|Rozdział 21|

763 51 11
                                    

Severus's POV
Obudziłem się z potwornym bólem głowy. Spojrzałem na Emily, która (chyba) spała siedząc na ziemi, oparta głową o łóżko. Czułem, jakby coś się zmieniło... Nie miałem w sobie tego uczucia, które towarzyszyło mi w ostatnim czasie, kiedy spędzałem czas z Blondynką.
Gwałtownie podniosłem się, siadając na skraju łóżka. Ten ruch zbudził dziewczynę, która stała teraz wpatrzona w moje oczy.
-Martwiłam się...- zaczęła cicho.
-Wyjdź.- Skwitowałem cierpko. W nosie miałem to, że jestem u niej w mieszkaniu i to, że nie może pójść nigdzie indziej.
-Jak to..? Nie rozumiem...- była przerażona moją nagłą zmianą.
-Wyjdź. -powtórzyłem jeszcze bardziej oschle.
_________________*______________
Co on sobie wyobrażał wyrzucając mnie z mojego własnego mieszkania?! A ja, głupia jak zwykle, uległam. Po prostu wyszłam zostawiajac go samego w moim jedynym dobytku. Rozumiem, może być w szoku. Rozumiem, może być zły. Ale właściwie dlaczego JAK ZWYKLE wina musi być moja?
Od godziny tułałam się bez celu po smętnie wyglądających, okrytych wrześniowym krajobrazem uliczkach. Starając się nie myśleć o jeszcze większym pogorszeniu, które mogło nastąpić, zdecydowałam się odwiedzić znajomych sprzed lat. Nie widzieliśmy się jakieś 5, może 7 lat. Dobrze wiedziałam, gdzie ich szukać. Nie tak łatwo było opuścić swoją Ognistą Pasję.
Udałam się więc do jednej z opuszczonych hal przy dworcu King's Cross i niepewnie zajrzałam do środka.
-Oczom nie wierzę. Ona żyje!- pierwsza podbiegła do mnie Christina. Pracowałyśmy razem kiedyś... tak czy siak to ona namówiła mnie na zabawę z ogniem.
Pozwoliłam się poprzytulać, wycałować i starałam sie okazywać jak najwięcej radości.
-Opowiadaj, co u ciebie- zaczął energicznym tonem Tom. Jego entuzjazm i dziecięca radość nieco mnie onieśmielała i często wprawiała w zakłopotanie, sama do konca nie wiem dlaczego.
-Jakoś. No wiesz, dwa kroki do przodu, trzy kroki do tyłu...- na chwilę myślami wróciłam do wydarzeń z rana- Ale znasz mnie. Zawsze wychodzę na prostą- No może poza małymi wyjątkami... dopowiedziałam sobie w myślach.
-Ciekawe, czy wyszłam już z wprawy?- uśmiechnęłam się na samą myśl o powrocie do treningów.
-Ty? Prędzej pozwolę się wykastrować niż uwierzyć że coś mogłoby się zmienić. -och, No jeszcze on. Artur... obiekt westchnień każdej panny, a w szczególności... siebie.
Aby sprawdzić swoje umiejętności zaczęłam się trochę popisywać i musiałam przyznać sama przed sobą. Byłam w tym dobra.
-Może dasz się wyciągnąć na piwo ze starymi znajomymi?- spytała Christie po skończonych zajęciach.
-Kurczę ....wiesz ....jakby...to...-zamyśliłam się na chwilę- Na jedno pójdę. -odparłam w końcu. Nie będę wracać do tego gbura. Dostał to, czego oczekiwał.
Wybraliśmy się do pobliskiego baru i, jak można się spodziewać, na jednym piwie się nie skończyło...
_______________*________________
Jak tylko wyszła, zacząłem gorączkowo przeszukiwać mieszkanie w poszukiwaniu swojej różdżki. Czułem się dziwnie zagrożony w tym miejscu. Bezbronny i osaczony. Zupełnie jakby ktoś podmienił moją podświadomość z jakimś gówniarzem.
Jeszcze bardziej zirytował mnie fakt, że większość szafek zamknięta jest na klucz, a wypowiedzenie zaklęcia Alohomora, w tej sytuacji nie zda egzaminu.
Bałem się.
Zwyczajnie się bałem.
Nie wiedząc nawet czemu tkwiłem w takim stanie... i to właśnie doprowadziło mnie do takiego stanu.
Nie robiłem nic, co każdemu organizmowi potrzebne jest do przetrwania. Nie jadłem, nie piłem, nie robiłem nic produktywnego. Po prostu nic.
________________________________
Teraz tak z innej beczki kochani💖
Jaki był wasz ship życia miedzy uczniami w hogwarcie? Liczę na wasze odpowiedzi w komentarzach!
Xx
Emily

🌹🥀Miłość jest jak róża- piękna, ale czasem bolesna ~ Severus Snape 🌹🥀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz