II 8.

453 38 7
                                    

Kiedy weszli do restauracji, Emma nie planowała że będzie jadła cokolwiek. Jednak zapach dobiegający w kuchni zachęcił ja do zamówienia talerza naleśników. Była zadowolona, że w końcu udało jej się złapać zasięg. Od razu zadzwoniła do Mary Louise, ale jej przyjaciółka nie odebrała. Dopiero, gdy Adam był w połowie drugiego talerza jajecznicy z bekonem Mary oddzwoniła. 

- Już bałam się, że coś pożarło cię w tym lesie. 

- Poczekaj aż wrócę - wymruczała Emma, przypominając sobie że jej przyjaciółka jeszcze nie wie o zmiennych. - Masz coś dla mnie?

- Dopiero co usiadłam za klawiaturą, nie muszę ci przypominać że nadal jest stosunkowo wcześnie. Patolog się nie odzywał. Technicy w większości nie wrócili jeszcze do miasta. Możecie się czegoś spodziewać raczej bliżej popołudnia. 

- No to kiszka - mruknęła, upijając łyk herbaty. - Zaczniesz przeszukiwać bazy danych? 

 - Co prawda dopiero usiadłam, ale zaczęłam od rejestru zaginionych ze stanu Waszyngton. Jednak na razie robię to tylko za pomocą zdjęcia. DNA będę miała na jutro albo na dzisiaj po południu.  Dam znać jak coś znajdę. 

- Dzięki Mary, do zobaczenia później. 

Emma rozłączyła się i odłożyła komórkę na stolik. 

- No i co? 

 - Jak mogłeś się domyślić słysząc naszą rozmowę, nic. Mary dopiero zaczyna. 

- Na pewno coś znajdzie. Jest całkiem dobra w swojej robocie. 

- Powiem jej to przy pierwszej okazji - powiedziała, wstając z krzesła.

- Proszę nie.

- Wrócę za moment - Emma wyjęła z portfela z dziesięć dolarów i położyła je obok pustego talerza.

Toalety znajdowały się w korytarzu po drugiej stronie restauracji. Emma właśnie otwierała drzwi do damskiej łazienki, gdy poczuła na ramieniu mocny uścisk ręki. Nie zdążyła zareagować, gdy mężczyzna wciągnął ją do znajdującego się naprzeciwko pomieszczenia. 

 Wiedziała co powinna zrobić w takiej sytuacji. Nauczyła się tego na kursie samoobrony lata temu. Krzyk o pomoc był podstawą. Jednak Emmę zamurowało. Mężczyzna odwrócił ją tak żeby móc patrzeć jej prosto w twarz. Poddała się mu jak szmaciana lalka. Złociste, pełne nienawiści oczy nieznajomego sprawiły, że zastygła bez ruchu. Dłoń zmiennego puściła jej ramię, ale mężczyzna się nie odsunął. Nadal był krępująco blisko. 

- Putain de brute - wyszeptała, rozmasowując bolącą rękę. 

Zmienny nie przejął się tym i zaczął bezceremonialnie obwąchiwać jej szyję. Po kilku głębokich oddechach odsunął się od niej z obrzydzeniem. 

-Rzeczywiście śmierdzisz jak te trupy. 

 - Przepraszam? - Powiedziała już zdecydowanie głośniej. Udało jej się cofnąć tylko o krok, bo jej plecy dotknęły ściany. Było jej na prawdę ciężko walczyć z instynktem, który kazał jej uciekać jak najdalej od tego zmiennego. Musiała się przemóc i unieść głowę do góry. Na szczęście wściekłość jaka zaczynała się w niej gotować bardzo jej w tym pomogła. - Wiesz z kim...

- Nie chcemy wampirzych dziwek na naszym terytorium. 

Emma wzięła głęboki oddech i spróbowała uspokoić serce, które biło w szaleńczym tempie. Czasami myślała, że wszyscy z nich odbici są z jednej  sztancy. Wszyscy byli wysocy i wręcz do przesady umięśnieni. Mężczyzna, który teraz przed nią był idealnym przedstawicielem tego gatunku. 

- Czy ten strażnik, jak mu było na imię Chris? Powiedział wam kim jestem? - Zapytała, próbując zapanować na odruchem sięgnięcia po broń. Nie chciała jeszcze bardziej komplikować sytuacji. 

- Nie musiał nam nic mówić, możemy wyczuć wampirzą dziwkę z kilometra. Mój alfa kazał ci przekazać, że masz wynosić się z naszego terytorium. 

 - Jestem agentką FBI, która prowadzi śledztwo na terenie objętym jurysdykcją federalną. Twój alfa nie ma żadnej możliwości mówienia mi kiedy mogę, a kiedy nie mogę tu być. 

- To jest jedyne i ostatnie ostrzeżenie jakie dostaniesz - warknął, odwracając się na pięcie. 

Emma wróciła na salę dopiero po dobrych dwudziestu minutach. Kiedy się rozejrzała, zauważyła że Adama siedzi przy stoliku już ubrany w do wyjścia. 

- Zajęło ci to trochę czasu - powiedział, wyjmując z kieszeni kluczyki do samochodu. 

- Była kolejka - mruknęła, zakładając szalik. - Możemy już iść. 

Dojazd do Seattle zajął im dwie godziny. Emma podwiozła Adama do jego mieszkania, a następnie pojechała prosto do domu nie zawracając sobie głowy odstawianiem służbowego samochodu do biura. 

Kiedy weszła do domu, Emma poczuła się straszliwie zmęczona. Jakby po przekroczeniu progu, opuściła ją cała energia. Odwiesiła kurtkę na wieszak i od razu skierowała się pod prysznic. Przez prawie dwadzieścia minut rozkoszowała się wodą, która w końcu miała idealną temperaturę. Umyła włosy, a po wyjściu z kabiny ubrała szlafrok, który Lucien przywiózł ze sobą ostatnim razem. 

Zeszła po schodach żeby zrobić sobie herbatę, ale gdy tylko weszła do kuchni usłyszała przytłumiony dzwonek swojej komórki. Zirytowana podeszła do leżącej na podłodze torby i wyjęła telefon z bocznej kieszeni. Nie była zaskoczona widząc, że to Adam próbował się z nią skontaktować. 

- Już się stęskniłeś? - Zapytała, wracając do kuchni. Na prawdę miała ochotę na kubek parującej, zielonej herbaty. 

- Chciałabyś. Za ile będziesz mogła po mnie przyjechać? Musimy tam wrócić. 

- Co? Dlaczego?

- Znaleźli kolejne ciało.

Emma z głośnym hukiem odłożyła na blat puszkę z herbatą, którą właśnie wyciągnęła z szafki.

 - Chłopiec? 

- Najprawdopodobniej. 

- Będę u ciebie za jakąś godzinę. Muszę najpierw wysuszyć włosy. - Powiedziała, biegnąc w stronę schodów.

- Chyba żartujesz. 

- Nie mam zamiaru się przeziębić. 

Rozłączyła się  i z rozpędem wpadła do łazienki. Informacja o kolejnych zwłokach  spowodowała przypływ adrenaliny. Całkowicie wywracało do góry nogami pierwsze szkice profilu psychologicznego mordercy jaki zaczęła tworzyć w oparciu o to co zobaczyła w górach. 

Nie mogła uwierzyć w to, że za kilka godzin znów zajdzie się  w środku lasu i po raz kolejny na terytorium wilkołaków. Miała nadzieję, że tym razem uda jej się nie spotkać żadnego ze zmiennych. 

Bez sercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz