vicesimum

1.2K 202 128
                                    

Gdy niebo zaczęło robić się coraz ciemniejsze, Yuta i Sicheng postanowili wstać z wilgotnej trawy i pójść na ognisko. Już z daleka było widać strzelające w górę płomienie, a hałas rozmów i muzyki z każdym krokiem robił się głośniejszy.

Yuta wziął blondyna za rękę i pociągnął go w stronę Chittaphona i Taeyonga, którzy siedzieli razem z Jungwoo, Doyoungiem i Taeilem. Reszta drużyny rozmawiała w swoich grupkach albo tańczyła do muzyki z magnetofonu, stojącego kilka metrów od samego ogniska. Oprócz tego electropopu, swoje popisy dawał również Yoonoh, razem z Tzuyu i jednym z druhów – Hyukjae, przygrywający typowe ogniskowe piosenki. Czasami dołączał się do nich Renjun, który był znany z niesamowitego głosu, choć na obozy jeździł dopiero drugi rok.

— Wreszcie przyszliście — Chittaphon zaśmiał się pod nosem, robiąc miejsce dla nowo przybyłych.

— No wreszcie — Taeyong przewrócił oczami.

Yuta już otwierał usta, aby odpowiedzieć żartem na słowa czerwonowłosego, ale do ich kółka wpadł Mark, trzymający papierosa między wargami.

— Gracie z nami w butelkę? — zapytał się i pokazał na grupkę siedzącą po drugiej stronie ogniska.

— Ja i Sicheng pasujemy — odpowiedział od razu Japończyk, łapiąc swojego chłopaka za rękę.

— W sumie ja mogę pójść — powiedział Doyoung, wstając z wydeptanej trawy.

— Ja też.

— I ja — dodał Taeil, goniąc Jungwoo, który wstał kilka sekund przed nim.

— A wy? — spytał Mark, wyciągając papierosa z ust.

— Ja-

— Myślę, że razem z Chittaphonem też spasujemy — Taeyong przerwał niższemu chłopakowi i uśmiechnął się sarkastycznie w stronę Marka.

— No jasne, nie spinaj się — chłopak uniósł dłonie w obronnym geście. Włożył papierosa do ust, a potem odszedł do wspomnianej grupki.

Yuta oparł głowę na klatce piersiowej Sichenga i zwrócił swoją twarz w jego stronę, uśmiechając się delikatnie. Ich spojrzenia się spotkały przez chwilę, a Japończyk dostrzegł małe gwiazdki w oczach blondyna.

— Fuj, jesteście ohydni — powiedział Taeyong. Para szybko się od siebie oderwała. — Żartuje, ale może byście pogadali z nami przez chwilę, hm? — zapytał ze śmiechem.

— Uch — Sicheng westchnął cicho. — A co to właściwie ta gra w butelkę?

Yuta zmarszczył brwi.

— Jest butelka na środku — zaczął Japończyk. — Jedna osoba kręci i daje wyzwanie osobie, na która wypadnie. Zazwyczaj chodzi o całowanie kogoś albo inne głupie rzeczy. Jak się nie wykona zadania to trzeba ściągnąć jakąś część garderoby.

— Brzmi ciekawie — Sicheng zaśmiał się pod nosem. — To czemu Chittaphon nie mógł iść?

Pozostała trójka wymieniła się spojrzeniami między sobą i prychnęła prawie w tym samym momencie.

— Oj, Sisi — mruknął Yuta.

~

Zrobiło się już całkiem ciemno. Najmłodsi obozowicze zostali oddelegowani do spania. Muzyka, która towarzyszyła im cały czas, zwolniła. Po wybiciu północy zrobiło się chłodniej, tak że cała drużyna szarych musiała założyć koszulki. Nieprzyjemny wiatr rozdmuchiwał żarzące się ognisko i szeleścił liśćmi.

Sicheng szukał swoich wśród tłumu. Yuta na chwilę zmył się do namiotu, aby przynieść dodatkowy koc i latarkę. Za to blondyn rozglądał się na wszystkie strony, szukając znajomych twarzy. Mark wypił o jedno piwo za dużo i już od pół godziny leżał na Youngho, śmiejąc się pod nosem ze swoich głupich żartów. Gitara Yoonoha leżała na wyciągniecie ręki, a on rozmawiał z Tzuyu, która grała kilka akordów na krzyż. Przy ognisku nie mogła panować głucha cisza. Taeil i Doyoung tańczyli razem z lekko wstawionymi druhami. Jungsoo i Hyukjae podrygiwali w rytm muzyki z przymkniętymi oczami, wciąż jednak pilnując, co się dzieje przy ognisku.

camp → yuwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz