4. train of consequences️

114 12 138
                                    

"Youthanasia" to szósty studyjny album Megadeth i trzeci w składzie uważanym za najbardziej legendarny. Została wydana 1 listopada 1994 roku. Dwadzieścia lat później zremasterowana razem z innymi albumami i poszerzona o cztery utwory.

Z tym albumem wiąże się kilka ciekawych historii, a pierwsza z nich wiąże się z tytułem i okładką albumu. Stara babcia rozwieszająca niemowlaki na sznurku do prania jest już legendarna, a jest dodatkowo bezpośrednim nawiązaniem do tytułowego kawałka. "Youthanasia" nawiązuje do eutanazji, o którą tekst oskarża amerykańskie społeczeństwo. Tylko ta eutanazja dotyczy młodzieży, która wpada w coraz większy marazm. Czy tak było? Czy tak jest? Chyba sami znacie odpowiedź.

Można jeszcze wspomnieć, że "Youthanasia" była nagrywana w trzech studiach w Arizonie. Phase Four Studios w styczniu, potem zespół przeniósł się do Vintage Recorders w Phoenix, a na końcu przy współpracy z Capitol Records panowie stworzyli swoje własne studio w magazynie w Phoenix. A dlaczego nie nagrano w Los Angeles, jak wcześniej? To dosyć proste - bo Dave nie chciał nagrywać w L.A. Poza tym już tylko Nick mieszkał w Mieście Aniołów, więc nie miał za wiele do gadania.

Płyta, mimo licznych konfliktów na początku jej powstawania, została podpisana nazwiskami wszystkich muzyków, co zdarza się raczej rzadko. Wystarczy spojrzeć choćby na Metę, u której wśród twórców nawet Cliff Burton nie pojawia się wszędzie, a Jason jest podpisany chyba tylko przy trzech czy czterech kawałkach łącznie we wszystkim, co z nim nagrali.

"Youthanasia" wskoczyła na czwarte miejsce dwusetki Billboardu, będąc tylko o dwa miejsca gorszą niż poprzednia "Countdown To Extinction". Szybko również okryła się platyną.

"Train of Consequences" było jednym z trzech singli, trwa trzy i pół minuty i zajmuje drugie miejsce na albumie.

(a tutaj i legendarna babcia 👆)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

(a tutaj i legendarna babcia 👆)

Ciężko tu zacząć od czegoś innego niż wokal. W końcu jest chyba najbardziej rozpoznawalnym elementem Megadeth, razem samym wokalistą. W końcu kto nie kojarzy Rudego? Na "Youthanasii" nie dobija już do tak wysokich rejestrów, co na "RIP", ale wciąż jest to ten sam żabi wokal, który w jakiś dziwny sposób bardzo mnie urzeka.

Mustaine śpiewa w bardzo specyficzny sposób i jego wokal od głosu różni się dość znacząco. Szeroka skala, czy coś (JK2notrowling pewnie powiedziałaby coś więcej, ale dla mnie wokal to czarna magia xd). W każdym razie frazy w jego wykonaniu są dosyć zduszone, zwłaszcza tutaj, wokal robi się trochę swobodniejszy w drugiej połowie utworu, jednak wciąż jest tak samo agresywny. I ten gniewny wokal świetnie pasuje do tekstu (właściwie tekstów Megadeth, które bez wściekłej rudej żaby mogłyby wypaść nawet moralizatorsko):

I'm doing you a favor
As I'm taking all your money
I guess I should feel sorry
But I don't even trust me
There's bad news creeping up
And you feel a sudden chill
How do you do? My name is 'Trouble'
I'm coming in for the kill
And you know I will

Set the ball a-rolling
I'll be clicking off the miles
On the train of consequences
My boxcar life of style
My thinking is derailed
I'm tied up to the tracks
The train of consequences
There ain't no turning back

No horse ever ran as fast
As the money that you bet
I'm blowing on my cards
And play them to my chest
Life's fabric is corrupt
Shot through with corroded thread
As for me I hocked my brains
Packed my bags and headed west
I hocked my brains, headed west

Interpretacja raczej nie jest trudna, a nawet dość oczywista. Choć nie pada tu słowo "hazard", to łatwo się domyślić, że to właśnie o niego tu chodzi. Podane w formie historii spisanej w pierwszej osobie ostrzeżenie, to dosyć typowy w Megadeth zabieg.

Bas jest dobrze słyszalny, a sama linia jest oszczędna i bardzo solidna, co znów jest charakterystycznym dla Megadeth elementem. Ellefson czasami z tym przesadza, ale tu ma po prostu podbijać gitary i z tym zadaniem radzi sobie doskonale. Poza tym ma bardzo dobry i ciężki ton, w którym ładnie słychać kostkowanie.

Jeszcze słowo o perkusji, w którą Nick wplótł całkiem sporo ozdobników. Oczywiście mamy też nieodłączne talerze, spod których słychać porządną linię na bębny. Zresztą Menza był bardzo dobrym perkusistą, więc nie ma się czemu dziwić.

I wreszcie o tym, co w Megadeth najlepsze - o gitarach. Muszę przyznać, że ich solówki, zwłaszcza te z okresu z Friedmanem właśnie, są jednymi z moich ulubionych i co byście nie powiedzieli, nie udowodnicie mi, że koledzy z Mety nie powinni Dave'a wywalić. W końcu różnica między brzmieniem Metalliki a tym, w co poszedł Mustaine, jest kolosalna i myślę, że prędzej czy później sam by z Mety odszedł.

Zarówno Dave, jak i Marty dają w tym kawałku dobry popis swoich umiejętności, jak zawsze przyjemny dla ucha, a kończące utwór solo Rudego to cud, miód, orzeszki. Man, powinnam już skończyć, bo na gitarach też niezbyt się znam, a hymnów pochwalnych o tym, co sami wiecie, że jest dobre, chyba nie chcecie słuchać xd

 Man, powinnam już skończyć, bo na gitarach też niezbyt się znam, a hymnów pochwalnych o tym, co sami wiecie, że jest dobre, chyba nie chcecie słuchać xd

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Sto Dni Muzyki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz