Rozdział 30 (niezbetowany)

127 17 2
                                    

 — Chciałeś mnie widzieć? — zapytała, przekraczając próg gabinetu Anthony'ego. Mężczyzna siedział za biurkiem skrobiąc piórem po pergaminie, jednak kiedy weszła podniósł głowę. W pierwszej chwili wydawał się zaskoczony, ale po chwili na jego ustach pojawił się cień bladego uśmiechu.

— Tak – odparł. — Usiądź proszę. Napijesz się czegoś?

— Poproszę wodę, jeśli masz — powiedziała, zajmując wskazane miejsce po przeciwnej stronie mahoniowego blatu. Przygładziła spódnicę, po czym z wdzięcznością przyjęła oferowaną jej szklankę i natychmiast upiła łyk. Woda była cudownie chłodna.

Tymczasem Anthony na powrót usiadł na swoim miejscu.

— O co zatem chodzi? — zapytała. Palce mężczyzny wystukały na drewnie szybki, nieco nerwowy rytm.

— Nic szczególnego. MJ już wyszła, a przypomniało jej się, że miała ci pożyczyć najnowszy numer Magicznego Miesięcznika Modowego. Proszę — powiedział, podając jej czasopismo. Dara spojrzała na niego z miną wyrażającą uprzejme zaskoczenie, jednak sięgnęła po gazetę.

— Dziękuję, ale nie prosiłam...

— Czy Credence Barebone naprawdę pojawił się dopiero w trakcie twojej konfrontacji z Jack'iem, czy może jednak był z tobą od początku?

Zamarła nagle, z ręką wyciągniętą przed siebie i palcami zaciśniętymi na krawędzi żółtych, papierowych kartek. Pytanie zupełnie zbiło ją z pantałyku, ale zachować zimną krew nie było trudno. Przynajmniej na początku, bo potem, nagle i zupełnie wbrew jej woli, słowa same zaczęły spływać jej z ust.

— Był ze mną od początku — usłyszała swój głos w tym samym momencie, w którym to zdanie zdążyło uformować się w jej głowie. Czuła, jak narasta w niej panika, bo nie chciała tego mówić, wiedziała, że nie może, nie powinna, a jednak nie potrafiła zamilknąć, tak jak nie była w stanie przeinaczyć prawdy. Początkowo nie rozumiała co się dzieje, ale olśnienie przyszło bardzo szybko. Przerażonym wzrokiem spojrzała na szklankę do połowy wypełnioną chłodną wodą. Poczuła, jakby serce opadło jej na dno żołądka.

— Podałeś mi veritaserum — szepnęła. Spojrzała na niego, a w jej oczach czaiło się niedowierzanie. — Dlaczego to zrobiłeś?

Milczał. Wyprostował się i w tej samej chwili drzwi do gabinetu otworzyły się. Do pomieszczenia weszło dwóch czarodziejów w długich, ciemnych płaszczach.

— Do jasnej cholery, Tony, dlaczego to zrobiłeś? Jesteśmy przyjaciółmi! Dlaczego?

Incarcerous — usłyszała głos jednego z nich i poczuła jak szorstkie liny oplatają się wokół jej nadgarstków, odciągając je do tyłu, za plecy. Zrobiło jej się gorąco, a zaraz potem zimno. Serce zaczęło walić jej w piersi. Dotyk więzów był znajomy i przerażał ją.

— Zdejmijcie to ze mnie — szepnęła słabo, by zaraz potem krzyknąć przeraźliwie — Zdejmijcie to!

Zaczęła się szarpać, ale to tylko sprawiało, że liny zaciskały się mocniej. Zaczęły sprawiać jej ból. Mężczyźni wzięli ją pod ramiona.

— Tony, proszę! Proszę, każ im to zabrać. Tony!

On jednak nie reagował. Stał dalej za swoim biurkiem i nie ruszył się nawet o milimetr, gdy tamci wyprowadzali ją z pokoju. Potem zniknął za zamykającymi się drzwiami.

~*~

— A zatem obskurodziciel jest w Hogsmeade.

— Być może jeszcze nie. Ale tak czy siak niedługo się tam zjawi.

Dara siedziała na środku mrocznego pomieszczenia, na masywnym krześle wykonanym z ciemnego drewna. Nie krępowały jej już żadne więzy, ale pod czujnym, badawczym spojrzeniem kilku osób czających się tuż za kręgiem światła czuła się jak zbrodniarka. Dobrze widziała jedynie twarz Madame Picquery, zajmującej swoje zwyczajowe miejsce na prostym tronie ustawionym w centralnym punkcie pokoju przesłuchań. Następną osobą, która się odezwała, była właśnie ona.

— Czy jest jeszcze coś, co chciałaby pani dodać, panno Smallwood? — zapytała. — Jeśli wie pani coś więcej na temat miejsca pobytu obskurodziciela, lub jeśli zataiła pani jeszcze jakieś informacje, to teraz jest właściwa chwila na szczerość.

Dara wiedziała, że kobieta prawdopodobnie nie zamierzała z niej drwić, ale i tak zabrzmiało to jak okrutny żart po tym, jak podali jej serum prawdy. Nie miała jednak nic więcej do powiedzenia, więc po prostu pokręciła głową, z trudem powstrzymując łzy.

— Dobrze więc — odparła pani prezydent, przestając się w nią wpatrywać po raz pierwszy od początku trwania przesłuchania. — Na razie jest pani wolna, panno Smallwood.

Kobieta wstała, a cała reszta niewielkiego zgromadzenia podniosła się ze swoich miejsc zaraz potem. Dara zrobiła to samo.

— Oczywiście zostaje pani zwieszona w wykonywaniu swoich obowiązków. Decyzja o tym, czy zachowa pani swoje stanowisko zapadnie na najbliższym posiedzeniu rady. O wyniku posiedzenia poinformujemy panią listownie. Może pani odejść.

Dara przytaknęła bez słowa, odwróciła się i powoli ruszyła do wyjścia. Kilka kroków dalej zatrzymała się jednak.

— Zostawcie go — powiedziała cicho. Odwróciła się raz jeszcze i spojrzała w kierunku ukrytych w mroku twarzy. — Proszę, dajcie mu spokój.

— Radzę wyjść, panno Smallwood. Proszę nie pogarszać swojej sytuacji — rzuciła ostrzegawczo Madame Picquery.

— Rozumiem, że jego obecność stwarzała zagrożenie — zaczęła Dara, nie zamierzając odpuszczać. Jej głos był jednak cichy, pozbawiony zwyczajowej pewności siebie. Tu nie było miejsca na dumę. — Ale nie ma go tu teraz. Wyjechał. To już nie wasz problem.

— Dziękujemy, panno Smallwood.

— Proszę — dodała jeszcze. — On wycierpiał już wystarczająco dużo.

Potem odwróciła się i wyszła. 

if only for a momentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz