Wyjeżdżałyśmy kilka dni przez rozpoczęciem zawodów. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. W pakowaniu pomagała mi Agnieszka. Wyciągała z szafy wybrane przez siebie ubrania i rzucała na łóżko, a ja upychałam wszystko w walizkę. Zdziwiłam się, kiedy podała mi dwie bluzy i jeansy.
- A to po co? – spytałam. – Przecież jest lato.
- Przyda się na chłodne wieczory – odpowiedziała. – Nigdy nie wiadomo, jaka będzie pogoda.
- Racja – przyznałam. – Z tej całej radości i stresu już nawet nie myślę.
Zaśmiała się. Do pokoju weszła Ewa. Musiała przed chwilą przyjechać. Podeszła do mnie i przytuliła.
- I jak tam? Gotowa? – pytała. – Czy jeszcze nie bardzo?
- Niezupełnie – odpowiedziałam. – Ale zaraz kończę.
- Mamy czas.
Walizka była wypchana po brzegi. Miałam problem, żeby ją zamknąć. Dziewczyny zaoferowały mi pomoc i usiadły na bagażu, a ja powoli go zapinałam. Brzuch bolał mnie przy tym ze śmiechu.
W końcu nadeszła pora, aby wyruszać. Małgorzata wręczyła nam przy pożegnaniu kilka kanapek na drogę. Nie chciałam ich na początku przyjąć, bo czułam, że po sytym śniadaniu pęknę, ale ciotka strasznie nalegała, więc wzięłam je dla świętego spokoju.
Załadowałyśmy się do auta i wyjechałyśmy z podwórka, trąbiąc głośno. Westchnęłam, kiedy opuściłyśmy Zakopane. Zrobiło mi się jakoś niezwykle lekko na sercu. Wciąż nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę. Zauważyłam, że Ewa spojrzała na mnie kątem oka.
- Co jest? – spytała z uśmiechem. – Nie możesz się doczekać?
- Raczej uwierzyć – odpowiedziałam.
- Znasz dokładnie plan naszej wycieczki?
Zaprzeczyłam.
- Jedziemy najpierw do Wisły, potem Hinterzarten i Courchevel. W połowie sierpnia wracamy do domu i pod koniec września jedziemy do Hinzenbach i Klingenthal. Spokojnie, zwolnimy cię z zajęć w szkole – uprzedziła moje pytanie. – Wiemy, że będziesz teraz w klasie maturalnej, ale chyba nic się nie stanie, jak opuścisz tydzień lub dwa zajęć. Poza tym, później zacznie się Puchar Świata... - skrzywiła się lekko, rozmyślając nad czymś intensywnie. – Zresztą, nieważne. Teraz zależy nam tylko na twojej udanej zabawie.
Uśmiechnęłam się. Czułam tylko radość i nic więcej. Wow. Pierwszy raz będę oglądać skoki na żywo. Coś niesamowitego.
- Masz swojego ulubionego skoczka, któremu szczególnie będziesz kibicować? – zapytała Ewa, nie dając umrzeć naszej rozmowie.
- Zdecydowanie Richard Freitag – odpowiedziałam bez zastanowienia. – Uwielbiam go. Ma cudowny uśmiech i niesamowite poczucie humoru. A co najważniejsze umie pogodzić się z porażką, wspiera kolegów z drużyny, kiedy mu się nie udaje – z moich ust wylał się potok słów. – Kibicuję mu właściwie od jego indywidualnego debiutu w Pucharze Świata. Niesamowity człowiek. Ma w sobie tyle energii! Spojrzenie na jego zdjęcie potrafi poprawić mi każdy zły dzień. – Westchnęłam po raz kolejny. – Chciałabym go kiedyś spotkać.
- Już niebawem go zobaczysz, gwarantuję ci to – zaśmiała się. – Dowiozę cię bezpiecznie w jednym kawałku, nie musisz się o nic martwić.
- Ufam ci, Ewa – powiedziałam z powagą, a zaraz potem obie się roześmiałyśmy. Po chwili zadałam pytanie. – A jak to jest być żoną skoczka?
YOU ARE READING
new reality | a.wellinger
FanfictionNie chciałam żadnego współczucia. Żadnego pocieszenia. Nie wiedziałam, dokąd idę. Chciałam zostać sama. Po prostu szłam przed siebie.