Rozdział 3

212 23 0
                                    

Zapukała delikatnie w pomalowane na biało, drewniane drzwi.

— Credence? To ja, Dara. Mogę wejść? — zapytała. Zacisnęła mocniej dłoń na rączce brązowej, skórzanej teczki, a drugą, wolną, położyła na klamce i czekała, czując, jak niewidzialna siła tłamsi ją od środka. Małymi kroczkami, do przodu. Dać mu przestrzeń, możliwość decydowania o sobie. Tak, tak jest...

Jej oddech drżał, gdy na pół świadomie starała się go wstrzymywać w obawie, że zagłuszy odpowiedź, której wyczekiwała. Słyszała jęknięcie sprężyn materaca i szelest pościeli, słyszała ruch po drugiej stronie, ale potem wszystko zamarło. Cisza i nic więcej, a czas jednocześnie gnał do przodu i ciągnął się w nieskończoność, igrając z nią w najlepsze. Uniosła dłoń do tej pory spoczywającą nerwowo na klamce i płasko przyłożyła ją do drzwi, jakby to miało pomóc jej dowiedzieć się, co się dzieje w środku, jakby mogła w ten sposób coś poczuć, zobaczyć, albo usłyszeć. Dała mu trochę czasu, potem jeszcze trochę więcej, ale odpowiedź nie nadchodziła.

— Credence? — odezwała się raz jeszcze, czując jak wnętrze dłoni przyciśniętej do drewna robi się wilgotne. Tym razem odpowiedź nadeszła, niepewna i cicha, wypowiedziana niemal szeptem.

— P-proszę.

Dara z ulgą wypuściła powietrze i przekręciła klamkę, powoli otwierając drzwi. Najpierw tylko zajrzała do środka, upewniając się, że nie nachodzi go w niewłaściwym momencie, wyglądało jednak na to, że wszystko było w porządku. Siedział na łóżku, ściskając w dłoniach książkę, tak jak poprzedniego dnia. Ubrany był w prostą białą koszulę i czarną kamizelkę oraz spodnie tego samego koloru. Miał smutny, zaniepokojony wyraz twarzy, ale tym razem patrzył prosto na nią, tylko czasami uciekając wzrokiem. Na jego widok przywołała na twarz delikatny uśmiech.

— Witaj — powiedziała, przystając tuż za progiem. — Dziękuję, że mnie wpuściłeś.

Tak jak poprzedniego dnia powiodła wzrokiem w stronę pojedynczego fotela stojącego pod ścianą naprzeciwko łóżka.

— Mogę usiąść?

Przytaknął, więc ruszyła się z miejsca, cały czas mając świadomość bycia obserwowaną. Wiedziała, że patrzy i cieszyła się z tego, bo to pokazywało, że chociaż ma wątpliwości, to być może jest na tyle zaintrygowany, że będzie współpracować. Dotarłszy do celu przysiadła na brzegu, stawiając teczkę nieco z boku i wygładzając brązową spódnicę. Spojrzała na niego, znów przywołując na twarz uśmiech.

— Dziękuję — powiedziała jeszcze raz i dodała — miło cię znowu widzieć.

Tym razem spuścił wzrok. Uśmiechnęła się nieco szerzej. Ale tylko na moment.


— Credence, chciałabym coś ci wyjaśnić, ale na początek muszę poprosić, żebyś postarał się wysłuchać mnie do końca. Dobrze?

Znów przytaknięcie. Tyle wystarczyło.

— Kiedy byłam tu wczoraj, powiedziałam, że chciałabym z tobą porozmawiać na temat tego, co ci się przytrafiło, ale musisz wiedzieć, że nie chcę sprawiać ci tym przykrości — mówiła, lekko pochylona ku niemu, z dłońmi opartymi swobodnie na krawędzi fotela, uważnie go obserwując. — Moim celem jest pomóc ci zrozumieć to, co się stało i jakoś się z tym uporać. Będzie mi o wiele łatwiej, jeśli mi o tym opowiesz, ale chciałabym, żebyś wiedział, że nie będę cię do niczego zmuszać. Rozumiesz mnie?

Dostrzegła, że knykcie mu pobielały, jakby mocniej zacisnął dłonie na okładce książki, ale uniósł głowę i spojrzał na nią badawczo.

— Czasami będę zadawać pytania i bardzo by mnie ucieszyło, gdybyś zechciał podzielić się ze mną tym, co cię dręczy, ale jeśli nie będziesz miał na to ochoty, to w porządku. Nic się nie stanie.

Przerwała na chwilę, dając mu czas na przemyślenie swoich słów.

— Ty też możesz mi zadawać pytania, jeśli zechcesz i mam nadzieję, że to pomoże nam trochę lepiej się poznać. Trochę lepiej zrozumieć. To jest najważniejsze. Resztą nie musisz się przejmować. Wszystko przyjdzie z czasem.

Jeszcze przez chwilę się jej przyglądał, a potem przymknął oczy i zmarszczył brwi, przytakując po raz kolejny, a choć wyraz jego twarzy nieco temu przeczył, w posturze dało się dostrzec drobne oznaki odpływającego napięcia. Nie kulił się już tak, jak wcześniej, a jego mięśnie nie drżały z wysiłku. Rozluźnił też dłonie zaciśnięte na książce. Lekko uniosła kąciki ust.

— Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy — powiedziała, opadając nieco ku oparciu, także pozwalając sobie odetchnąć. Sytuacja wyglądała dobrze, dużo lepiej, niż wczoraj. Wysłuchał jej, nie bez stresu, ale w spokoju, bez wpadania w panikę, a interwencja Tiny tym razem nie była konieczna. To nastrajało Darę całkiem optymistycznie.


— Chciałabym spędzić dzisiaj z tobą trochę czasu — odezwała się jeszcze raz. — Każde z nas może robić, co zechce. Ty masz książkę, ja zabrałam ze sobą kilka rzeczy, które muszę uzupełnić do pracy — poklepała stojącą przy fotelu brązową teczkę, — nie musimy rozmawiać. Nawet nie musimy zwracać na siebie uwagi. Chcę po prostu pobyć tu z tobą chwilę. Czy to ci odpowiada?

Jego usta zacisnęły się lekko, głowa drgnęła, gdy mięśnie karku na powrót mocniej się napięły i przez chwilę wydawało się, że zmaga się ze sobą, ale w końcu przystał na propozycję. Bez słowa, skinąwszy tylko głową. Ale to wystarczyło.

— Cieszę się. Gdybyś jednak miał pytania, nie bój się ich zadać.

Potem wyciągnęła z teczki plik pergaminów, kałamarz i białe, gęsie pióro do pisania. Podwinęła nogi pod siebie, położyła papiery na kolanach i zaczęła robić notatki.

On nie zrobił nic. Przynajmniej przez jakiś czas. Nie zmienił pozycji, nie poruszył się, nie licząc lekkiego, prawie odruchowego kiwania się i spojrzeń rzucanych w jej kierunku, by zaraz potem uciec wzrokiem w obawie bycia przyłapanym na natrętnym przyglądaniu się — nawet jeśli dla niej nie było to natrętne. Dara jednak zupełnie nie zwracała na to uwagi. W końcu, choć nie wiedziała ile czasu dokładnie minęło, Credence podciągnął nogi i skulił się w pod ścianą, na powrót otwierając książkę. Kąciki jej ust ledwie zauważalnie się uniosły.

if only for a momentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz