🔯Rozdział X🔯

298 31 9
                                    

Różowowłosa dziewczyna, na oko 4-5 letnia stała mocno opierając się o ścianę. Zupełnie jakby miała nadzieję, że kilka cegiełek runie, dzięki czemu będzie wolna. Jednak to była złudna nadzieja.
-P-Proszę. Przestańcie!-szlochała. Przed nią stało dwoje ludzi. Wysoki, ciemnowłosy mężczyzna oraz brązowowłosa kobieta.
-Skarbie. Spokojnie. Muszę tylko trochę wzmocnić pieczęć. -powiedziała przedstawicielka płci pięknej.
-A-Ale to boli!-mała strasznie się bała.
-Uspokój się!-wrzasną mężczyzna i chwycił dziewczynkę tak aby się nie mogła ruszyć. Mała krzyczała, wyrywała się, błagała aby przestali. Na nic poszły jej próby. Kobieta, nazywana również jej matką, przyłożyła swoją dłoń do prawego ramienia niebieskookiej, zaczęła szeptać pod nosem coś nie zrozumiałego. Wtedy na rączce dziewczynki pojawiły się dziwne znaczki, a z gardła dziecka wydobyły się przerażające jęki bólu.
Obudziłam się z krzykiem. Jedną rękę przyłożyłam do czoła.
-Cholera.- mrugnęłam pod nosem. Podniosłam głowę i dopiero w tamtym moment zorientowałam się, iż leżałam na ziemi, pod drzewem. Słońce już znajdowało się na niebieskim niebie. *Wszystko w porządku?* usłyszałam Sakurę. -Taa. Dziwne już dawno nie miałam tego koszmaru.- siedziałam tak jeszcze kilka minut próbując doprowadzić się do porządku. Gdy szłam do naszej siedziby, zauważyłam biegnącą gdzieś Morgianę. Bez większego namysłu ruszyłam za nią.-Oi, co się dzieje?!-krzyknęłam kiedy byłam już blisko niej.
-Alibaba poszedł sam do pałacu!-wyjaśniła szybko. Dobrze wiedziałam jak to mogło się skończyć. Salują władały silne emocje, przez które z łatwością mógł wpakować się w jakieś kłopoty. Związku z tym, iż biegałyśmy dosyć szybko, droga nie zajęła nam dużo czasu.
-A Sin i reszta wiedzą o tym?-zapytałam przedzierając się przez tłum ludzi.
-Nie wiem. Nic im o tym nie mówiłam, ale ludzie zapewne go o tym powiadomią.-odpowiedziała, a ja kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. To to się tutaj działo nie dało się w żaden sposób opisać. Chociaż... Istny chaos jest godnym tytułem. Kiedy udało się nam przedrzeć przez tłum oraz straż, weszłyśmy na teren seraju. Wtem ujrzeliśmy trzeciego księcia Balbadd walczącego z dużą ilością jakiś zmutowanych małp. Wyjęłam sztylet, który zamienił się w miecz Sakury.
-Senbonzakura!- krzyknęłam, a ostrze podzieliło się na niezliczoną ilość małych kawałków. (Oglądało się Bleacha(✿❛◡❛)🌸). Tam gdzie machnęłam rękojeścią, tam małe kawałki przypominające płatki kwiatów wiśni leciały. W ten sposób przekroiłam kilka małpeczek. Ale... Z ich kawałków powstały kolejne stwory. Ooo w mordę jeża... Ale super! pomyślałam przecinając kolejne.
-Alibabo, biegnij!-krzyknęła Mor. Chłopak stał przez chwilę zastanawiając się co robić.
-No rusz się! My tu tamy radę z tymi małpiszonami!-rzekłam skacząc po przeciwnikach. Fanalis chwyciła go i...rzuciła nim.

-Nie przepuścimy was.-powiedziała różowowłosa stając przed bramą.

-To na nic dziewczynko. Ostatnio nie mogłaś dorównać nam szybkością.-odezwała się największa małp. Uśmiechnęłam się pod nosem.

-Niemożliwe. Naprawę sądzisz, że przykładałam się do tamtej walki? Teraz będziecie płakać, jak zacznę walczyć na poważnie.- walki nie było końca. Nie ważne na ile kawałków pokroiłam te potwory, pojawiały się kolejne. To było nudne.

-Mor!-krzyknęłam-Musimy zabić ich szefa!-dziewczyna kiwnęła głową i użyła ataku, który chyba nie do końca jej wyszedł.Nagle zaczęła skakać po kolumnach i budynkach.

-Uciekasz, bo nie możesz nas pokonać?-zapytał drwiąco największy małpiszon.

-Nie.-odezwałam się szczerząc zęby. Przez chwilę nie rozumiałam jaki ma cel takie skakanie w kółko jednak potem dotarło do mnie, iż robi to aby rozpędzić się. Moje podejrzenia okazały się trafne. Morgiana przebiła szefa stworów na wylot. Małpy jeszcze przez chwilę atakowały jednak gdy pokonywałyśmy jedną za drugą, przestraszyły się i przestały.. Przybiłam z różowooką piątkę .Alibabo, resztę zostawiamy w twoich rękach. "Lea!"usłyszałam głos Farisa. "Wyczuwam Metalowe Naczynia. Najprawdopodobniej należą one do króla Sinabda."-Mor! Ja muszę coś załatwić! Zaraz wracam!-krzyknęłam wskakując na murek. Staruszek mówił gdzie mam iść. Zamiast biec jak normalny człowiek, wlałam skakać po dachach. Po chwili ja również wyczułam energię Dżinów. Dziwne, nigdy wcześniej nie byłam w stanie jej wywąchać. Czyżby kolejna dodatkowa moc od Farisa? Kiedy czułam, że byłam blisko zauważyłam trzech mężczyzn. Zatrzymałam się na dachu nad nimi.

-Bracie, te rzeczy należą do Sinbada. A co jeśli są mu potrzebne? -zapytał średni mężczyzna o ciemnych średnich włosach. Miał zamknięte oczy. Bingo. Uśmiechnęłam się i zeskoczyłam tuż przed nimi.

-Witam szanownych panów.-ukłoniłam się teatralnie.-Wygląda na to, że macie coś co należy do mojego przyjaciela.-szczerzyłam się przyjacielsko.-Oddajcie po dobroci.-dodałam ze wzrokiem zabójcy. Widać było, iż złodzieje się przerazili. Najniższy z nich w rękach trzymał płótno, w którym znajdowały się jakieś rzeczy. Mężczyźni wymienili się spojrzeniami, a następnie grubasek oddał mi kawałek materiału. W środku znajdowała się biżuteria oraz miecz.-To wszystko?

-Tak, tak, tak!-wykrzyczeli kręcąc twierdząco głowami.

-Dziękuję za współpracę.-posłałam im uśmiech, a następnie wskoczyłam na dach. Nagle wyczułam silne Rukh, kiedy spojrzałam w górę ujrzałam ogromnego, jasnego ptaka, który po chwili rozmył się w powietrzu. Chwila, to chyba nie był...Zerwałam się do biegu. Pobiegłam do miejsca, w którym tymczasowo mieszkaliśmy. Gdy wbiegłam do budynku gdzie znajdował się Aladdin, w suficie ujrzałam ogromną dziurę.-Oi, Ja'far.Co się tutaj stało?-zapytałam podchodząc do białowłosego.

-Prawdzie powiedziawszy...Nie mam bladego pojęcia.-odpowiedział zdziwiony. Podeszłam do niebieskowłosego i rozprzestrzeniłam nad nim barier.

-Żyje.-odetchnęłam z ulgą tak samo jak prawa ręka Sina oraz jakieś kobiety. Zapewne opiekowały się malcem.

-Co to?-zapytał szmaragdowooki skazując kawałem materiały.

-A zapomniałabym.- powiedziałam i wyjęłam Metalowe Naczynia.-Proszę.-podałam je mężczyźnie.

-Skąd ty je...Nie ważne.-odpowiedział biorąc biżuterię. Po kilku minutach usłyszeliśmy niepokojące krzyki. Bez chwili zawahania wybiegłam na zewnątrz. Wystraszeni ludzie biegli w popłochu, gdzie nie gdzie było widać ogień.

-Grupa Mgły...-szepnęłam patrząc na ludzi z mieczami. -Ja'far! Masrur! Musimy pomóc tym ludziom. Zabiorę rannych do bezpiecznego miejsca, a wy spróbujcie jakoś opanować ten chaos.-wydałam rozkaz, na który mężczyźni przystali. Lud zabrałam do jednego z budynków. Stworzyłam barierę leczniczą oraz tarczę. -Posłuchajcie! Jeżeli nie będziecie stąd wychodzić nic się wam nie stanie!-krzyknęłam i wybiegłam z budowli. Z pałacu unosił się dym. Coś jest nie tak... przystanęłam gdy wyczułam dziwną energię. *Lea, chodźmy tam. Śmierdzi zupełnie jak Czarny Dżin.* usłyszałam głos Sakury.-Tak.-ruszyłam w stronę zamku.-Ej czekaj. Skąd wiesz jak pachnie Czarny Dżin?-* Chcę ci przypomnieć, że żyję o wiele dłużej niż ty. Więc przestań zadawać głupie pytania i ruszaj dupę!*. Po chwili byłam już na miejscu. Gdy stanęłam na murku ujrzałam dziwnego czarnego stwora. nad nim unosił się Judal.- Co to do cholery jest?!-wrzasnęłam stając obok Alibaby, który stał naprzeciw temu czemuś. Dopiero wtedy ujrzałam wbitego w ścianę Sinbada.-Sin!-krzyknęłam podbiegając do niego. W jego ciało wbite były kawałki lodu, a jego ręce oraz twarz były we krwi.-W coś ty się znowu wpakowałeś?-zapytałam załamana na co król Sindrii zaśmiał się zażenowany. Gdy dotknęłam lody ten znikną. Pomogłam fioletowowłosemu usiąść, stworzyłam wokół niego barierę.-Alibaba.-podeszłam do trzeciego księcia Balbad. odpocznij chwilę.

-Co?! Nie!-krzykną.

-Jak chcesz walczyć skoro skończyło ci się magoi? Odpocznij chwilę.-rzekłam wyciągając sztylet. Postanowiłam spróbować jednej rzeczy.-Duchu światła i leczenia, daj mi swą moc i przejmij moje ciało. Przybądź Faris!-po tych słowach wokół mnie pojawiły się strumienie jasnego światła, a moja broń przybrała formę katany. Uśmiechnęłam się pod nosem. Czas wypróbować to cudeńko.

Pinku no Kami~Utracone Wspomnienia||MagiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz