Rozdział 7

182 17 0
                                    

 — Daro?

— Tak, Credence?

— Mogę o coś zapytać?

— Oczywiście.

Oderwała wzrok od książki na temat relacji czarodziejów i nie-magów, którą właśnie wertowała i spojrzała na niego uważnie. Poruszył się niespokojnie na łóżku, odrobinę zmieniając pozycję i zamknął nieduży tomik w zielonej oprawie, kładąc go obok, na materacu. Wydawał się zdenerwowany, ale też zdeterminowany, a to był pierwszy taki przypadek, więc skupiła się bardziej, wyrzucając z głowy teorie które przelazły tam z pożółkłych kartek i także zamknęła książkę. Chciała móc analizować jego zachowanie z czystym umysłem.

— K-kiedy powiedziałaś, że twoja rodzina jest... inna — zaczął, nie patrząc na nią, ale potem podniósł wzrok. — Co miałaś na myśli?

Przeniosła ciężar ciała i nieco bardziej podciągnęła pod siebie nogi, zastanawiając się, jak najlepiej mu to wyjaśnić i od czego zacząć. W końcu, gdy już wygładziła czarną sukienkę i usiadła wygodnie, zaczęła mówić.

— Nigdy nie poznałam mojego prawdziwego ojca. Wiem, że był nie-magiem, którego moja matka poznała kiedyś i z którym wdała się w krótki romans. Nigdy nie powiedziała mu, że jest czarownicą, co było chyba dobrym posunięciem, bo szybko zostawił ją dla innej kobiety. Była w ciąży i, chociaż nie wiem, czy liczyła na to, że będą razem ani, czy go kochała, to nagle została sama i zupełnie nie wiedziała, co ma dalej robić. Bała się powiedzieć rodzinie, bo chociaż zawsze bardzo ją kochali i wspierali, to nie była pewna, czy byliby zadowoleni, że ich córka będzie miała nieślubne dziecko. Na szczęście jednak miała dobrego przyjaciela, który zaoferował, że jej pomoże.

Odgarnęła za ucho kosmyk brązowych włosów, który wymknął się z luźnego koka.

— Miał na imię Henry i również zmagał się z pewnym problemem, a wiedząc o kłopotach mojej matki uznał, że może wspólnie uda im się jakoś to wszystko rozwiązać. Bo widzisz — powiedziała, raz jeszcze poprawiając się na swoim miejscu, jednocześnie przywołując na twarz lekki uśmiech — Henry był wtedy zakochany. Kochał jednak innego mężczyznę, a taka miłość wielu ludziom bardzo się nie podobała i dlatego oboje musieli się z tym ukrywać, szczególnie przed rodziną Henry'ego, bo byli to znani i szanowani ludzie. Dlatego właśnie, kiedy okazało się, że moja mama jest w ciąży, Henry zaproponował, że ją poślubi. Oboje uznali, że jest to bardzo dobry pomysł. Zgodził się z tym nawet Charles, jego ukochany, dlatego szybko wcielono plan w życie. I na początku faktycznie wszystko było dobrze.

Po ślubie moja mama i Henry wyprowadzili się do niewielkiej posiadłości nad jeziorem, a po kilku miesiącach na stałe dołączył do nich również Charles i żyli tak we trójkę, całkiem szczęśliwi. Rodzina Henry'ego była zadowolona, że miał żonę, a wkrótce także i pierwsze dziecko. Rodzice mojej mamy również się cieszyli, bo córka dobrze wyszła za mąż i miała wieść dostatnie życie. Ich małżeństwo zapewniało też zasłonę dla związku Henry'ego i Charles'a, on zaś przejmować się nie musiał, bo jego najbliżsi mieszkali za oceanem, w Wielkiej Brytanii... Wszystko było w porządku.

A potem przyszłam na świat ja i szybko okazało się, że nie tylko moja mama traktuje mnie jak własną córkę. Henry mnie pokochał, tak samo Charles. Wychowywali mnie we trójkę, a ja, jako dziecko, nie widziałam różnicy i obu traktowałam jak ojców.

Dara podciągnęła kolana pod brodę i oplotła nogi ramionami.

— Jego ojciec zmarł, kiedy miałam cztery lata, półtora roku później odeszła też jego matka. I chyba dobrze się stało, bo krótko potem cała sprawa wypłynęła. Nikt nie wie jak, ale o układzie ojców z matką dowiedzieli się wszyscy dookoła. Rodzice stali się pośmiewiskiem i długo musieli się zmagać, żeby jakoś potem dojść do siebie, odzyskać normalne życie. Ja oczywiście nie miałam o niczym pojęcia, bo trzymali to z dala ode mnie, ale nadal pamiętam, jak bardzo smutni wtedy byli i jak bardzo to wszystko im doskwierało. Raz, kiedy miałam siedem lat, rodzice jednej z moich koleżanek zabronili jej się ze mną przyjaźnić. W przeciągu roku nasz kontakt zupełnie się urwał. Gdybyś widział wtedy Henry'ego — powiedziała, wywracając oczami na tamto wspomnienie, ale też uśmiechając się subtelnie. — Kiedy się o tym dowiedział, wpadł w furię. Na początku nawet nie zauważał jej nieobecności, ale potem były moje urodziny i nie przyszła, chociaż została zaproszona. Nigdy nie widziałam, żeby był równie wściekły, co tamtego dnia.

Spojrzała na Credence'a zza zasłony gęstych, ciemnych rzęs.

— Zatem odpowiadając na twoje pytanie w skrócie, moją rodzinę uważano za dziwną, bo miałam dwóch ojców. Tego prawdziwego nie liczę — podsumowała, szybko. — Dzieciaki w szkole się o tym dowiedziały, a że potrafiły być dosyć bezlitosne, to trochę uprzykrzyły mi życie... Ale dzięki przyjaźni z Tiną jakoś się z tym uporałam i w końcu przestali. A ja zrozumiałam wtedy, jak bardzo kocham moją rodzinę i, że oni też kochają mnie równie mocno.

Credence przyjął jej historię ze spokojem, ku jej uciesze prawie nie odwracając wzroku, gdy mówiła.

— Moja mama też nie lubiła t-takich ludzi — powiedział po chwili zastanowienia.

— A ty? Co ty o nich sądzisz?

Pokręcił przecząco głową, ale potem przestał i ledwie widocznie wzruszył ramionami. Głos odnalazł dopiero po chwili.

— Nie wiem — powiedział. — Ona z-zawsze nam tłumaczyła, że to coś złego, ale ja...

Przerwał, jeszcze raz wzruszając ramionami, tym razem mocniej, patrząc gdzieś w bok. Dara czekała cierpliwie.

— Tak naprawdę nie jestem pewien — dokończył ciszej. Gdy na nią w końcu spojrzał, zobaczył, że uśmiecha się szeroko.

— Cieszy mnie, że tak mówisz — powiedziała. — Czasami dobrze mieć wątpliwości. To znaczy, że nie jesteś bez serca.

Siedzieli przez jakiś czas w ciszy — on pogrążony w myślach, ona, obserwując go w skupieniu z daleka — aż w końcu odezwał się po raz kolejny.

— A co z... twoim prawdziwym ojcem?

— O co pytasz?

— Poznałaś go? — zapytał, uciekając wzrokiem.

— Nie.

— N-nie chciałabyś?

Dara odetchnęła głębiej i to najwyraźniej dodało mu odwagi, bo znów na nią spojrzał. Chcąc kupić sobie trochę więcej czasu, rozpuściła włosy i przeczesała je palcami. Dopiero wtedy uznała, że słowa w jej głowie odnalazły właściwą formę.

— Był taki czas, kiedy jeszcze chodziłam do szkoły, że zastanawiałam się, jakby to było. Jakaś część mnie chciała go odnaleźć, przekonać się, kim jest... ale mi przeszło.

Wpatrywała się w niego orzechowymi oczami.

— Wiem, że bez niego nie byłoby mnie tutaj i, że to czyni go częścią mnie, ale poza tym nie miał wpływu na moje życie i na to, kim się stałam. Wykluczył się z tego na własne życzenie, przez co stał się kimś obcym i, jako taki, niewiele dla mnie znaczy. Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje?

Przytaknął.

Dara obserwowała go jeszcze przez jakiś czas, gdy siedział na łóżku, zupełnie pogrążony w myślach, a także potem, gdy bez słowa wrócił do czytania książki. Dopiero wtedy odwróciła wzrok, samej także podejmując przerwaną lekturę. 

if only for a momentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz