Rozdział 34 (niezbetowany)

277 26 13
                                    

Dara ruszyła nadbrzeżem w kierunku oddalonego o kilkaset metrów portu. Na miejscu było dość tłoczno, panował spory ruch; widziała ludzi oczekujących na prom i tych, schodzących z pokładu na brzeg, a dookoła liczni rybacy sprzedawali zainteresowanym część swoich połowów. Chcąc zasięgnąć języka, podeszła do jednego z nich.

— Czy mówi pan po angielsku? — zapytała, odrobinę podenerwowana, mając nadzieję, że mężczyzna odpowie twierdząco. Znała odrobinę francuskiego, ale dawno go nie używała, więc odrobinę wyszła z wprawy i miała nadzieję, że uda jej się obejść bez tego. Szczęście jej jednak nie dopisało — mężczyzna pokręcił przecząco głową.

— Sz-szukam trupy cyrkowej, która zeszła tu na brzeg kilka dni temu — odezwała się znów łamaną francuszczyzną, z trudem składając poszczególne słowa. — Czy wie pan coś może na ten temat?

— Nie — odparł tamten i natychmiast dodał — Może dorsza? Świeżutkie, dopiero co wyjęte z wody...

Podziękowała gestem dłoni, kręcąc przy tym głową i uśmiechając się uprzejmie. Zrozumiała, że od niego nie dowie się wiele, podeszła więc do kolejnego. I jeszcze jednego. I jeszcze... żaden jednak nie był w stanie nic jej powiedzieć. Czy może raczej nie chciał?

Dopiero gdy zaczęła już czuć zmęczenie bezsensownością tej eskapady i własną bezradnością w zaistniałej sytuacji, coś się wydarzyło. U szczytu portu, tam, gdzie szeroki falochron wrzynał się głęboko w ciemne morze, napotkała starszego mężczyznę, na którym czas i morski wiatr wyraźnie odcisnęły swoje piętno. Włosy miał jasnoszare, przydługie i zmierzwione, a na czubku głowy poniszczoną i przybrudzoną czapeczkę kapitana, która wyglądała na równie starą, co on sam. Gdy podeszła bliżej uśmiechnął się szeroko, a jego szpiczasta, kozia bródka zatrzęsła się lekko.

— Przepraszam pana — zaczęła po raz kolejny. — Czy napotkał pan może niedawno wędrowną trupę cyrkową? Szukam ich, a słyszałam, że zjawili się tu kilka dni temu. Nie wiem jednak kiedy dokładnie...

— Cyrk? — zaczął powoli, jakby zastanawiając się nad każdym wypowiadanym słowem. — Tak, był tu cyrk. Był...

Dara poczuła nutkę ekscytacji.

— Czy wie pan kiedy? Albo dokąd wyruszyli potem?

— Był cyrk. Dwa, może trzy dni temu. Ale widziałem ich tylko chwilę. Nie zatrzymali się tu — westchnął głęboko, z wyraźną nutą żalu. — Szkoda. Dawno nie byłem w cyrku...

— Niedobrze — pomyślała, czując narastającą obawę. Mężczyzna chyba jednak niewiele wiedział, a do tego wydawał się cierpieć na delikatnie zaawansowaną demencję.

— Był cyrk — powtórzył.

— Czy wie pan, dokąd wyruszyli? — zapytała raz jeszcze, on jednak tylko uśmiechnął się i powolutku ruszył falochronem w stronę brzegu. Dara westchnęła, zrezygnowana, zupełnie nie wiedząc, co ma robić. Wtedy jednak mężczyzna uniósł laskę, której używał przy chodzeniu i dźgnął niski murek kawałek dalej. Potem poderwał przerwany marsz.

Dara podeszła bliżej i spojrzała na wskazane miejsce... by zobaczyć przyklejoną tam, niedużą ulotkę cyrku Arcanus. Odetchnęła, uśmiechając się szeroko i czując jak ogarnia ją ulga. Sięgnęła po nią i delikatnie oderwała od porowatych kamieni.

— Dziękuję — krzyknęła głośno w kierunku oddalającego się chwiejnie starca.

Cyrk Arcanus! Czary! Magia! Dziwy, jakich nie widzieliście!

— Dziękuję — szepnęła, wpatrując się w potargany i wyblakły kawałek papieru.

Wielkie przedstawienie w olśniewającym Paryżu.

Zapraszamy serdecznie!

~*~

W mieście wylądowała niedługo potem i nie tracąc czasu podjęła dalsze poszukiwania. Tym razem poszło dużo szybciej, choć nie tak do końca bez trudu. Tutaj też ciężko było znaleźć kogoś kto wiedziałby coś o przybyszach, co swoją drogą wydawało się dziwne, gdy się myślało o kolorowej, głośnej cyrkowej zgrai, ale gdy już znalazło się jeden ślad, łatwo było o kolejne. Od punktu, do punktu, od miejsca, do miejsca, jak po nitce, do kłębka.

Znalazła ich nieopodal Sekwany, w pozornie zapuszczonej dzielnicy Paryża, szybko się jednak okazało, że był to oczywiście doskonale zamaskowany obszar w większości opanowany przez społeczność czarodziejów. Miejsce, w którym stacjonowali, było niemal lustrzanym odbiciem mugolskiego parku ciągnącego się po drugiej stronie rzeki. Już z daleka dało się dostrzec liczne wozy i porozkładane namioty, a także górującą nad wszystkim arenę cyrkową. Dara zboczyła ze ścieżki i czym prędzej pobiegła kierunku obozowiska. Na jego granicy została jednak zatrzymana.

— Cyrk jest teraz zamknięty, proszę wrócić po zmroku — powiedział wysoki, potężny mężczyzna o brązowych włosach, wyciągniętą przed siebie ręką dając jej znak, by nie podchodziła bliżej.

— Nie przyszłam na przedstawienie — odparła zasapana, przystając w stosownej odległości. — Przybywam z Ameryki i przepraszam, ale koniecznie muszę...

— Dara?

Przerwała natychmiast, spoglądając w stronę, z której dobiegał głos. Credence stał kawałek dalej, nieopodal jednego z płóciennych namiotów, zza którego zapewne dopiero co się wychylił. Już na sam dźwięk jego głosu poczuła, jak ściska jej się żołądek, a serce na chwilę gubi rytm. Teraz, widząc go, zupełnie nie była w stanie pozbierać myśli. Zamarła w bezruchu, kompletnie oniemiała i wpatrywała się w niego, nie dowierzając.

Oddech uciekł jej z ust. Bezwiednie wypuściła z rąk ściskany kurczowo uchwyt walizki i puściła się biegiem w jego kierunku. Czas, do tej pory zatrzymany jakby za sprawą magii, ponownie przyspieszył biegu.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 01, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

if only for a momentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz