Wjechaliśmy do Zakopanego. Nie mogłam oderwać się od szyby samochodu. Przed sobą widziałam góry. Niesamowity widok! Od razy się w nim zakochałam. Przepiękne miejsce. Te domki, zupełnie coś innego niż na północy Polski. Żałowałam, że tata i ciotka przestali się ze sobą kontaktować. Jeśli by tego nie zrobili, na pewno jeździlibyśmy tutaj na wakacje, a może nawet ferie.
- Tu jest cudownie! – krzyknęłam.
Zauważyłam, jak wujostwo spogląda na siebie z radością, ale też i zdziwieniem. Może dlatego, że to jedyne słowa, jakie wypowiedziałam podczas jazdy samochodem.
- Cieszymy się, że ci się podoba – powiedział Rafał.
- Już kocham to miejsce – oznajmiłam pewnie.
- Oj, pokochasz jeszcze bardziej – zaśmiała się Małgorzata.
Moim oczom ukazała się Wielka Krokiew. Wstrzymałam oddech.
- Jest w przebudowie – odezwał się wujek. – Skakać będą na niej dopiero na Puchar Świata. Letnie Grand Prix odbędzie się w Wiśle.
- I tak jest super – odpowiedziałam, wyobrażając sobie mnie kibicującą skoczkom na trybunach.
Po kilku minutach zatrzymaliśmy się przed dużym budynkiem.
- To tutaj. Twój nowy dom.
Coś zabolało mnie w piersi na te słowa. Nowy dom. No tak. Już nie jest to małe mieszkanie w Gdańsku. To willa w Zakopanem. Zebrało mi się na płacz. Zamrugałam szybko oczami, żeby powstrzymać łzy.
- Wow – byłam w stanie wypowiedzieć tylko to.
Wuj zabrał moje walizki z bagażnika, a ciocia złapała mnie za rękę i pociągnęła w kierunku wejścia.
W domu panował gorąc, wręcz zaduch. Rozejrzałam się niepewnie po korytarzu. Białe ściany, czarne meble, gdzieniegdzie charakterystyczne dla górali ciupagi.
- Jesteśmy! – krzyknęła Małgorzata.
Z jednego z pomieszczeń wyszła blondynka z dzieckiem na rękach. Zaraz za nią dwoje bardzo podobnych do siebie mężczyzn, a potem brunetka. Na twarzach kobiet gościły szczere uśmiechy, natomiast u przedstawicieli płci męskiej były one nieśmiałe. Wszyscy mieli kreacje jak na jakąś ważną uroczystość, a ja przyjechałam w jeansach i nadciągniętej bluzie. Poczułam się niczym wyrzutek.
- Witamy w nowym domu – oznajmiła dziewczyna o brązowych włosach, podeszła do mnie i przytuliła z całych sił. – Nazywam się Agnieszka Lewkowicz. Miło mi ciebie nareszcie poznać. Nie mogliśmy doczekać się twojego przyjazdu. – Zbliżyła usta do mojego ucha. – Nie stresuj się. Nie masz czym.
- Lena – przedstawiłam się wciąż niezbyt odważnie.
Następnie skierowała się ku mnie blondynka. Wyciągnęła z trudem jedną rękę, wciąż trzymając dziecko, i uścisnęła mocno moją dłoń.
- Joasia Kot, a mała to Otylia. Witamy w rodzinie.
Za nią przyszedł jeden z mężczyzn.
- Kuba Kot – uśmiechnął się już trochę pewniej. – Aśka to moja żona, więc Otylka to córka. Mam nadzieję, że spodoba ci się u nas.
Zaraz za nim stawił się ostatni „obcy".
- Jestem Maciek – powiedział odważnie. – Kot oczywiście. Ugościmy cię najlepiej, jak potrafimy. Obiecuję.
Powitanie trwało zaledwie niespełna pięć minut, a ja ogłupiałam. Mam w rodzinie sportowców i to nie byle jakich. Rozbolała mnie głowa. Za dużo na jeden dzień. Kilka dób temu zginął mój ojciec, który rzadko opowiadał o swojej rodzinie. Po pogrzebie, na którym byłam tylko ja, dowiedziałam się, że fundusze za uroczystość pokryła tajemnicza ciotka. W jednym dniu zauważam ją, kojarzę, wszystko wydaje mi się znajome i nagle spada na mnie jak grom z jasnego nieba. Ale dlaczego tata wszystko przede mną ukrywał?
Łzy poleciały mi po policzkach. Nastąpiło poruszenie.
- Leno, coś się stało? – zapytała szybko Małgorzata, kładąc mi ręce na ramionach. – Co się dzieje? Zrobiliśmy coś źle?
Zaśmiałam się. Wszystko było idealne. Zbyt idealne. Otarłam szybko oczy rękawem. Wzięłam głęboki wdech i uśmiechnęłam się. Okej, pomyślałam. Otworzę się. Nie mogę siedzieć zamknięta w sobie przez cały czas. Mam okazję poznać moją rodzinę, o której prawie nic nie wiedziałam.
- Co wy – odpowiedziałam. – To najcudowniejsze powitanie jakie w życiu miałam okazję przeżyć.
Usłyszałam odgłosy ulgi. Zaśmiałam się głośno. Już wiedziałam, że z nimi nie będę się nudzić. Nigdy w ich towarzystwie.
_______________
Nie komentuję tego
YOU ARE READING
new reality | a.wellinger
FanfictionNie chciałam żadnego współczucia. Żadnego pocieszenia. Nie wiedziałam, dokąd idę. Chciałam zostać sama. Po prostu szłam przed siebie.