Usiadłam na jakichś schodkach. Nie miałam siły iść gdziekolwiek indziej. Byleby Andreas już za mną nie szedł. Oparłam czoło o kolana. Przestałam płakać. Zamknęłam oczy i zaczęłam myśleć o wydarzeniu sprzed zaledwie kilku minut.
To, co towarzyszyło mi podczas pocałunku z Andreasem, było naprawdę nie do opisania. Te wszystkie emocje, które mną wtedy szargały... Nigdy nie czułam czegoś takiego. Chciałam, żeby ta chwila trwała w nieskończoność. Jednak musiał przerwać to Freitag. Zobaczył nas, przez co mógł rozpowiedzieć o tym innym skoczkom. Siałyby się ploty. Ale później, gdy wyskoczył z tym komentarzem, zebrało mi się na płacz. Jego wypowiedź brzmiała jak jakieś pieprzone zakłady między sportowcami o nasze uczucia. A nimi niewolno się bawić. Ani swoimi, ani cudzymi.
Może i moja reakcja była spowodowana w dużej części przez niego, ale to również przeze mnie. Gdybym zaprzestała temu wcześniej, nikt nie dowiedziałby się o zaszłej sytuacji. Ale problem w tym, że ja chciałam więcej. Wina leżała również po mojej stronie.
Układałam w głowie, co poczynić. W holu było dużo ludzi, w tym rozpoznałam kilku dziennikarzy, którzy zadawali wcześniej pytania skoczkom. Na bank widzieli całe zajście. Nic nie ucieknie ich uwadze. Przypomniałam sobie słowa Maćka z dnia, gdy przyjechałam do Wisły. Nie odpowiadać. Mieć ich w dupie. Jeśli zaatakują mnie przy wejściu, przejść obok nich obojętnie.
Super. Tylko że ja i tak bałam się tej całej chmary.
Już chciałam się załamać, próbować zadzwonić do kuzyna lub Ewy, żeby poradzić się ich w tym trudnym momencie, kiedy poczułam, że ktoś obok mnie siada. Znieruchomiałam. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Andreas, ale od razu wybiłam to sobie z głowy. Po tym, w jakim stanie go zobaczyłam, to nie mógł być on. Obstawiłam więc Prevca, który znów miałby okazję się napatoczyć, ale zaprzeczyłam, gdyż nie rozmawiałam z nim już bodajże dwa dni.
Przybysz nie odzywał się. Siedzieliśmy w milczeniu przez kilka, może kilkanaście minut. Nie odliczałam czasu z zegarkiem w ręku. Spojrzałam w bok. Buty wskazywały na to, że musiał być to mężczyzna. Nie ruszał się. W końcu zaciekawiona podniosłam głowę.
Szatyn wpatrywał się we mnie swoimi brązowymi oczami. Nie były one ciemne. W świetle słońca aż jaśniały. Uśmiechnięty chłopak przypominał mi kogoś, ale nie wiedziałam dokładnie kogo. W końcu przerwał on ciszę.
- Już dobrze się czujesz? – zapytał spokojnie.
- Tak – pokiwałam powoli głową. – Dlaczego tak się pan tym interesuje?
- Może dlatego, że cierpiąca kobieta to nie jest zbyt przyjemny widok. Przynajmniej dla mnie – powiedział swoim kojącym głosem.
- Wciąż nie rozumiem, po co pan się do mnie przysiadł.
- Proszę nie mówić do mnie „pan" – wyciągnął rękę w moją stronę. Uścisnęłam jego dłoń. – Nazywam się Gregor Schlierenzauer. I nie jestem żadnym gwałcicielem, nie musisz się mnie bać.
Zaniemówiłam. Jak mogłam go nie poznać? Przecież tyle razy kibicowałam mu z ojcem, byliśmy pod wrażeniem jego niesamowitej formy w tak młodym wieku. Potem zawieszenie kariery. Bardzo to przeżyliśmy. I w końcu powrót w styczniu tego roku. Radość przepełniała nas przez cały miesiąc. Forma Gregora nie była już taka jak poprzednio. Jednak my wciąż nie traciliśmy w niego wiary i mieliśmy nadzieję, że jeszcze kiedyś się podniesie.
A później ja zostałam z tym sama.
- Lena Bury – przedstawiłam się już z uśmiechem. – Teraz, kiedy już wiem, kim dokładnie jesteś, nigdy nie posądziłabym cię o gwałt.

YOU ARE READING
new reality | a.wellinger
FanficNie chciałam żadnego współczucia. Żadnego pocieszenia. Nie wiedziałam, dokąd idę. Chciałam zostać sama. Po prostu szłam przed siebie.