7. buried by time and dust

62 9 76
                                    

Mayhem, czyli klasyka TNBM. Zespół, wokół którego narosło tak wiele legend, jak wokół żadnego innego. Którego historia naznaczona jest śmiercią i zbrodnią. Może z tego względu tak atrakcyjny dla całej masy żądnych sensacji dzieciaków, które pragną być trve na siłę.

Dla mnie jednak to jeden z ważniejszych zespołów w moim życiu. W końcu to od Mayhemu zaczęła się moja przygoda z black metalem (a Dead to moje mroczne słoneczko). I dzisiaj właśnie o zespole powiem wam więcej niż o utworze.

Ale wróćmy do utworu. Wybrałam wersję (a raczej na taką padło) z "Live in Leipzig" z lipca 1993 roku, a nagranego 26 listopada 1990 roku w klubie Eiskeller w Lipsku, a więc jest to live jeszcze z Deadem na wokalu. Na albumie znajdują się utwory z dwóch krótszych wydań i będącego w przegotowaniu "De Misteriis Dom Sathanas".

Jakoś albumu jest iście black metalowa, co wspomniał jeden z recenzentów: "With a shortage of official Mayhem material featuring this [original] lineup, it's a necessary item for devoted fans, even in spite of the less-than-ideal sound quality." (Przy tak niewielkiej ilości oryginalnego materiału wykonywanego w tym oryginalnym składzie, jest to niezbędna rzecz dla zagorzałych fanów, nawet pomimo nie idealnej jakości dźwięku). I rzeczywiście materiału, na którym pojawia się Ohlin jest niewiele, bo był z nimi krótko, ale zdążył zostać prawdziwą legendą gatunku.

Ale kim był Per Yngve Ohlin? Szwedem, który przybył do Oslo, bo chciał dołączyć do Mayhemu. W dzieciństwie był dręczony w szkole, a w wyniku wypadku (źródła podaja, że albo było to na łyżwach, albo że został pobity) przeżył śmierć kliniczną, co mocno odbiło się na jego dalszym życiu. Choć nikt go nie zdiagnozował, na podstawie opisów jego zachowania stwierdza się, że cierpiał na głęboką depresję psychotyczną i zespół Cotarda (uważał się za człowieka martwego). Na wspomnienie zasługuje nie tylko jego zachowanie na koncertach, na których chlastał się nożem po nadgarstkach, obnosił po scenie odwrócone krzyże, czy rzucał publiczności świńskie łby, ale też choćby to, że kilka dni przed koncertem zakopywał swoje ubrania w ziemi, by przesiąkły wilgocią i stęchlizną. Jak sam twierdził ten zapach był mu bliski, jako zapach śmierci.

Popełnił samobójstwo 8 kwietnia 1991 roku przez podcięcie żył i strzał w głowę ze strzelby. Powiem tyle: Euronymous okazał się wtedy strasznym bydlakiem i nie mam do niego za grosz szacunku przez to, co zrobił.

Sam Euro został zadźgany przez Varga 10 sierpnia 1993.

Przyznaję nie znam całej historii zespołu, ale na pewno byli związani, przez osobę Euro właśnie, z kilkoma zbrodniami, między innymi paleniem norweskich kościołów. On sam ponoć żadnego nigdy nie podpalił, ale ponoć zachęcał do tego i niszczenia chrześcijan. Tutaj na pewno większą wiedzą może wykazać się Rybooko

O, warto też wspomnieć, że to Mayhem rozpropagował corpse paint wśród zespołów black metalowych, ponieważ to oni pierwsi go stosowali (Euro i Dead).

"Buried" zajmuje szóste miejsce na albumie i trwa prawie sześć minut.

Nie powiem wam wiele o samym utworze, bo jakość jest naprawdę paskudna i w dźwięku aż słychać ziarno podobne do tego na złym zdjęciu, ale spróbuję

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nie powiem wam wiele o samym utworze, bo jakość jest naprawdę paskudna i w dźwięku aż słychać ziarno podobne do tego na złym zdjęciu, ale spróbuję.

Utwór zaczyna się od kilku słów przerywanych piskiem mikrofonu. Potem wchodzą talerze, mnóstwo talerzy, i takie brzęczenie jest w blacku dość powszechne. Pod talerzami bardzo szybkie gary, także, moim zdaniem, Hellhammer spisał się świetnie. Najłatwiej go w tym wszystkim wychwycić i sprawia wrażenie, jakby świetnie się za perkusją bawił.

Dobrze też słychać gitarę. Monotonne, szybkie riffy to podstawa black metalu, a te z "Buried" są naprawdę dobre do słuchania, jeśli się lubi taką muzykę, i całkiem melodyjne. Mam wrażenie, że Varg we wczesnej fazie twórczości solowej bardzo mocno się nimi inspirował.

W Mayhemie jest też bas, na którym grał tutaj Necrobutcher. Naprawdę ciężko go tu wychwycić, bo na pierwszy plan zdecydowanie wybija się gitara i gary, więc raczej nic o nim nie powiem.

I na koniec wokal. Bardzo charakterystyczny i niewymuszony, można nawet powiedzieć, że te gardłowe powarkiwania i wrzaski brzmią naturalnie. A na pewno doskonale pasują do całości. I tekstu:

Visions of that no mornings
light ever will come. I'm to old now.
The dark is so near, will I ever reach the land beyond
This is where we go when we have to die.
I've been old since the birth of time.Time buried me in earth
centuries ago, I tasted blood.
Buried by time and dust.
Many years has pasted since the funeral.
Missing the blood of human throats
so many years, ages ago.
I must await, feel my bodies stench.
Wanderings out of space.
Wandering out of time.
A world out of light, death at the end.
Only silence can be heard, silence of peoples tears.
No one knows my grave.
Buried by time and dust.

Motyw wampiryzmu, wspomnienia Transylwanii, czy nawiązania do żywych trupów i innych potworów w tekstach Ohlina są powszechne. A zważywszy, że Per sam czuł się martwy, przestają być tylko fantastyką, a stają się jakąś upiorną rzeczywistością. Ten tekst nie jest wyjatkiem i mnóstwo w nim odwołań do motywu żywego trupa, czy nawet wampira. I, moim zdaniem oczywiście, tylko w wykonaniu Deada te teksty miały w sobie tę mroczną, niepokojącą magię, która oddziaływuje na słuchacza nawet z tak słabego nagrania.

Całość to klasyczny norweski black, a ponadto fundament całego gatunku. W końcu po "De Misteriis Dom Sathanas", a nawet wcześniej, wszyscy chcieli być jak Mayhem. Także również pozycja obowiązkowa, tylko tym razem dla wszystkich tych, którzy chcą się zapoznać z blackiem.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Sto Dni Muzyki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz