Rozdział 22

91 5 18
                                    


Pierwszym co poczułam od razu po przebudzeniu się, było delikatne ciepło, bijące od wpadających do pokoju promieni słonecznych.

Otworzyłam leniwie oczy i leżąc rozejrzałam się po mieszkaniu. Na dłuższą chwilę zatrzymałam wzrok na wiszącym zegarze, który wskazywał niespełna kwadrans po dziewiątej. Widząc to, odetchnęłam z ulgą, a po chwili przewróciłam się z prawego ramienia, na którym dotychczas leżałam, na plecy. Przetarłam ręką oczy i pozwoliłam sobie na jeszcze parę minut beztroskiego leżenia na kanapie, próbując sobie przypomnieć czy miałam coś ważnego do zrobienia na dzisiaj.

W końcu jednak wstałam z sofy, a kiedy tylko to uczyłam, poczułam się, jakbym dostała czymś ciężkim w głowę oraz w brzuch. Przed oczami pojawiły mi się mroczki, a zaraz potem dostałam odruchów wymiotnych.

Starając się je powstrzymać i ustać jakoś na nogach, doszłam chwiejnie do łazienki i uklęknęłam przed toaletą. Po jeszcze paru kolejnych odruchach w końcu zwymiotowałam. Poczułam się, jakby przez mojego gardło przechodziła setka igieł albo kawałki rozbitego szkła, które rozrywały od środka przełyk.

Kiedy w końcu żołądek opustoszał, usiadłam na ziemi, opierając się przy tym o ścianę. Oddychałam ciężko, trzymając się rękami za bolącą głowę. Czułam, że nie wszystko do mnie jeszcze dociera. Nie czułam chłodu, który zazwyczaj bił od kafelek, a dźwięki zdawały się przytłumione. Zupełnie jakbym jeszcze była częściowo pogrążona we śnie.

Zdawało mi się, że ktoś mnie woła z daleka, ale nie byłam w stanie stwierdzić kto. Nie rozpoznawałam czy głos był męski, czy kobiecy albo czy to była jedna osoba lub parę. Nie wiedziałam nawet, czy ktoś rzeczywiście to mnie wołała. Po prostu byłam wewnętrznie całkowicie przekonana, że chodzi mu o mnie.

Nie mając sił na nic, zamknęłam oczy, starając się skupić na oddechu. Usiłowałam go wyrównać, licząc, że uda mi się przywrócić świadomość, a ból i reszta odejdą.

Głupia byłam myśląc, że dzięki temu uda mi się wszystko przegnać. Część z moich dolegliwości faktycznie odeszła, jednak ból i otępienie nadal pozostawały.

Na nowo otworzyłam oczy i przetarłam ręką usta, czując na nich resztki wymiocin. Ku mojemu przerażeniu nie zobaczyłam na niej żadnej mazi z resztą treści żołądkowych, lecz krew.

Zerwałam się z miejsca i spojrzałam do wnętrza toalety. Z jeszcze większym przerażeniem odkryłam, że tam również znajduje się krew z bliżej nieokreślonymi cząsteczkami, przypominającymi kawałki ludzkiego ciała.

Szybko odsunęłam się od niej i oparłam z powrotem o ścianę, zaciskając ręce na ustach. Powstrzymywałam kolejne odruchy wymiotne, a po moich policzkach zaczęły niekontrolowanie lecieć łzy. W głowie szumiała mi setka myśli, których nie umiałam z sobą poskładać. Mimo tego na ich przód wybiło się jedno pytanie:

Co się ze mną dzieje?

Pomimo usilnych prób nie umiałam znaleźć odpowiedzi na nie. Czułam się całkowicie bezradna, zupełnie jak dziecko błądzące we mgle i krzyczące o pomoc. Miałam ochotę błagać, by cały ten koszmar się zakończył. Niestety miałam świadomość, że to nie jest sen i to wszystko ot tak nie zniknie, kiedy tylko ponownie otworzę oczy.

W końcu uspokoiłam się i wstałam, nadal opierając się o ścianę. Z obrzydzeniem spuściłam zawartość toalety i oparłam się o umywalkę. Nie spoglądałam nawet w lustro, doskonale wiedziałam, jak źle muszę wyglądać. Po prostu odkręciłam zimną wodę i zaczęłam przemywać twarz, doprowadzając się do ładu. Przy okazji umyłam zęby, chcąc pozbyć się z ust nieprzyjemnego posmaku.

You are my pet, darlingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz