Rozdział 16 (niezbetowany)

141 18 0
                                    

Po tym, jak ją pocałował, ich relacja wyglądała bardzo dziwnie. Spędzali ze sobą dużo czasu, ale prawie nie rozmawiali. Żadne nie czuło się komfortowo. On wrócił w swój kraniec łóżka, ona do swojego fotela. Oboje próbowali zajmować się swoimi sprawami, tak jak na początku, ale napięcie panujące w pokoju było wyczuwalne i nie do zniesienia. Żadne nie mogło się skupić na tym, co robiło, nie tak naprawdę i kończyło się na tym, że spędzali długie godziny w nerwowej ciszy. Credence był blady, mniej jadł. Ona też nie czuła się dobrze. Mimo to, za każdym razem gdy proponowała, żeby dali sobie dzień lub dwa na odpoczynek, odmawiał.

Samo uspokojenie tej ciężkiej atmosfery zajęło im prawie dwa tygodnie. Dwa tygodnie milczenia, dłużących się godzin i maleńkich kroczków, nim znowu mogli zacząć zachowywać się wobec siebie przynajmniej odrobinę bardziej swobodnie. Na tyle, by móc zamienić parę słów bez wpadania w niezręczną ciszę, albo w spokoju przeczytać kilka stron książki. Dlatego, kiedy pewnego dnia zaczął opowiadać jej o Graves'ie była więcej niż oszołomiona nagłą zmianą dynamiki.

Tego dnia zastała go przy oknie, tam, gdzie często sama stawała. Z poważną miną wpatrywał się w szary dzień za oknem. Nie odwrócił się, ani nie obejrzał, gdy weszła. Usiadła w swoim fotelu, obserwując.

— Kiedy go pierwszy raz spotkałem, zupełnie straciłem głowę. Był jedyną osobą, która tak otwarcie mówiła przy mnie o m-magii. O świecie czarodziejów.

Po prostu zaczął. Ani na chwilę nie odwrócił wzroku od okna. Ręce miał skrzyżowane, a dłonie cały czas zaciśnięte kurczowo na ramionach, jakby sam siebie próbował pocieszyć. Albo nad sobą zapanować.

— N-nie zjawiał się regularnie, ale zawsze robił to w momencie, w którym chciałem, żeby przyszedł. Kiedy miałem koszmary, albo k-kiedy mama... — nie dokończył. Zwyczajnie mówił dalej. — Powiedział mi, że miał wizję, że mnie widział. Że jestem wyjątkowy. Że nauczę się magii, tak jak zawsze chciałem. Że on mnie n-nauczy. Ale nie mogłem nikomu o nim opowiadać. Nigdy. To miała być nasza tajemnica.

Potem powiedział, że miał kolejną wizję. Widział dziecko. Nieszczęśliwe, zagubione. P-przestraszone. Powiedział, że to dziecko jest odpowiedzialne za wszystkie te dziwne zdarzenia, które działy się w mieście. Że musi je znaleźć. Ale nie chciał go krzywdzić, tylko uratować. Powiedział, że miało nie więcej niż dziesięć lat. P-poprosił mnie o pomoc.

Na chwilę zamknął oczy. Gdy się znów odezwał głos drżał mu lekko, ale Dara nie potrafiła odgadnąć przyczyny.

— Miałem wrażenie, że siedzi mi w głowie. Że czyta myśli, tak jak siostra Tiny, ale bardziej. Więcej. Zawsze wiedział co chciałem usłyszeć, zawsze wiedział, co powiedzieć i kiedy to zrobić, żebym się zgodził na coś, o co prosił. Żeby mnie przekonać, albo ponaglić. Mówił, że nauczy mnie magii, że będę w końcu szczęśliwy. Bezpieczny. Że mama nie będzie już mogła mnie uderzyć. Że będę mógł... się zemścić, jeśli będę miał na to ochotę. Czasami wyobrażałem sobie nawet, że to robię, chociaż bałem się tak myśleć. Wiedziałem, że nigdy nie dam rady.

Mówił też, że będę sławny. Że każdy będzie mnie znać i szanować. N-nie miało to dla mnie znaczenia, ale było miłe. Bo on to mówił. Bo wracał do mnie. Nie bał się mnie, nie brzydził, nawet kiedy ja sam nie mogłem się znieść. Wydawało mi się, że mu na mnie zależy. Miałem go za przyjaciela. Ufałem mu.

Widziała, jak knykcie jeszcze bardziej mu pobielały. Bała się, że zrobi sobie krzywdę, bo to nie mogło nie boleć, ale też obawiała się zareagować. To nie była zwyczajna sytuacja, a ona, choć wdzięczna za okazane zaufanie, nie była pewna dokąd to wszystko zmierza.

— Nigdy nie pamiętałem tych ataków — zaczął znów, a ona zrozumiała nagle, że to, co słyszała w jego głosie to nie tylko żal czy strach, ale cały gniew, jaki w sobie dusił. Zadrżała mimowolnie. — Kiedy ten... obskurus pojawiał się zamiast mnie, nie miałem nad nim kontroli. Niczego nie widziałem, nie słyszałem. To się działo samo. Ale tamtej nocy było inaczej. Pamiętam wszystko. Każde jego słowo i to, co czułem, kiedy zrozumiałem co mi zrobił. Że mnie zdradził. Że... użył mnie, a potem porzucił, kiedy nie byłem mu już potrzebny. Byłem wściekły. Chciałem go zabić...

Głos mu się załamał, ale Dara wstrząśnięta, niemal ogłuszona, dopiero po chwili zrozumiała, że ciąg dalszy nie nadejdzie. To było to. Koniec opowieści.

Jej myśli nagle ruszyły pełną parą. Na usta zaczęły cisnąć się pytania, dziesiątki pytań. Dlaczego teraz? Dlaczego dziś? Co go sprowokowało do takich wyznań i czy to, co stało się wtedy na dachu ma z tym jakiś związek?

— Czy czujesz, że ja też cię zdradziłam? — wydusiła w końcu, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Pokręcił głową.

— Nie — odparł równie cicho. Głos mu drżał... cały drżał, ale wydawał się daleki od płaczu.

— Czy na mnie też jesteś wściekły?

— Nie.

Odetchnęła z ulgą. W pewnym sensie. Nadal zastanawiała się, co w takim razie sprawiło, że tak niespodziewanie zaczął się zwierzać, ale to wystarczyło, by ją uspokoić. Wierzyła mu.

— Jesteś zły na siebie?

Tym razem odpowiedź zajęła mu więcej czasu.

— Tak.

Kilka kawałków układanki natychmiast wpadło na swoje miejsca. Wstała i podeszła do niego, ostrożnie kładąc dłoń na jego ramieniu. Usłyszała westchnienie pełne zaskoczenia. I ulgi.

— To nie była twoja wina — powiedziała cicho, ale tonem nie znoszącym sprzeciwu. Nie, żeby ktokolwiek miał się z nią w tym temacie kłócić...

Przyciągnęła go, na co znów zareagował z zaskakującą gwałtownością, wpadając w jej objęcia, desperacko się jej czepiając. Przez jedną krótką i straszną chwilę miała wrażenie, że znów zamierzał ją pocałować, ale on tylko wtulił się w nią, chowając twarz między ramieniem i szyją. Siła uścisku sprawiła, że oddech uciekł jej z płuc, ale ona uciekać nie zamierzała. Otoczyła go ramionami zupełnie mu ulegając.

— Nic z tego wszystkiego nie było twoją winą — powtórzyła, muskając lekko skórę na jego karku, tuż pod linią włosów. Czasami wplatała w nie palce, nieustannie szepcząc uspokajająco. Powoli zaczął rozluźniać się w jej objęciach. Zajęło to bardzo dużo czasu, ale ani trochę nie miała za złe. Prawie nie czuła jego upływu.

— Kochałeś go, Credence? — zapytała jeszcze, gdzieś między tym wszystkim.

— Nie jestem pewien — odparł po chwili zastanowienia. Potem dodał — Myślę, że chyba tak...

Poczuła jego ciepły oddech na odsłoniętych fragmentach skóry. Zamknęła oczy i przytuliła go jeszcze trochę mocniej.

if only for a momentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz