novemdecim

1.4K 206 53
                                    

— T-tak — syknął. — Nie musisz się mart-twić — westchnął, a potem wymusił uśmiech.

Yuta pokręcił głową nieprzekonany i uklęknął zmartwiony przed chłopakiem. Spojrzał mu prosto w oczy, które pokazywały jedynie jego ból. Widział Sichenga w takim stanie już kilka razy, ale każdy następny bolał go jeszcze bardziej. Wiedział, że będzie musiał się nauczyć z tym żyć, jeśli planuje dłuższy związek z Chińczykiem. A nie na razie miał zamiaru go kończyć.

— Masz ze sobą leki? — zacisnął dłonie na jego kolanach.

Sicheng tylko pokiwał głową twierdząco i wskazał na plecak, który leżał obok nogi krzywego stolika. Jego oddech przyśpieszył, co jeszcze bardziej zestresowało ciemnowłosego. Czasami wydawało mu się, że sam przeżywa całą sytuację bardziej niż Chińczyk. Starając się zachować zimną krew, podszedł do zielonego plecaka i wyciągnął z pierwszej kieszeni okrągłe pudełeczko z tabletkami.

— Chcesz coś do popicia?

— Nie, dzięk-kuje — mruknął Sicheng i chwycił pudełeczko z tabletkami.
Drżącymi palcami wyciągnął jedną i szybko połknął.

— Połóż się na chwilę, dobra? Pomogę Ci zawiesić te lampki — Yuta ponownie kucnął obok Sichenga i pokazał mu jedną stronę kanapy.

— P-poradze s-s-sobię, naprawdę — pokręcił głową, ale mimo wszystko ułożył się na prowizorycznej sofie. — Ale za chwilę.

— Dla mnie to nic, wiesz, że to tylko chwila, gdy zrobimy to raz…

— Nie, Yuta, nie — powiedział stanowczo. — R-rozumiem, że jestem od ciebie słabszy f-fizycznie, ale z t-takimi prostymi cz-czynnościami d-dam sobie radę — zmarszczył brwi. — Zrobię to, za chwi-ilę.

Japończyk tylko pokiwał głową. Faktycznie, Sicheng miał rację. Nie może go przecież niańczyć całe życie. Nie może go w ogóle niańczyć! Czasami chciał mieć nad wszystkim kontrolę. Chciał wiedzieć jak się czuje, co robi, czy może mu pomóc, aby w żadnym wypadku nic się nie stało.

Chińczyk chwilę później wstał z kanapy, a potem wspiął się i ustawił w pozycji, w której znajdował się wcześniej, aby przywiesić lampki. Wyglądał już lepiej. Jego twarz wróciła do normalnych kolorów, a w oczach pojawiły się znajome iskierki.

Przyklejał girlandy za pomocą srebrnej taśmy klejącej do drewnianej, trochę spróchniałej ściany. Ciężko było to zrobić estetycznie, jednak przy zwykłej, przeźroczystej taśmie nie trzymały się i spadały.

Yuta wrócił do swojej części pracy. Mark ześliznął się ze sztandaru i podszedł do okienka.

— Sprawdź, czy wszystko działa — poklepał belkę, która miała robić za parapet.

— Mhm — mruknął pod nosem i wziął wajchę do ręki.

Wszystko poszło po ich myśli. Szlaban sprawnie podniósł się do góry, a potem delikatnie opadł na drewniane podpory. Zrobili kilka prób, aby upewnić się, czy szlaban przypadkiem nie spadnie komuś na głowę albo nie złamie palców przy opuszczaniu. Gdy wszystkie próby się udały, Mark przybił z Yutą piątkę i zeskoczył z okna do środka wartowni.

— Ładnie tutaj — zachichotał i rozejrzał się.

— Dobra, ja spadam. Zaraz jest kolacja. Wy też wracajcie. — pomachał ręką i wyszedł z drewnianego domku.

Yuta pokręcił głową ucieszony i spojrzał w stronę Sichenga.

— Czemu się tak szczerzysz? — zapytał się Japońsczyk, po czym dosiadł się do chłopaka.

camp → yuwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz