17

1.1K 86 54
                                    

Kończyliśmy już posiłek, kiedy odłożyłam sztućce, opierając je o brzeg talerza. Spojrzenia obecnych przy stoliku padły na mnie. Przełknęłam ostatni kęs, moje ręce zaczęły trząść się ze stresu, bicie serca przyspieszyło, a na czole pojawiły się krople potu. 

- Maciek – odezwałam się, rozważając, czy powoli dążyć do punktu kulminacyjnego rozmowy, czy walnąć prosto z mostu. Zdecydowałam się na to drugie. – Peter zaprosił mnie na spacer po kolacji. Mogę iść?

Kuzyn wpatrywał się we mnie. Przestał żuć jedzenie, po prostu zamarł, jakby zatrzymał się w czasie. Chwilę potem wrócił do życia i powiedział:

- Wykluczone.

- Dlaczego? – spytałam, nie dając przerwać rozmowy.

- Nie – odparł. – Po prostu.

- Ale dlaczego? – zaczęłam niepotrzebnie drążyć temat. – Poinformowałam cię. Powinieneś to docenić, bo już rozważałam niewspominanie ci o tym i wymknięcie się z pokoju. Byłbyś wtedy bardziej zadowolony? Czemu nie pozwalasz mi na spotkanie? Nic złego się nie stanie. Peter to odpowiedzialny człowiek. 

- Skąd wiesz? – odparował Maciej, rzucając z brzękiem sztućce na talerz, rozmowy w stołówce przycichły. – No skąd? Ile go znasz? Jeden dzień? Dwa? Przecież to prawie tyle, co nic – zaśmiał się. – Lena, nie możesz tam iść – nachylił się do mnie. – Nie wiadomo do czego ludzie w tym pomieszczeniu są zdolni. Nie wiesz, komu co nagle odbije. A poza tym, nie zauważyłaś, jak nagle szybko wszyscy zaczęli nawiązywać z tobą kontakty? Cała chmara mężczyzn. Nie słyszałaś o różnych przypadkach? Nie boisz się? Nie boisz się wyjść z dopiero co poznanym chłopakiem na spacer w nocy? W nocy? – podkreślił ostatnie słowa. – Nie zgadzam się. – Wstał od stołu, żeby wyjść do pokoju. – Po moim trupie.

- Nie – wyszeptałam, kiedy był już odwrócony do mnie plecami. 

Zastygł. Rzuciłam szybkie spojrzenie na znajdujących się w stołówce. Wpatrywali się teraz w Maćka. Nie usłyszałam żadnych rozmów, ani jednego szmeru.

Kuzyn stanął przede mną, krzyżując ramiona na piersi. Był naprawdę zdenerwowany. Zły. Wkurzony. Nie wiedziałam, jak poprawnie określić jego wielkie wzburzenie.

- Że co? – wysyczał przez zaciśnięte zęby.

Wstałam z krzesła. Prawie dorównywałam mu wzrostem. Przełknęłam powstałą gulę w gardle i powiedziałam głośniej:

- Nie.

Na jego twarzy pojawiło się zdumienie. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Już myślałam, że mi pozwoli, że zmiękł, ale on zachował kamienną twarz.

- Przez całe zawody już z nikim się nie spotkasz – wycedził. – Wszędzie będziesz chodzić z Ewą. Nie odstąpi cię na krok.

- Nie przesadzaj – wtrącił Piotrek.

- Morda – rzucił do niego. – Zero – wskazał na mnie palcem. – Zrozumiałaś?

Do oczu nabiegły mi łzy, a on po prostu odwrócił się i ruszył do wyjścia. 

- Nie jesteś moim rodzicem, żeby dawać mi szlabany! – krzyknęłam za nim, a on znowu się zatrzymał.

- Co ty nie powiesz – warknął. – Doskonale wiem, że nie masz rodziców. – Wyszedł, trzaskając drzwiami. 

Zauważyłam, jak spojrzenia kierują się na mnie. Po moich policzkach leciały już strumienie łez. Bolało. Jego słowa bolały. Ktoś mnie mocno do siebie przytulił, lecz nie mogłam rozpoznać, kto to był.

new reality | a.wellingerWhere stories live. Discover now