PROLOG

2.7K 109 12
                                    

- A on jak się nazywa? – spytał tata, pokazując mi zdjęcie skoczka.

- Sven Hannoweld – odpowiedziałam, klaszcząc energicznie w dłonie i nie mogąc doczekać się następnej ilustracji.

- Blisko, blisko – zaśmiał się ojciec. – Hannawald, słoneczko, Sven Hannawald.

- Trudne nazwisko.

- Wiem, kochanie – pogładził mnie po głowie i wyjął z kartonika wycinek z gazety. – A to? Kto to jest?

- Adam Małysz! – krzyknęłam, okręcając się wokół własnej osi. – Z Polski!

- Wspaniale, rybeńko – pochwalił mężczyzna. – A to?

- Noriaki! – rzuciłam się tacie na szyję. – Kasai!

- Jak ty możesz pomieścić to wszystko w swojej małej główce? – zaśmiał się po raz kolejny. – Masz dopiero cztery latka, mała mądralo! Ja w twoim wieku tyle skoczków nie znałem.

Zachichotałam, kiedy tata zaczął mnie gilgotać. Z nim zawsze byłam szczęśliwa, niezależnie od problemów, które nas dotykały.

Dzieciństwo. Beztroskie dzieciństwo. Chciałabym cofnąć czas i do niego wrócić, ale nie wszystko jest możliwe. Ból i cierpienie to nieuniknione w ludzkim życiu.

***

Miłość do skoków zakorzenił we mnie ojciec. Jako nastolatek sam był skoczkiem, ale przerzucił się na narciarstwo alpejskie. Ja z kolei najpierw uprawiałem kombinację norweską, a dopiero później skoki. Najpierw nie wszystko wychodziło mi perfekcyjnie, ale z czasem poprawiłem się. 

Skoki przyniosły mi największe szczęście, jakie mogłem doświadczyć w życiu. Nie musiałem o nic się zamartwiać, ponieważ dzięki nim niewątpliwie cały czas miałem uśmiech na twarzy.

Nie wyobrażam sobie życia bez nich.


_____________

Pierwszy raz piszę fanfiction, więc sorka, jeśli coś mi nie pyknie

new reality | a.wellingerWhere stories live. Discover now