Rozdział 16 - Wspomnienia Nicka

100 11 4
                                    

Temat tej rozmowy zaczął mnie już powoli męczyć, a cała ta sytuacja zaczęła wyglądać jak spowiedź u jakiegoś kiepskiego psychologa. To było i jest kompletnie nie w moim stylu. Skusiłbym się, nawet o porównanie tej sytuacji do szczekającej żaby, czy do latającej świni. Nie możliwe, a jednak zaistniało...

- A teraz jaki rozdział będzie? - spytała, a ja zdałem sobie sprawę, że za długo milczałem.

Zakląłem na siebie w myślach, starając się znaleźć jak najszybsze i najlepsze rozwiązanie na zakończenie tej całej farsy. Już i tak za dużo powiedziałem.

- Nie będzie miał nazwy... Dalsze moje losy to powolne staczanie się na dno, by potem się od niego odbić. - przyznałem, pociągając dużego łyka szkockiej, myślami jednak zastanawiałem się, od kiedy ja stałem się taki szczery względem niej i czy nie przesadzam z trunkiem.

- A tak mniej skrótowo? - dopytywała się, tym samym irytując mnie.

Nim odpowiedziałem, wziąłem głęboki wdech i wydech. Już raz dzisiaj widziała moją inną stronę, drugi raz na zakończenie tego wszystkiego nie jest potrzebny... I czemu ja do kurwy nędzy zachowuje się jak jakiś szczeniak?!

- W mniejszym skrócie tego nie da się powiedzieć, nie rozdrabniając się na drobne elementy i elemenciki. Chociaż... - zamyśliłem się na chwilę - Spróbuję ująć to w ten sposób.


Po tym, jak zamieszkałem z Danielem, moje kontakty z rodziną pogorszyły się ze stanu fatalnego, do iście koszmarnego. Odciąłem się całkowicie od tej zgrai kłamów i lichwiarzy. Miałem ich po prostu dosyć. Szczególnie tego, jakie teatrzyki zaczęli ogrywać, ale przytoczenie ich pozwolę sobie pominąć.

To jak wyglądało moje mieszkanie z Danielem, można opisać w dwóch słowach. Nauka i praca. Pierwszą część mojego dnia zajmowały studia, a drugą praca. Uwierz mi na słowo, że w ciągu studiów w tylu miejscach, ile ja pracowałem to, gdzieś ponad dziewięćdziesiąt procent społeczeństwa nie zajmowała się nigdy przez całe swoje życie. Większość z nich była okropna, ale było jedno zajęcie, którą dobrze wspominam. Była to praca dla jednej z rodzin mafijnych jako goniec. Ach... To było coś... Pracowałem wtedy z takim Carlo, poznałem go po trzech miesiącach pracy i miałem się nim zajmować. Nie miał za dużo lat, był właściwie najmłodszy w całej tej zgrai, ale wcale nie najgorszy. Bambino, bo takie dostał przezwisko, zaczął pracować, ponieważ chciał pomóc swojej rodzinie, której najlepiej się nie układało. Chłopaczyna miał szczęście do pakowania się w tarapaty, co skutkowało tym, że dość często musiałem mu ratować skórę. Mimo że czasami jego cherlawe szczęście mnie wkurzało, to nie żałowałem, że narażałem dla niego życie. Chociażby było warto dla jedzenia, jakie robiła jego matka. Było boskie! Szczególnie pulpeciki czy takie malutkie pączki. O! Albo jej ciasto waniliowe. Zawsze dostawałem trochę jej pyszności, jak odstawiałem jej synka do domu.

A co do głównego wątku...

Jak mówiłem, moje ówczesne życie było podzielone na dwie części, Oczywiście nie mogło się obyć bez pomagania Danielowi, które za często się nie zdarzało. Wariat prawie cały czas siedział w tym swoim laboratorium i przez tydzień potrafiłem się z nim przez to nie widzieć. Jak już się zdarzyło, to wołał mnie, jak naszła jakaś potrzeba, a jak już taka nastała to potrafił mnie wywalić z łóżka w środku nocy, ale o to się akurat tak bardzo nie wkurzałem. Gorzej było, jak byłem w pracy i nagle wparowywał do środka, wyciągając mnie z niej bez słowa. Jak teraz myślę, to przez takie jego zagranie, robotę straciłem gdzieś z sześć razy.

Co warto zauważyć, to w tym czasie nastąpiło moje pierwsze zabójstwo, chociaż wolę nazwę uśmiercenie eksperymentu, jak to łagodniej ujął twój dziadek.

You are my pet, darlingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz