septem

1.9K 296 283
                                    

mam nadzieje, że się spodoba

ps zaczynamy wreszcie prawdziwe yuwinki aa

~

— Możecie mi powiedzieć, czemu znalezienie głupiego kawałka drewna zajęło wam ponad trzy godziny? Jesteśmy w lesie! — oburzył się Taeyong, patrząc na nich z politowaniem. Nie wiedział, co działo się w lesie i wolał się nie dowiedzieć. Chemia między Yutą i Sichengiem była wyczuwalna, mimo to najstarszy cicho liczył, że nic z tego nie wyjdzie. — Ich jest tutaj pełno.

— Skoro jest ich tak dużo, to czemu sam się po nie nie ruszyłeś?— mruknął pod nosem Yuta przewracając oczami.

— Skazać ich na śmierć!— krzyknął Taeil, podnosząc się z trawy i ruszając żwawo w ich stronę. Zatrzymał się jednak w połowie drogi, pod wpływem groźnego spojrzenia Yuty.

— Jeżeli się nie przymkniesz, to zaraz sam wykonam na tobie egzekucję— warknął ciemnowłosy, patrząc na niego srogo.

— Nikt nikogo nie będzie zabijał. Jeszcze. Nadal nie odpowiedziałeś mi na pytanie. Czemu aż tak się spóźniliście?

— Em — zająknął się Japończyk, patrząc niepewnie w stronę Sichenga. Blondyn był widocznie zestresowany i pełen obaw, że Yuta szczerze odpowie, wyjawiając, że poczuł się słabo podczas zadania.

Przecież wszystko zaczęło się układać, a taka informacja mogłaby wywrócić jego relacje z współobozowiczami do góry nogami.

Zresztą po jego "ataku" nawet Yuta zaczął się inaczej zachowywać. Aż bał się pomyśleć, co by było, gdyby reszta dowiedziała się o jego schorzeniu.

— Bardzo się staraliśmy, aby przynieść ten idealny! — klasnął teatralnie w dłonie, a Chińczyk odetchnął z ulgą. Dziękował w duchu Yucie za to, że tak szybko wymyślił coś, co mniej więcej miało sens.

— Tak, tak — Taeyong posłał mu spojrzenie pełne beznamiętności. — Nieważne. Mamy pień i to się liczy — spojrzał na konar drewna. — O! Abyście nie byli tacy zadowoleni, że nie zostaniecie ukarani za spóźnienie, to będziecie dzisiaj pełnić wartę. Całą noc — podkreślił. — Yuta, chodź — wskazał na niego palcem. — My mamy jeszcze jedną sprawę do obgadania.

~

Yuta i Sicheng punkt dwudziesta pierwsza stawili się w wartowni. Chociaż i tak o tej godzinie żaden głupiec nie zaatakowałby obozu. W środku tętniło jeszcze życie, a niebo było wciąż jasne.

Większość drużyny kumulowała się w środku wraz z zielonymi (i Kunem, który rzucał „jednoznaczne" spojrzenia w stronę Sichenga) i dopracowywali plan. Wszystko musiało pójść idealnie. Drugiej próby nie będzie.

Misja, w której miały wziąć udział wszystkie osoby z obu obozów, zaplanowana została na jutro. Yucie średnio przypadł do gustu ten pomysł. Nie podobała mu się idea pracowania z kimś z drużyny zielonych. Najpewniej rozmowa z tą osobą nie będzie szła mu za dobrze.

Sam określał się mianem specyficznej osoby, z którą trudno nawiązać kontakt.

Po kilkunastu minutach bezczynnego siedzenia i obserwowania obozu Sicheng zapytał go, czy może opowiedzieć mu jeszcze kilka historii z jego życia. Ciemnowłosy ochoczo pokiwał głową, od razu przypominając sobie śmieszne, żenujące i ciekawe sytuacje, jakie przytrafiły mu się podczas poprzednich obozów. Gdy już miał zacząć opowiadać o tym, jak Taeila goniły gęsi, Chińczyk przerwał mu i poprosił, aby poopowiadał bardziej o swoim normalnym życiu, jako zwyczajny Japończyk, który przyjeżdża na wakacje do Korei.

camp → yuwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz