nie podoba mi się ta część.

YOU ARE READING
new reality | a.wellinger
FanfictionNie chciałam żadnego współczucia. Żadnego pocieszenia. Nie wiedziałam, dokąd idę. Chciałam zostać sama. Po prostu szłam przed siebie.