18

969 82 18
                                    

Nogi nagle zrobiły mi się jak z galarety. Już upadałem, kiedy Dawid podtrzymał mnie pod ramię i zaprowadził do najbliższego fotela, abym usiadł. 

- Super, teraz jeszcze ty mi wymiękniesz – burknął. – Gdybym to wcześniej przewidział, to nie przychodziłbym tu z tobą. Ale mi nie uwierzyłeś. To masz za swoje. Teraz bynajmniej wiesz, że to prawda. Lena zniknęła.

Zanurzyłem dłonie we włosach. Powoli zaczęła do mnie docierać ta szokująca informacja. Wszystko przeze mnie. Po cholerę ja to jej mówiłem? Nie opanowałem wystarczająco emocji. A teraz nikt nie wie, gdzie jest Lena. Łza spłynęła mi po policzku i spadła na podłogę. Poczułem wibrację telefonu w kieszeni. Wyjąłem go i spojrzałem na wyświetlacz. 

Agnieszka. Super. Jeszcze tego brakowało. Odebrałem.

- Hej, kotek – usłyszałem w słuchawce. – Gratuluję wygrania kwalifikacji! Co tam porabiasz? Jak Lena? Dobrze się bawi? Nie mogę się do niej dodzwonić, więc pomyślałam, że nie ma czasu na gadanie z jakąś tam dziewczyną, bo zbyt fajnie przeżywa te wszystkie wydarzenia. To jak tam? 

Skierowałem wzrok na Dawida. Wpatrywał się we mnie nieźle wkurzony. Z windy wyszedł Piotrek. Reszta bez zmian. Płacz. Smutek. A najbardziej bolał mnie widok Ewy. Naprawdę cierpiała.

- Słuchaj, Aga – powiedziałem zduszonym głosem. – Nie mogę teraz rozmawiać. Jestem zajęty. Oddzwonię później, dobrze?

- Ale jak to? – wyczułem lekką panikę. – Coś się stało?

- Nie, skąd – szepnąłem. – Ale zadzwonię później – dodałem i rozłączyłem się. 

Od razu po włożeniu komórki do kieszeni zauważyłem zmierzającego w moją stronę Wellingera. Jego postawa nie wróżyła nic dobrego. Podszedł, buchała od niego wściekłość. Gapił się ze złością, na pewno chciał krzyczeć, może nawet miał ochotę mnie zabić, ale opanował się. Zrobił to, czego mi zawsze brakowało. Czego zabrakło mi niecałe pół godziny temu.

Wypuścił powietrze z płuc i kucnął naprzeciwko mnie. Schował głowę między kolanami, ale zaraz spojrzał mi w oczy, położył dłoń na udzie i poklepał. 

- Maciek – odezwał się cicho. – Nie wiem dokładnie, co jej powiedziałeś, ale to było podłe. Mam wielką ochotę walnąć cię za to, lecz problem pozostałby nierozwiązany. A teraz, kiedy widzę, jak ty przez to cierpisz i żałujesz, nie pozostaje mi nic, oprócz współczucia ci i chęci pomocy w odnalezieniu Leny.

Pokiwałem głową. Jednak mnie nie zleje na kwaśne jabłko. 

- Będzie dobrze – poklepał mnie po plecach. – I chyba należałoby wszcząć tę akcję poszukiwawczą. Nie pokazuj swojej bezsilności. Ty tu rządzisz. – Odszedł w stronę Freitaga i Prevca.

Chłopak miał rację. Nie mogłem się załamywać. Poza tym musieliśmy w końcu zacząć szukać Leny. 

Znowu poczułem wibrację w kieszeni. Wyciszyłem telefon. Wstałem z fotela i spojrzałem na Dawida, który nie ruszał się ze skrzyżowanymi na piersi rękoma.

- No co tak sterczysz? – zapytałem. – Idziemy jej szukać, choćbyśmy nie mieli dzisiaj spać.

- I to jest Maciek, którego znam – uśmiechnął się. – Lecę przekazać informację innym.

***

Pożegnałem się z Kamilem i zapłakaną Ewą, którzy zostawali w hotelu na wypadek, gdyby Lena wróciła sama. Wyszedłem z hotelu. Miałem iść na poszukiwania z Maćkiem. Każdego chętnego do pomocy zagranicznego skoczka przydzielono do polskiego, ponieważ oni znali lepiej tereny Wisły. Ruszyliśmy ostatni, po końcowych wskazówkach podanych przez Kota. Podążyliśmy w stronę skoczni, do której prowadziła długa droga, ale nie obchodził nas czas przeznaczony na poszukiwania. Ważne było, żeby odnaleźć dziewczynę. 

Szliśmy kilka, może kilkanaście minut w milczeniu. W końcu przerwał je Polak.

- Hej, Andreas – zaczął. – Mogę cię o coś spytać?

- Jasne – zgodziłem się. – O co tylko chcesz. Nie będę miał do ciebie żadnej urazy, jeśli o to ci chodzi – uprzedziłem.

- Okej – bąknął. – Czy ty coś do niej czujesz? 

Spodziewałem się tego pytania.

- Nie wiem – szepnąłem.

- Jak to nie wiesz?

- To nie jest łatwe – próbowałem wytłumaczyć. – Nie umiem dokładnie określić, co czuję. Ale coś tak. 

- Aha – wydusił tylko.

Znowu zapadła cisza. 

- Co takiego mocnego jej powiedziałeś, że się rozpłakała i uciekła? – wyszeptałem po chwili. Bałem się o to spytać, ale ciekawość wzięła górę.

Maciej westchnął.

- Nie wiem, czy dobrze byłoby ci to mówić – zatrzymał się i splótł dłonie na karku. – Ja bardzo tego żałuję. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo. – Stanąłem naprzeciwko niego. – Nie mam pewności, czy mogę ci zaufać i o wszystkim powiedzieć, Andi. To wiedziała tylko moja rodzina i kadra. Nikt więcej. – Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. – Musisz przyrzec, że nikomu nie wygadasz.

- Nigdy. Zabiorę to ze sobą aż po grób – przyłożyłem prawą rękę do serca, a lewą uniosłem. – Przyrzekam. Umiem dotrzymać tajemnicy.

- Zabiję cię, jeśli ktokolwiek inny się dowie – wskazał na mnie palcem. Ruszyliśmy w dalszą drogę. – Lena od niedawna jest z nami. Nie miała zbyt łatwo, zanim się u nas zjawiła. Moja mama i jej tata byli rodzeństwem. – Dokładnie wsłuchiwałem się w jego wypowiedź. Byli. Już nie są. Musiało wydarzyć się coś poważnego. – Ojciec Leny wyjechał na drugi koniec Polski. Mniejsza o powód, dlaczego to zrobił. Nie utrzymywał kontaktu z rodziną przez kilkanaście lat. Pewnego dnia mama dostała telefon z gdańskiej policji. Wujek zginął w wypadku samochodowym. – O cholera. Cholera, cholera, cholera. Tego się nie spodziewałem. Pokiwałem głową, żeby mówił dalej. – Mieliśmy przejąć opiekę nad Leną, bo nie ukończyła jeszcze osiemnastu lat. Pytaliśmy o matkę, ale poinformowano nas, że pije i nie jest w stanie jej utrzymać. Więc rodzice musieli po nią pojechać. I od kwietnia mieszka z nami. A dzisiaj w stołówce... - wciągnął gwałtownie powietrze. – Spytała, czy może spotkać się z Prevcem. Nie wyraziłem zgody, a ona postawiła mi się. Dałem jej szlaban. I wtedy Lena powiedziała, że nie jestem jej rodzicem, aby rozkazywać. A ja... - przeszedł go dreszcz. Po policzku spłynęła mu łza. – A ja krzyknąłem, że doskonale wiem, że nie ma rodziców. – Znowu zatrzymał się i przykucnął, chowając twarz w dłoniach. – Nie chciałem – usłyszałem stłumiony głos. – Ja tak bardzo tego żałuję. Nienawidzę siebie za to.

- Maciek... - poklepałem go po plecach. – Kurde, tak mi przykro. – Wstał i przetarł oczy rękoma. Rozłożyłem szeroko ramiona. Uśmiechnął się i oddaliśmy przyjacielski uścisk. 

- Dzięki – wydusił. – Teraz czuję się zdecydowanie lepiej. Chyba musiałem po prostu to wszystko z siebie wyrzucić.

- Wiem – przytaknąłem. – Czasami nie warto trzymać tego w sobie, bo można w końcu wybuchnąć.

Szliśmy dalej, a w głowie cały czas kłębiła się opowiedziana przez Kota historia Leny. Bolało mnie serce, kiedy dowiedziałem się, przez jakie trudy przechodziła, a teraz jeszcze ta sytuacja...

Miałem tylko wielką nadzieję, że ją odnajdziemy.


_________________

Trzymam Was w niepewności. Co Wy na to?

new reality | a.wellingerWhere stories live. Discover now