21 lipca, sobota
Jakimś cudem Stephan zaspał. Był tak wykończony wydarzeniami całego tygodnia, że nie usłyszał budzika. Obudziło go pukanie do drzwi.
- Steph, wstawaj! – zawołała Angela. – Śniadanie czeka na stole.
Po skończonym posiłku domownicy zaczęli krzątać się w poszukiwaniu wszystkich potrzebnych rzeczy. Stephan biegał nerwowo wokół swojego pokoju. Dla chłopaka na świecie nie istniała gorsza czynność niż pakowanie. Może poza odkurzaniem.
Około 10.00 udało im się zapakować wszystkie bagaże do samochodu i wyjechać. Mimo niesprzyjających warunków – 30 °C w cieniu i ogromnych korków – droga w góry upłynęła im dość szybko. Dzieci nauczyły bruneta własnej wersji „Highway to hell", która miała niewiele wspólnego z oryginałem. Już po chwili Steph razem z całą rodziną wydzierał się, nie zwracając uwagi na melodię piosenki.
Wczesnym popołudniem dojechali na miejsce. Domek był położony na obrzeżach małego miasteczka u podnóża gór.
- Pięknie tu – powiedział z zachwytem Leyhe, patrząc na zadrzewione zbocza wokół działki.
- To prawda – odpowiedział Alex. – Kiedyś przyjeżdżaliśmy tu praktycznie co tydzień. Ale pojawiły się dzieciaki, doszły nam nowe obowiązki i nie mogliśmy już sobie pozwolić na takie wycieczki.
- Ale chyba nie żałujesz?
- Żartujesz? Nie zamieniłbym mojej rodziny na żadne skarby świata. Uwierz mi, znalezienie miłości swojego życia to jedno z najpiękniejszych uczuć, jakiego można doświadczyć. A założenie z nią rodziny... nie do opisania.
- Wierzę – Steph uśmiechnął się lekko. – Ale... no wiesz, skąd mam wiedzieć, że to jest właściwa osoba?
- To się czuje. Tutaj – Alex wskazał na swoje serce. – Pewnie niejedna dziewczyna sprawi, że poczujesz motyle w brzuchu. Ale ważniejsze jest to, co poczujesz później, gdy opadnie początkowe zauroczenie. Wtedy musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jesteś w stanie poświęcić dla niej wszystko, czy to jest tylko zabawa. Miłość wymaga 100% zaangażowania, a to wiąże się z różnymi wyrzeczeniami. Ale dla niej warto zrezygnować z pewnych rzeczy, bo to, co zyskujesz jest bezcenne.
- Dzięki – powiedział Stephan. Sam nie wiedział za co, ale czuł, że te słowa w jakiś sposób mu pomogły.
Po obiedzie brunet postanowił wybrać się na spacer. Cisza i spokój jakie panowały w okolicy sprzyjały rozmyślaniom, którym oddał się bez reszty.
Krążąc po uliczkach miasteczka, zastanawiał się, co się dzieje w jego rodzinnym domu. Był ciekawy, jak jego siostra radzi sobie z rodzicami i czy dają radę finansowo. Wyciągnął telefon i wybrał numer do Anny, jednak szybko się rozmyślił. Wiedział, że i tak nikt nie podniesie słuchawki.
Chłopak zaczął się zastanawiać, do kogo mógłby zadzwonić w zamian. Miał paczkę przyjaciół w Berlinie, ale oni nie nadawali się do głębokich rozmów. Na pewno by go wysłuchali, ale on nie miał do nich takiego zaufania, aby mówić im o swoich problemach.
Alex i Angela wydawali się być godni zaufania. Stephan czuł się niemal jak ich adoptowane dziecko. Dbali o niego. Mieli zapewnić mu tylko kawałek podłogi do spania, a w gratisie chłopak dostał namiastkę domu, za którym tak tęsknił. Był im za to bardzo wdzięczny. Nie chciał wykorzystywać ich jeszcze bardziej.
„Jest jeszcze Andreas" – podpowiadał mu cichy głosik z tyłu głowy.
No tak, Andreas.
Przebywanie w jego obecności robiło ze Stephanem dziwne rzeczy. Zauroczył się, to było pewne. Ale czy to była miłość? Czy był gotowy na poświęcenie, o jakim mówił mu Alex?
CZYTASZ
Love comes quietly | Lellinger
Fanfiction„- Love comes quietly... - zaczął recytować Andreas. Stephan wsłuchiwał się w jego głos jak zaczarowany. - Tak właśnie wyobrażam sobie prawdziwą miłość. Myślę, że nie można zakochać się od pierwszego wejrzenia. To raczej proces, który rozwija się w...