22. angel

43 10 28
                                    

Dziś na tapecie kolejna legenda, a mianowicie Judas Priest w bardziej balladowym wydaniu. Jest to jeden z nielicznych zespołów NWOBHM, który znam, ale bardzo go lubię, choć ze wszystkich ich kawałków, które gdzieś kiedyś pościągałam, przetrwał tylko "Angel" właśnie.

Utwór pochodzi z albumu "Angel of Retribution" wydanego po powrocie Halforda do zespołu. Nie znam zbyt dobrze historii zespołu, więc nie będę się nad tym rozwodzić i standardowo opowiem Wam po prostu o albumie. Więc dzisiaj dosyć krótko.

Został wydany pierwszego marca 2005 roku, a w Japonii nawet trochę wcześniej, bo 23 lutego. Nagrywano go od października do grudnia w Anglii i w Kalifornii.

Album na liście Billboardu zajmował 13 miejsce, a najwyższe notowania zaliczył w Szwecji, gdzie zajął trzecie miejsce. W Wielkiej Brytanii natomiast zajął 39 miejsce.

"Angel" zajmuje na albumie siódme miejsce i trwa cztery minuty i dwadzieścia trzy sekundy.

(nie znoszę ich okładek)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

(nie znoszę ich okładek)

Największy problem, jaki mam z zespołami z grupy NWOBHM jest taki, że ich brzmienie w sporej części mi nie podchodzi. Tak mam chociażby ze znanym i uwielbianym Iron Maiden, od którego słuchania aż mnie skręca. I to, jak się okazało, nie tylko za sprawą głosu Bruce'a. Jednakże są takie zespoły, które lubię i zachęcona ich przykładem chcę poznawać kolejne (choćby Tigers of Pan Tang czy Diamond Head, które ciągle się przewija przy okazji historii Mety). Tym, który bardziej przypadł mi do gustu jest Motörhead. A drugim jest właśnie Judas Priest. Zespół, który świetnie nadaje się do odtwarzania w pętli.

Podejrzewam, że to za sprawą głosu Halforda, który nawet w tej balladzie jest mocarny i każe się słuchać, mimo że czasami chciałoby się uciec. Bo kiedy już zacznie śpiewać, to nie da się go nie słuchać. Przyciąga bardzo mocno na tle dość prostej muzyki.

Podobnie rzecz ma się tutaj. Pierwsza połowa to ładny, akustyczny kawałek, który mógłby być podkładem pod jakąkolwiek miłosną balladę. Gitara elektryczna włącza się dopiero po dwóch i pół minucie i zaczyba się bardziej rockowa ballada, która z czasem nabiera coraz wiekszej ciężkości i judasowego charakteru. Niestety, szybko potem się kończy. Właściwie nim człowiek zdąży nacieszyć się gitarami i perkusją. Bo w gruncie rzeczy basem nie ma się co cieszyć - bas u Judas Priest jest bowiem bardzo prosty i rytmiczny.

W każdym razie to Halford gra tu pierwsze skrzypce i to na nim skupia się kawałek. Co jest dobrym rozwiązaniem, bo właśnie o wokal chodzi w balladach. A tutaj, no, ten człowiek, z tego co się orientuję, się nie wykłada. Tutaj nie wyłożył się na pewno, bo aż taki wokalowy laik jak ja słyszy, jak bardzo on jest dobry na swoim stanowisku. I nie wiem, czy w metalu kiedykolwiek pojawił się i pojawi tak dobry wokalista. Choć oczywiście mogę się mylić.

Angel - put sad wings around me now
Protect me from this world of sin
So that we can rise again

Oh, angel - we can find our way somehow
Escaping from the world we're in
To a place where we began

And I know we'll find
A better place and peace of mind
Just tell me that it's all you want - for you and me
Angel, won't you set me free?

Angel - remember how we'd chase the sun?
Then reaching for the stars at night
As our lives had just begun

When I close my eyes I hear your velvet wings and cry
I'm waiting here with open arms - oh, can't you see?
Angel, shine your light on me

Angel - we'll meet once more - I'll pray
When all my sins are washed away
Hold me inside your wings and stay
Oh, angel - take me far away

Put sad wings around me now
Angel, take me far away
Put sad wings around me now
So that we can rise again

Wiecie, to jeden z tych kawałków, do których prawie cały tekst umiem ze słuchu, choć nie umiem się uczyć tak żadnych języków. I jest to chyba moja ulubiona ballada miłosna. Nie dlatego, że jest taka smutna, tylko dlatego, że jest pełna emocji, a przede wszystkim bardzo piękna. Tak, uważam to za balladę miłosną, choć mogę się mylić. Może tu chodzi o dosłownego anioła? Może o przyjaciela? Dla mnie jednak chodzi o tę nieszczęśliwą miłość, która nie jest możliwa do spełnienia.

Cóż, w każdym razie "Angel" to wspaniały dowód na to, że Judas Priest umie nie tylko w typowy heavy metal, ale też bardzo piękne rzeczy. I mnie się ten fakt bardzo podoba (za to też między innymi uwielbiam Load i Reload, bo są zupełnie odmienne od typowej Mety). I mam nadzieję, że nie tylko mi.

Dzisiaj tak dużo o wokalu, bo opisywanie ballad jest dziwne xd W każdym razie i tak było o czym pisać

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Dzisiaj tak dużo o wokalu, bo opisywanie ballad jest dziwne xd W każdym razie i tak było o czym pisać

Wspomniałam też na mojej tablicy, że przez najbliższy tydzień notki w SDM nie będą się pojawiać. Mam nadzieję skończyć przez ten czas recenzję.

Z mojej strony to tyle. Miłego dnia 💛

Sto Dni Muzyki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz