Rozdział 1 - "Jak co niedzielę"

895 76 15
                                    

7 lipca, sobota


- Jeszcze pół godziny – wymamrotał pod nosem Stephan, siedząc w pustym przedziale pociągu jadącego prosto do Monachium.

Parę dni temu był bardzo podekscytowany tym wyjazdem, jednak jego entuzjazm ulatniał się w miarę przebytych kilometrów.

Dostanie się na wakacyjne praktyki w tak prestiżowej firmie nie było łatwe. Chłopak przez ostatnie pół roku wypruwał sobie żyły, dzieląc czas między zaliczanie egzaminów na uczelni i prace pisane na kolejnych etapach rekrutacji. I wreszcie nastąpił ten dzień – 7 lipca – dzień, który miał odmienić jego życie. Pytanie brzmiało, czy będzie to zmiana na lepsze czy gorsze.

„O ile może być jeszcze gorzej" – pomyślał z goryczą brunet.

Od pechowych Świąt Bożego Narodzenia chłopak starał się zapomnieć o tym, jak bezdusznie potraktowała go jego własna rodzina. Aby to osiągnąć skupił się na nauce. Jednak rok akademicki się skończył i mimo praktyk będzie miał teraz dużo wolnego czasu. Za dużo.

W tym momencie najbardziej przerażała go wizja rodziny, z którą będzie mieszkał. Firma zapewniła wszystkim praktykantom zakwaterowanie u rodzin mieszkających w pobliżu ich siedziby. Leyhe miał zamieszkać u Mullerów – małżeństwa ok. 40-stki z dwójką dzieci, 6-letnią Sophią i 8-letnim Karlem, mieszkającymi w małym miasteczku, leżącym w pobliżu Monachium. Chłopak nie wiedział o nich zbyt wiele, wymienił z Alexandrem jedynie kilka maili, w których ustalili szczegóły dotyczące jego przyjazdu.

Rozmyślania Stephana przerwał komunikat konduktora o tym, że pociąg zbliża się do stacji docelowej. Chłopak ściągnął słuchawki, zawiesił na ramieniu torbę z ubraniami i udał się w kierunku wyjścia z wagonu.

Na peronie roiło się od ludzi, można tam było spotkać najróżniejsze postaci, od zagubionych turystów po śpieszących się biznesmenów. Steph udał się do wyjścia, a następnie w kierunku kiosku – miejsca, w którym umówił się z Mullerem. Mężczyzny nie było na miejscu, więc chłopak zaczął nerwowo się rozglądać. A co jeśli rodzina rozmyśliła się i nie chcą już, żeby z nimi mieszkał? A może pomylił miejsce? Może pan w garniturze o groźnym wyrazie twarzy czeka na niego na dworcu w innym mieście?

- Stephan? – z rozmyślań wyrwał go głęboki głos.

Chłopak aż podskoczył i spojrzał na człowieka stojącego przed nim. Był to wysoki, ciemnowłosy mężczyzna ubrany w dżinsy i koszulkę z logo metalowego zespołu.

- Jestem Alex. Przepraszam za spóźnienie, zatrzymał mnie korek.

Steph niepewnie uścisnął mu dłoń. Alex był zdecydowanym przeciwieństwem pana w garniturze z jego wyobrażeń. Brunet zaśmiał się w myślach, przypominając sobie o swoich irracjonalnych obawach.

- Nic się nie stało. Choć przez chwilę myślałem, że pomyliłem adres albo datę – Leyhe uśmiechnął się niepewnie, ale Muller już zaczął przepychać się przez tłum.

- Chodźmy do samochodu. Angela czeka na nas z kolacją, musimy się pospieszyć.

„To będzie długi dzień" – pomyślał Leyhe.

***

Mimo wszystkich obaw Stephana Mullerowie okazali się być bardzo sympatyczną rodziną. Mieli piękny, duży dom, dominowały w nim ciepłe barwy, na ścianach wisiały ich fotografie, a na oknach stały kwiaty. Jednym słowem – rodzinny. Angela świetnie gotowała, co przywołało bolesne wspomnienie jego matki, która rzadko wychodziła z kuchni. Kobieta była pielęgniarką w miejskim szpitalu. Alex okazał się jednak być „panem w garniturze" – prowadził kancelarię adwokacką w Monachium, wspólnie z bratem Angeli Heinzem. Po godzinach grał na gitarze w kapeli metalowej. Ich dzieci także były urocze.

Po kolacji Karl zaciągnął Stephana do swojego pokoju, aby pokazać mu wóz strażacki zrobiony z klocków – najnowsze dzieło chłopca.

- Zrobiłem go całkiem sam w jeden dzień – powiedział malec z dumą w głosie.

- Jest świetny! – odpowiedział Steph i zmierzwił Karlowi włosy.

- Nie męcz już naszego gościa, Karl – powiedziała Angela, stając w progu pokoju. – Chodź, pokażę ci twoją sypialnię, na pewno jesteś zmęczony po podróży, przyda ci się odpoczynek. Mój mąż zaniósł tam twoje bagaże.

- Dziękuję – odpowiedział brunet.

Kobieta zaprowadziła go do pokoju na końcu korytarza.

- Jutro, jak co niedzielę, mój brat i jego syn przyjdą do nas na obiad. To mili ludzie, chociaż Heinz stał się trochę oschły po śmierci żony... Przepraszam, to nie twoje zmartwienie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?

-Jasne, będzie mi bardzo miło ich poznać – odpowiedział, po czym pożegnał się z kobietą i wszedł do swojej sypialni.

Była mała, ale przytulna. Ściany miały pomarańczowy kolor, znajdowało się tam łóżko z białą pościelą, szafa i biurko. Sypialnia posiadała małą łazienkę, dzięki czemu chłopak mógł liczyć na dużą dozę prywatności w tym wielkim domu. Ucieszyło go to, w końcu miał tam spędzić następne 10 tygodni.

Stephan rzucił się na łóżko i momentalnie zasnął, zmęczony wydarzeniami całego dnia.

__________

Hejka! Witam wszystkich w moim opowiadaniu. Napiszcie mi co sądzicie, szczególnie proszę o konstruktywną krytykę ♥

Love comes quietly | LellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz