22

1K 90 89
                                    

Każdy team pakował się na skocznię. Wrzuciłem torbę do naszego busa i skierowałem się do Polaków. Podszedłem do nich, ale nie zastałem Leny.

- Hej – przywitałem się z najbliżej stojącym Stochem.

- Cześć, Andi – wyprostował się i podał mi rękę. Uścisnąłem ją i poklepałem go po ramieniu. – Szukasz kogoś? – Przytaknąłem. – Leny? – uśmiechnął się, a ja znów pokiwałem głową. – Maćka jeszcze nie ma. Myślę, że powinna z nim przyjść. 

- Mogę poczekać? – spytałem. – Chciałbym złożyć jej życzenia – wytłumaczyłem szybko.

- O – zdziwił się. – Skąd wiesz?

- Nietrudno było zauważyć was śpiewających w stołówce – odpowiedziałem.

- Ach – zaśmiał się. – Tak jakoś wyszło. Mieliśmy zamiar zrobić jej niespodziankę i chyba nam się udało. Poniekąd wyjazd na te zawody to też dla niej prezent, ale od rodziny Kotów. 

- Wow – uniosłem brwi w górę. – Musiała naprawdę się cieszyć.

- Oj tak – zgodził się i odwrócił głowę w stronę hotelu. – Maciek! – krzyknął, widząc nadchodzącego skoczka z torbą na ramieniu. – A gdzie Lena? – spytał zaraz. 

- Prevc z nią gada – przyszedł, wrzucił bagaż do busa i spojrzał na nas z lekko zmarszczonymi brwiami. – Zaczepił ją przy wejściu. A co?

- Nic szczególnego. – Bardzo szczególnego. – Andreas chciałby złożyć jej życzenia z okazji urodzin. 

- No co ty? – powiedział, nagle się ożywiając. – Już tak blisko się poznaliście? – zwrócił się do mnie.

- Co? – nie zrozumiałem. Kamil dał kuksańca Maćkowi w bok, a ten wypluł z ust wodę, którą pił. 

- Nieważne – odparł Kot, krztusząc się napojem. Stoch klepnął go z całej siły w plecy.

- Uspokój się, młody – odrzekł, powstrzymując się od śmiania. – Masz jeszcze całe życie przed sobą, nie możesz teraz się udusić. 

Maciej oparł ręce o kolana i się pochylił, a Kamil odwrócił się i wybuchnął śmiechem. Stałem jak głupi nieruchomo, nie wiedząc co robić. Nigdy nie widziałem takiego zachowania w polskim zespole. Co prawda musieli mieć jakąś rozrywkę, ale nie sądziłem, że będzie nią nabijanie się z krztuszącego się kolegi. Nareszcie Kot wyprostował się. W jego oczach zauważyłem łzy.

- Przepraszam – bąknął.

- Żyjesz? – śmiał się dalej Kamil.

- Tak, idioto – warknął.

- Już jestem – usłyszeliśmy głos obok siebie i odwróciliśmy w jego stronę. Lena. Wyglądała na trochę wystraszoną, ale też i rozgniewaną.

- Coś się stało? – zapytałem.

- Nie, skąd – uśmiechnęła się do mnie. – Wszystko w jak najlepszym porządku. Nie powinieneś być ze swoimi?

- Przyszedł tutaj, żeby złożyć ci życzenia – wytłumaczył po raz kolejny Stoch, pocierając policzki dłońmi. 

- O – otworzyła szeroko oczy dziewczyna.

- Chodź, Kamyk. – Maciek pociągnął kolegę za rękę, patrząc na nas z podejrzliwym uśmieszkiem. – Zostawmy ich samych.

- Bywajcie, przyjaciele! – pożegnał się Kamil, chichocząc pod nosem.

Obydwoje odprowadziliśmy ich wzrokiem.

- Nie chcę nikogo obrażać – powiedziałem – ale czy oni coś ćpali?

new reality | a.wellingerWhere stories live. Discover now