Rozdział 14 - Wspomnienia Nicka

146 17 15
                                    

    - Niech zgadnę... - zaczęła trochę znużonym głosem — Potem została wezwana policja, zostało zgłoszone zaginięcie i każdy musiał składać zeznania i tak dalej...

    - Tak... A ja z racji tego, że byłem jej przyszłym mężem, należałem do tego grona osób, które jako pierwsze je składały.

    - I co wtedy mówiłeś? - pytała ciekawska

    - Raczej grałem i to doskonale. - przyznałem z dumą

    - Mam rozumieć, że zostałeś całkowicie bez podejrzeń? - uniosła brwi zdziwiona

    - Może nie od razu, ale jednak zostałem... Na początku byłem faktycznie w gronie osób o to podejrzanych, ale po tym, jak Daniel podrzucił parę spreparowanych poszlak, wykluczyli mnie, a tym bardziej po tym, jak znaleźli jej ciało na drugim końcu kraju, kiedy ja nie wyjeżdżałem poza miasto, a nawet Daniel.

    - To... Jakim cudem ono się tam znalazło? Jakiś wasz znajomy je tam podrzucił?

    -  Nie dokońca... To było w sumie całkiem proste... Podrzuciliśmy jej ciało odpowiednio dobranemu przewoźnikowi, który jeździł po całym kraju, spreparowaliśmy dowody, nawet odpowiednio dobraliśmy moment jej śmierci. Ach... - westchnąłem dumny — Można to było nazwać porwaniem doskonałym, jak i resztę moich poczynań. - na mojej twarzy pojawił się uśmiech pełen satysfakcji

    - Ale jednak coś się zawaliło, bo zacząłeś być ścigany. - stwierdziła, a ja spoważniałem

    - Tym zajmiemy się później... A więc nadszedł czas na 

Początek prac

    Następnego dnia, kiedy wszystko się zakończyło i ja się przy okazji trochę zdrzemnąłem, wieczorem postanowiłem pojechać do Daniela. Oczywiście by rodzice nic nie podejrzewali, powiedziałem, że muszę wszystko samemu przemyśleć i się wyciszyć. Uwierz mi, moja babka przerażona spędziła cały dzień w naszym domu, cały czas gadając i gadając o tym zajściu, więc nikt się nie dziwił, że postanowiłem wyjść, mój dziadek zresztą też nie wytrzymał i wyszedł przede mną.

    A więc pojechałem do Daniela, nie mogę ukryć, że się nie denerwowałem, obawiałem się mimo wszystko, że coś poszło nie tak, że ktoś inny ją zabrał, a nie on. Zapukałem do drzwi jego domu, a te otworzyły się ostrożnie.

    - No jesteś wreszcie. - wciągnął mnie do środka, trzaskając drzwiami.

    - Masz ją? - zapytałem się, upewniając się mocno podenerwowany.

    - Mam. - odpowiedział krótko i poszliśmy do pracowni.

    Moja narzeczona leżała w samej bieliźnie, obmyta, uśpiona i przywiązana do stołu. Musiałem przyznać, że ciało miała piękne, ale nie wywoływała u mnie podniecenia w żaden możliwy sposób, wtedy, jak i teraz zabawy cielesne nie bawiły mnie za bardzo. Daniel oczywiście w przeciwieństwie do mnie czuł je. Widziałem to po jego twarzy, że jest podniecony, ale nie tylko seksualnie, a przynajmniej nie w głównej mierze. Po blasku szaleństwa w jego oczach wnioskowałem, że było ono najbardziej wywołane myślą tego, co mógł jej zrobić.

    - Nikt nie widział, jak ją tutaj zabierasz? - oderwałem wzrok od dziewczyny i spojrzałem na towarzysza

    - Nikt. - na jego twarzy gościł bardzo szeroki uśmiech, prawie że nie możliwy do uzyskania niż przez wycięcie go

    - Na pewno?

    - Na pewno! - krzykną na mnie niespodziewanie, a ja odruchowo cofnąłem się o krok – Wybacz... - rzekł już spokojniej, a jego twarz okryła powaga – Zabierzmy się lepiej do pracy. - z jednej z szaf wyciągnął dwa fartuchy lekarskie i podał mi jeden,

    Szybko się ubrałem i oparłem o blat stołu, patrząc na ciało Charlotte, kiedy Daniel przygotowywał potrzebny sprzęt. Spoglądałem na nią niepewny, a zarazem zafascynowany. Miałem wątpliwości co do tego, co robię i nawet przeszły przez moją głowę myśli wycofania się z tego, ale tego nie zrobiłem... Z drugiej strony podobał mi się fakt bezbronności Charlotte. Spała słodko, nie wiedząc, że za chwile stanie się głównym elementem badań, które oczywiście miały się skończyć jej śmiercią.

    - Gotowy? - zapytał mój partner, podając mi strzykawkę ze środkiem znieczulającym, na twarzy miał już założona maskę medyczną.

    - Raczej bardziej nie będę. - odpowiedziałem, zakładając swoją i zabierając od niego strzykawkę. Przez parę sekund wahałem się, ale w końcu wstrzyknąłem substancję w ciało obiektu badań, jak to on lubił nazywać Charlotte.

You are my pet, darlingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz