Rozdział 3

198 18 15
                                    

    Tydzień mijał, a ja byłam coraz bardziej zmęczona. W sumie dobrze zrobiłam, że od jutra wzięłam wolne. Przydałoby mi się kilka dni, które będę mogła przeznaczyć na naukę i może na dłuższy sen.

    Nastała sobota i urodziny Monic. Razem z przyjaciółkami z szkoły planowaliśmy wyjść do jakiegoś klubu nocnego i troszkę zaszaleć. Nie byłam wielbicielką tego typu zabaw, wolałam posiedzieć w domu przed telewizorem, z miską popcornu albo winem. Proponowałam im zostanie w mieszkaniu Mony i jakąś domówkę w babskim stylu szczególnie, że jutro jej chłopak miał gdzieś ją zabrać, ale one się uparły, a ja nie mogłam odmówić.

    Gotowa na imprezę poszłam pod dom Mony, reszta dziewczyn miała czekać na nas w klubie, a z racji tego, że był blisko mogliśmy pójść na piechotę. Stanęłam przed drzwiami do jej bloku i zadzwoniłam do niej z telefonu, bo oczywiście u niej nie było czegoś takiego jak działający domofon.

    - Monica idziesz już? - zapytałam

    - Nie... - przez telefon było słychać jej płacz.

    - Co się dzieje? - spytałam zmartwiona

    - Dominic mnie rzucił i nie chce powiedzieć czemu!

    No tak... mogłam się tego spodziewać.

    Jej chłopak Dominic był strasznym kłamcą i oszustem, a ona durna się w nim zakochała. Uważałam, że nie był jej wart i powinna od niego odejść już wcześniej, ale ona nie. Ślepo patrzyła w niego jak w obrazek. Próbowałam jej pokazać jaki jest naprawdę, że ją zdradza, ale ona mimo tego nadal z nim była. Mogłabym teraz jej powiedzieć A nie mówiłam! ale nie chciałam jej bardziej dołować, w końcu to była moja jedyna przyjaciółka i boje się pomyśleć co by mogła sobie zrobić.

    - Mona przestań płakać! Ten skurwiel nie był ciebie wart! Wolisz spędzić swoje urodziny w domu płacząc czy bawiąc się w klubie z swoimi przyjaciółkami? - dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziałam, to było kompletnie nie w moim stylu. - Albo czekaj, skoczę po lody, zadzwonię do reszty, że nie możesz przyjść i

    - Nie... - przerwała mi - Dobrze mówisz. Nie będę nad nim płakać! Idziemy na imprezę! Daj mi minutkę. - rozłączyła się. 

    Przez chwilę żałowałam tych słów, ale po chwili uśmiechnęłam się. Impreza była dla niej najlepszym pocieszeniem, w końcu to był jej dzień... 

    Czekałam pięć minut, nie wyszła. To pięć minut przerodziło się w dziesięć, później w piętnaście i na końcu w pół godziny. Wreszcie wyszła.

    Dzisiaj przeszła samą siebie, wyglądała olśniewająco w czarnej sukience, która komponowała się z jej równie czarnymi i idealnie ułożonymi włosami. Nie było po niej widać, że niedawno płakała.

    - Lecimy Nikol! To będzie szalona noc! - krzyknęła radośnie łapiąc mnie za ręce i pociągnęła w stronę klubu.

    Nie wiem kim ona by była bez tego swojego zapędu do imprez. Wiem jedynie, że na pewno nie lubiłabym jej tak jak teraz.

    Od razu po wejściu do klubu zajęliśmy jeden z stołów obudowany z trzech stron wygodną sofą. Monika zamówiła drinka, a ja zwykłe cole z lodem. Ktoś w końcu musiał ją pilnować, była przecież po rozstaniu i nie wiadomo co mogłoby jej przyjść do głowy.

    Minęło parę minut, a do baru przyszły nasze przyjaciółki, a właściwie jej, dla mnie to były raczej koleżanki. Wszystkie dziewczyny z wyjątkiem mnie ruszyły na parkiet, ja musiałam pilnować ich toreb. Dla rozluźnienia zamówiła sobie lampkę wina. Wiem, miałam jej pilnować, ale tyle jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Nie było to najlepsze wino jakie kiedykolwiek piłam, ale było lepsze niż się na początku spodziewałam.

You are my pet, darlingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz