Rozdział 2

278 26 2
                                    


Jak obiecała, tak zrobiła. Następnego dnia, mniej więcej o tej samej porze stanęła w progu mieszkania Porpentyny.

— Jak to wyglądało po moim wyjściu? — zapytała, zrzucając z ramion beżowy płaszcz zimowy. Tina zabrała go od niej i ruchem różdżki odesłała na wieszak.

— Lepiej. Musisz być wobec niego bardziej subtelna, Daro. Biedak kuli się na byle wspomnienie.

Queenie wpadła do pokoju, cicho, ale z werwą, dzięki której nie dało jej się nie zauważyć.

— Rozumiem to, Teenie. I uwierz, że zamierzam postępować delikatnie, ale on mnie nie zna. Musiałam mu wyjaśnić, po co tu jestem — odparła, nie odrywając wzroku od przyjaciółki i na oślep wyciągając ręce w stronę jej nadciągającej siostry. Objęła ją lekko, cmokając w oba policzki na powitanie.

— Masz absolutną rację. Chłopak całe życie żył w strachu, nie wiedząc, czy za chwilę nie czeka go jakieś nowe okropieństwo — zaświergotała Queenie, co do słowa przekazując to, co ledwo zdążyło się uformować w głowie Dary.

— Dziękuję ci. I tak, dokładnie o to chodziło — przeniosła wzrok na Tinę. — On musi wiedzieć, na czym stoi i czego się po mnie spodziewać. Teraz jest mu łatwiej, bo ma ciebie, ale nadal nie wie komu może zaufać i czy nie skończy się to dla niego źle.

— On nie ufa nawet jej — szepnęła Queenie. Tina spojrzała na nią wzrokiem pełnym oburzenia i rozczarowania jednocześnie. Chyba nie spodziewała się czegoś takiego usłyszeć.

— To nie tak, Teenie — wyjaśniła szybko blondynka. — On chce ci ufać i jest naprawdę niewiarygodnie wdzięczny za twoją pomoc. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo wdzięczny. Ale nadal się boi. Zaufał Gravesowi...

— To nie był Graves!

— Zgadza się. Przepraszam. Chodzi po prostu o to, że już raz ktoś mu pomagał, a jednak na końcu zdradził i to bolało jeszcze bardziej, niż to, co robiła mu tamta okropna kobieta — do tej pory Queenie zwracała się głównie do siostry, teraz jednak przeniosła spojrzenie na Darę. — Na brodę Merlina, gdybyś tylko widziała to, co ja... Kiedy Teenie go znalazła przez trzy dni nie mogłam przestać płakać. Jego wspomnienia są koszmarne, pełne bólu i strachu i było tego wszystkiego tak dużo, że nie potrafiłam się z tego sama otrząsnąć. Słyszałam wszystko.

W oczach kobiety lśniły łzy. Dara położyła dłoń na jej ramieniu i poczuła, jak jej ciało drży.

— Przykro mi, że musiałaś to oglądać.

— A mnie nie! — odparła Queenie, wzburzona. — Nie było to łatwe, to prawda, ale teraz rozumiem, co się z nim działo i chcę pomóc. Jak tylko mogę. On tak bardzo tego potrzebuje.

Dara uśmiechnęła się pokrzepiająco.

— Mam nadzieję, że nam się uda.

Queenie lekko uniosła kąciki ust, ostrożnie ocierając łzy. Potem jej uśmiech poszerzył się nieco bardziej.

— Też na to liczę — szepnęła, po czym dodała — cóż... chyba powinnam już iść.

Wstała, machnęła różdżką, a różowy, pluszowy płaszcz pofrunął ku niej i łagodnie spłynął na ramiona. Guziki same się zapięły, a pasek oplótł talię niczym wąż i zawiązał się w supeł.

— Będę wieczorem, Teenie. Do zobaczenia, Daro — powiedziała i opuściła mieszkanie.


— Naprawdę tak źle zniosła jego pojawienie się?

Oczy Tiny natychmiast urosły.

— Na gacie Merlina, nawet nie masz pojęcia! — zaczęła tonem pełnym emocji. — Powiedziała, że płakała przez trzy dni, ale to nie do końca tak wyglądało. Szczerze mówiąc, chyba nawet wolałabym tą wersję.

Zniżyła głos niemal do szeptu.

— Płakać zaczęła dopiero potem. Na początku to było jak trans. Kiedy go poczuła, po prostu zamarła w miejscu. Oczy zaszły jej mgłą... Widziałaś ją, kiedy się skupia, wiesz, o co mi chodzi — powiedziała, na co Dara przytaknęła tylko, nie przerywając jej — Zupełnie się odcięła, zwiotczała. Nic do niej nie docierało. W pewnym momencie zaczęłam nieźle panikować. Próbowałam ją jakoś z tego wyrwać, nawet chciałam uderzyć, byle się tylko otrząsnęła. Ale kiedy Credence zasnął, nagle wszystko puściło. Odetchnęła głęboko, jakby próbowała się zachłysnąć powietrzem. A kiedy je wypuściła, płakała już jak dziecko. Chyba przez pół nocy ją tuliłam, zanim się w końcu uspokoiła. Tak się we mnie wczepiła, że jeszcze do tej pory bolą mnie ramiona jak sobie o tym przypomnę. I cały czas dukała coś o tym, co widziała. Nie zrozumiałam wiele, ale wystarczyło, żeby włosy na karku mi się zjeżyły. Potem przez następne dwa dni na przemian płakała i słaniała się po domu jak duch, aż w końcu jakoś się z tym uporała. Ale widok był koszmarny. Zupełnie nie przypominała siebie. Co daje mi jeszcze więcej powodów do zmartwień, bo nie potrafię sobie wyobrazić, co on musiał czuć, skoro ją doprowadziło to do takiego stanu. Z nim z resztą w cale nie jest lepiej. Nie ma nocy wolnej od koszmarów... Ale to już wiesz.

Dara opadła na oparcie na oparcie fotela, wzdychając ciężko. Dowiedziała się wiele — nawet jeśli niewiele z tego dotyczyło faktycznego stanu Credence'a — i potrzebowała chwili, by to ogarnąć jak należy. Teraz jednak nie miała na to czasu.

— Chyba powinnam do niego iść — powiedziała. Tina przytaknęła krótko.

— Jest w swoim pokoju. Nie będę wam przeszkadzać... ale w razie czego jestem obok.

Dara dała znać, że rozumie, potem wstała i powoli podeszła do właściwych drzwi. Poprawiła białą koszulę, odetchnęła głęboko, i lekko zastukała w drzwi.

if only for a momentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz