Rozdział 14 (niezbetowany)

162 15 0
                                    

W przeciągu półtora tygodnia sytuacja w pracy ustabilizowała się odrobinę. Przy kolejnym spotkaniu Jack zgodził się współpracować, a choć nie obyło się bez oporów i chwilowego buntu, to ich sesje zaczęły mieć w końcu jakiś regularny wymiar. Było co prawda trochę sztywno, trochę na siłę i zupełnie nie tak naturalnie, jak w przypadku Credence'a ale w tej chwili nie mogła zrobić w tym temacie już nic więcej.

Siedziała teraz na salonowej sofie, ściskając w dłoniach kubek gorącej herbaty. Queenie nadal była w pracy, a Tina wyjechała na jakiś czas, mieli więc całe mieszkanie tylko dla siebie.

Przez ostatnie kilka dni zdążyła opowiedzieć mu trochę więcej o swojej pracy. Wyjaśniła na czym polegają jej spotkania z podopiecznymi, jakiego rodzaju ludźmi są i co nieco o tym, z czym się zmagają. Tyle, ile mogła zdradzić.

Był tym nieco przybity. Przyznał nawet, że poczuł się trochę oszukany, bo choć wiedział, czym się zajmowała, nigdy nie uważał się za jej pacjenta i nie bardzo wiedział co o tym myśleć.

— To nie tak, Credence — wyjaśniła wtedy. — Częściowo masz rację, biorąc mnie za lekarza, ale to, co robię różni się trochę od tego co robią psychiatrzy i psycholodzy w niemagicznym świecie. U nas chodzi o coś więcej niż tylko diagnozę i leczenie. My poznajemy ludzi, tworzymy więzi, staramy się być tym, czego inni od nas w danej chwili oczekują, dlatego każda taka relacja wygląda trochę inaczej. Przyznaje, że na początku podchodziłam do ciebie w ten sam sposób, ale po prostu potrzebowałam punktu zaczepienia. Czegoś znajomego, zanim zdołam dowiedzieć się o tobie trochę więcej. Od tego czasu bardzo wiele się zmieniło.

Położyła dłoń na jego dłoni.

— Jestem tu, żeby ci pomóc, a to, czego nauczyłam się w pracy i w szkole bardzo mi w tym pomaga, ale to nie znaczy, że traktuję cię jak jednego z moich podopiecznych. Nie znaczy też, że nasza relacja nie jest prawdziwa. Bardzo mi na tobie zależy i chcę, żebyś był szczęśliwy. Wiesz o tym, prawda?

Opowiedziała mu też o Jacku.

— Jego ojciec się nad nimi znęcał. Nad nim i nad jego matką. Był nie-magiem, ale zgodził się dołączyć do naszej społeczności ze względu na dziecko, tyle, że potem go to przerosło i zaczął wyładowywać swoją frustrację na nich... A Jack zaczął go za to nienawidzić. W szkole miał problemy z przystosowaniem się, bywał okrutny wobec innych uczniów. Wyhodował w sobie ogromne uprzedzenia do osób niemagicznych. Krótko po szkole zaatakował jednego ze swoich klasowych kolegów. Tamten ponoć drwił z jego pochodzenia, bo sam był czarodziejem czystej krwi. Jack torturował go jednym z zakazanych zaklęć przez bardzo długi czas. Trafił za to do więzienia na dwa lata.

Dziś widziała się z nim po raz kolejny, więc znów wrócili do tego tematu.

— Próbowałam zrobić to na spokojnie. Przez prawie pół roku starałam się do niego dotrzeć, poznać go trochę i zrozumieć, ale on nigdy nie traktował tego poważnie. Do tej pory mam wrażenie, że ze mnie drwi. Nie mam nawet pewności, że cokolwiek z tego, co mówi, jest prawdą — westchnęła, przecierając oczy kciukiem i palcem wskazującym. — Przepraszam cię. Wiem, że jego sprawa troszkę cię interesuje i rozumiem dlaczego, ale czy możemy porozmawiać o czymś weselszym? Nie mam ochoty o nim myśleć. Nie, kiedy powinnam myśleć o tobie.

Credence spuścił wzrok, leciutko się rumieniąc, ale się zgodził.

— Dziękuję ci — odparła, po czym niemal natychmiast podjęła nowy wątek. — Wiesz, zastanawiałam się ostatnio nad tym, czy byłbyś w stanie używać magii, gdyby cię tego nauczyć.

Natychmiast odzyskał zainteresowanie rozmową. W jego oczach pojawiła się iskra, której do tej pory jeszcze nigdy nie miała okazji zobaczyć. Ten widok ściskał za serce.

if only for a momentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz