gwiaździsta noc

2K 374 118
                                    

Wybija godzina trzecia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wybija godzina trzecia. Jimin zarządza postój i zjeżdża z głównej drogi, by na obrzeżach piętrzącego się przed nimi miasta znaleźć niskobudżetowy nocleg. Nie mają przy sobie mapy, a kierowca odmawia określenia swojego położenia poprzez znaki drogowe, dlatego po prostu jedzie przed siebie, rozglądając się za przydrożnym hostelem.

- Może po prostu kogoś zapytamy? - proponuje Yoongi, kiedy po piętnastu minutach dalej nie trafili na ani jeden zajazd.

Jimin nagle zatrzymuje samochód, a zaskoczony blondyn prawie uderza czołem w deskę rozdzielczą.

- Pytaj - mówi rudzielec, nerwowo stukając palcami o kierownicę.

Yoongi zerka na niego spode łba. Ma niepohamowaną ochotę uderzyć chłopaka, a potem rozpłakać się i piechotą wrócić do domu, nawet gdyby marsz miał zająć mu kilka dni.

- Uspokój się - warczy, po czym mocno przygryza własny język, w ten sposób radząc sobie z emocjami.

Młodszy zerka w lusterko, upewniając się, że droga za nimi jest pusta, po czym wyłącza silnik i opiera głowę o zagłówek fotela.

- Jestem zmęczony, przepraszam - wzdycha, spuszczając dłonie z kierownicy.

Yoongi jeszcze mocniej zaciska zęby na języku, czując na nim metaliczny posmak krwi.

- Też jestem zmęczony, a jakoś się do ciebie nie rzucam.

- Widocznie jesteś lepszy w ogarnianiu własnych uczuć. - Jimin wzrusza ramionami, a przez myśli Yoongiego przechodzi jego masochistyczny nawyk, zakorzeniony gdzieś głęboko w jego psychice. Odkąd pamiętał, tak właśnie reagował na stres, raniąc się. Nie był to może najlepszy sposób, ani taki, o którym wspomniałby żaden psycholog, ale działał, a to było najważniejsze.

- Przepraszam - powtarza ze skruchą Jimin, odwracając twarz w stronę blondyna. - Przepraszam, że nie jest tak ekstra, jak myślałem, że będzie.

- Nie jest też wcale tak źle - zapewnia Yoongi, uśmiechając się delikatnie. Jimin odwzajemnia uśmiech, po czym ponownie odpala samochód i bez słowa rusza dalej, wytężając zmęczone oczy.

Przejeżdżają kilkaset metrów, zanim po prawej stronie pojawia się niewielki parking, całkiem pusty, z kilkoma spróchniałymi ławkami ustawionymi w nieregularnych odstępach.

- Zjedź tutaj - proponuje, a raczej rozkazuje Yoongi, nie mając siły na dyskusję z Jiminem.

Rudzielec nie podważa decyzji starszego i po chwili stoją już na jednym z miejsc parkingowych, zwróceni przodem do miasta. Chociaż nie ma przed nimi żadnego klifu, a po bokach nie otacza ich gęsty las, i tak czują się jak w filmie. Oddalone o jakieś dziesięć minut drogi budynki wyglądają jak elementy makiety. Niebo nie jest bezchmurne, ale obłoczki szybko się po nim przesuwają, po kolei odsłaniając i zasłaniając księżyc i otaczające go gwiazdy.

- Jak przygoda, to przygoda - wyjaśnia Yoongi, widząc zaskoczoną minę Jimina. Ten śmieje się cicho, zadowolony z wędrownej duszy starszego, którą udało mu się wyciągnąć na powierzchnię, uwolnić z ucisku.

- Dobrze, że nie pada - mruczy Jimin, wysiadając z samochodu. Nie od razu zatrzaskuje za sobą drzwi. Najpierw wiesza się na nich, krzyżując nogi tak, że praktycznie balansuje tylko na czubkach palców. Bierze głęboki oddech i mruży oczy. Świeże powietrze ożywia go trochę, ale senność nie odpuszcza, falami zalewając ciało i umysł chłopaka.

Yoongi także wysiada z auta i powoli przystosowując swój wzrok do ciemności, zbliża się do jednej z ławek. Osoba planująca ich rozkład musiała nienawidzić swojej pracy, ponieważ żadna z ławek nie była zwrócona przodem do migocącego miasta, co według Yoongiego było okropnym błędem i niewybaczalną stratą okazji.

Mężczyźni rozprostowują kości, rozciągają mięśnie i siadają obok siebie, wsuwając nogi między deski oparcia, aby, na przekór nienawidzącemu pięknych widoków architektowi, móc podziwiać delikatną poświatę miejskiego życia.

- Ładnie tu - odzywa się po chwili Yoongi, który, jako prawdziwy artysta, potrafi docenić malowniczość krajobrazu.

- Ładnie - powtarza za nim Jimin, opierając skrzyżowane ramiona na maźniętej zieloną farbą desce. Kładzie głowę na lewym przedramieniu, policzek przyciskając do rozgrzanej skóry.
Zwrócony do Yoongiego, przygląda się chwilę zarysom mężczyzny, wpatrującego się intensywnie przed siebie.

Jasne, prawie białe, włosy Yoongiego wpadają mu do oczu, a on zgarnia je raz po raz, wciąż tak samo opanowany, nie czując już na języku nieprzyjemnego smaku.

- Powinniśmy się tu kochać, czy coś - mówi Jimin, a Yoongi śmieje się cicho, lekko uderzając chłopaka w ramię. - Mówię serio - dodaje z powagą rudzielec.

- Wcale nie dziwiłbym się, gdyby ktoś już to tutaj robił - odpowiada Yoongi, zwinnie obracając się o sto osiemdziesiąt stopni, by przodem usiąść na ławce. Odchyla głowę do tyłu i unosi wzrok, szukając na niebie najjaśniejszej gwiazdy. Niebo wygląda tu nieco inaczej, niż niebo, które widzi ze swojego dachu, dlatego chwilę zajmuje mu przystosowanie się do innego ułożenia gwiazd.

- To tym bardziej my też powinniśmy - ciągnie Jimin, wypalając swój żart jak zapałkę.

- Proszę cię... - Yoongi przewraca oczami, a przed oczami mimowolnie pojawia mu się obraz nagiego Jimina. Krzywi się, chcąc jak najszybciej się go pozbyć. Ohyda.

Rudzielec wpatruje się jeszcze chwilę w światła miasta, a każdą sekundą jego powieki stają się coraz cięższe, aż w końcu chłopak nie potrafi poradzić sobie z ich ciężarem i, zanim odda się w ręce Morfeusza, przewraca się na bok, wtulając, jak dziecko, w bok Yoongiego.

Blondyn zamiera w miejscu, nie chcąc ponownie rozbudzić przyjaciela. Pozwala mu użyć jego ciała jako poduszki, powoli przesuwając się ku krańcowi ławki, jednocześnie pilnując, aby głowa Jimina nie uderzyła w twarde drewno. Kiedy jest już w takiej pozycji, że może bez problemu wstać bez zakłócania snu Jimina, jedną dłonią asekuruje głowę chłopaka, a drugą tułów i układa go w jak najbezpieczniejszej pozycji.

- Boże, ale jesteś ciężki - szepcze, robiąc krok do tyłu. Przygląda się rudzielcowi, a po jego wnętrzu rozpływa się przyjemne ciepło, jakby zamiast krwi, w jego żyłach płynęła gorąca czekolada.

Usta Jimina są rozwarte, ale chłopak nie chrapie. Yoongi martwi się, że w nocy wiele insektów może zrobić sobie z buzi młodszego nowe mieszkanko. Ściąga więc swoją kurtkę i narzuca ją na plecy Jimina, rękawem otaczając jego usta na tyle luźno, by chłopak się nie udusił. Z samochodu wyciąga też kurtkę Jimina, którą nakrywa jego nogi. Kurtka nie jest zbyt długa, ani zbyt szeroka, ale Yoongiemu udaje się złożyć ciało Jimina w taki sposób, że nie powinien on stracić przez noc zbyt wiele ciepła.

- Dobranoc - rzuca cicho blondyn, a potem, jak królewicz, zasypia w samochodowym fotelu, ze światłami miasta wpadającymi przez przednią szybę, by, niemal niezauważanie, oświetlić jego bladą twarz.

strawberries & cigarettes [yoonmin]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz