Rozdział VI

368 24 8
                                    

Nikt nie usłyszał jak wykrzyczałam imię ósmej księżniczki cesarstwa Kou. Na dłoniach Ugo ponownie pojawiła się ta sama różowa magia, ruszył do ataku. Jednakże Kougyoku była posiadaczką metalowego naczynia. Po chwili dziewczyna unosiła się w powietrzu w kuli zrobionej z wody, która po chwili oplotła jej naczynie, które zamieniło się w ogromny miecz. Za którego pomocą w mig zniszczyła Dżina. Gdy już mieli odlecieć na dywanie, nagle Aladdin podleciał do nich na swoim turbanie, zbierając za pomocą drewnianego kija magoi. Przez chwilę ze sobą rozmawiali, jednakże nie byłam w stanie usłyszeć o czym.

-Enshi, Entai, Engi. Zabijcie wszystkich.-rozkazała. A zamaskowani ludzie, którzy stali za nią zeskoczyli na ziemię i zaczęli siać spustoszenie.

-No kufa!-przeklęłam pod nosem stanęłam do walki. Masrur zajął się słonio-podobym czymś. Morgiana miała problemy z zastraszająco szybką małpą. Pomógł jej Ja'far. Natomiast Alibaba walczył na miecze z....Nie mam bladego pojęcia co to było.

-Lea!-usłyszałam głos Sinbada. Spojrzałam na niego. Stał kilka metrów ode mnie.-Zabierz ludzi w bezpieczne miejsce!-rozkazał. Nie podobało mi się to. Wolałam walczyć. No ale nie miałam wyboru.

-Szybko, za mną!-krzyknęłam, a wystraszeni do granic możliwości zjadacze chleba zaczęli biec w miejsce, które im wskazałam. Aby mieć pewność, że nikomu się nic nie stało, na każdego nałożyłam różową barierę. Było to męczące zważając na precyzję, ilość ludu oraz grubość jaką musiałam stworzyć. Normalnie nie byłby to dla mnie żaden problem, jednakże od kiedy pieczęć, która utrzymuje moc Sakury osłabła, jej energia stała się bardzo niestabilna i mam małe problemy z utrzymaniem jej. Niespodziewanie jeden z budynków zaczął się osuwać na grupkę biegnących dzieciaków. Bez namysłu, czym prędzej ruszyłam na ratunek. Nie wpadłam na nic lepszego niż wzmocnieniu bariery i wypchnięcie ich za pole upadku cegieł i innych gruzów. Niestety sama nie zdążyłam odskoczyć. Żyłam, widziałam jedynie ciemność, czułam ogromny ból prawej ręki oraz nogi i jeszcze głowa...Ale przynajmniej żyję. Po chwili zaczęłam panikować, klaustrofobia dała o sobie znać. *Cholera! Lea, weź się ogarnij!* usłyszałam w głowie głos Sakury.-Yhym.-mruknęłam przełykając ślinę. *Okej, oddychaj. A ja zajmę się leczeniem, ok? Spokojnie, tamci ludzi właśnie odkopują guzy.* Faktycznie słyszałam czyjeś krzyki i jakieś hałasy. Uspokoiłam się i zaczęłam oddychać wymiarowo. Sin... pomyślałam. Nagle głaz, który leżał nad moją głową odsuną się dając mi widok na świat.

-Halo, słyszysz?-zapytał jakiś mężczyzna.

-Żyje?-odezwał się damski. Podniosłam lewą rękę ku nocnemu niebu.

-Żyje, żyje.-odpowiedziałam z szerokim uśmiechem na ustach.

-Do roboty! Musimy ją wyjąć spod tych gruzów.-krzykną inny facio. Potem obraz przed oczami zaczął mi się trochę rozmywać,a głosy stały się niezrozumiałe. Pamiętam jedynie, że udało im się uwolnić mnie spod skał, cegieł i innych takich, apotem zemdlałam.

Gdy otworzyłam powieki znajdowałam się w tej czarnej przestrzeni.

-Żyję!-wydarłam się na cały regulator robiąc fikołki.

-Ale mało brakowało,dzieciaku-odpowiedziała Sakurcia.

-Oj tam! -krzyknęłam latając głową do domu.

-Dobra weź idź stąd!!-ryknęła i walnęła mnie w głowę przez co straciłam przytomność.

Przez zamknięte oczy dochodziło do mnie światło. Powoli otworzyłam patrzałki i rozejrzałam się. Leżałam na łóżku w swoim pokoju. Podniosłam prawą rękę, bolała jak cholera. Była cała obwiązana bandażem, już trochę czerwonym od krwi. Druga dłonią dotknęłam czoła, na nim również miałam biały materiał. Miałam dziwne przeczucie, że zapomniałam o czymś ważnym...

Pinku no Kami~Utracone Wspomnienia||MagiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz