virgintiduo

1K 183 101
                                    

Bose stopy Sichenga stykały się z zimnymi kafelkami podłogi. Ubrany był tylko w szpitalną koszulkę i krótkie dresowe spodenki. Mimo że na jego oddziale panowała bardzo niska temperatura przez wiecznie włączoną klimatyzacje, chłopak czuł jak ciepło rozlewa się po jego ciele. Szczególnie w okolicach jego serca. I nie, nie był to ból, którego zwykle doświadczał - były to małe motylki, łaskoczące i rozpierające go radością.

Zbliżała się siedemnasta. Jego oczy wodziły wzrokiem za wskazówkami zegara, który powoli tykał na ścianie obok stacjonarnego telefonu.

Minusem rozmów przez telefon w szpitalu jest zero prywatności - jedyny dostępny na oddziale znajdował się na korytarzu, blisko wyjścia. Teoretycznie każdy mógł słyszeć cudze rozmowy, ale nikogo to nie obchodziło. W końcu każdy miał swoje ważniejsze sprawy.

Nagle telefon wydał z siebie znajomy dźwięk. Sicheng natychmiast podniósł słuchawkę. Uśmiechnął się na dźwięk znajomego głosu.

— Hej, daarin.

— Cześć — powiedział niepewnie, marszcząc brwi..— Dziwnie się z tobą rozmawia przez telefon.

— Też wolałbym cię widzieć i móc przytulić, dać buziaka... — Yuta chrząknął.

— Oj, zawsze słodzisz...

~

Ten dzień zapowiadał się dla Yuty okropnie. Rok szkolny zaczął się już dwa miesiące temu, a on nadal spóźniał się na pierwsze godziny, ponieważ wciąż zapominał nowego planu lekcji. Na dodatek Sicheng po raz pierwszy odwołał ich codzienną, godzinną rozmowę przez telefon. Japończyk nie miał nawet siły pytać dlaczego.

Szurał nogami o szkolną podłogę, przechadzając się korytarzem podczas długiej przerwy. Oczy miał skierowane ku paskudnej wykładzinie, a w uszach tkwiły słuchawki, podłączone do komórki schowanej w kieszeni bluzy. Słuchał starych, romantycznych piosenek. Nawet nie pamiętał, kiedy stał się taki sentymentalny i ckliwy, ale te piosenki przypominały mu o Sichengu. O jego uśmiechu, zawsze wesołych oczach, delikatnych dłoniach, czerwonych policzkach...

To nie tak, że ich związek się źle układał. Wyglądał jak każdy normalny, zdrowy związek. Ale odległość i trudność w komunikacji były przeszkodą, z którą czasem trudno było walczyć.

— Oj, przepraszam — powiedział Yuta, gdy nagle na kogoś wpadł.

Już zamierzał nie podnosić wzroku i po prostu wyminąć przeszkodę, jednak głośne, niskie, a przede wszystkim znajome chrząknięcie wybiło go z zamyślenia. Japończyk niepewnie podniósł wzrok, natychmiast wyjmując słuchawki z uszu.

— Boż-... To znaczy, przepraszam bardzo, panie Kobayashi — chłopak powiedział na jednym tchu. — Zamyśliłem się i nie zauważyłem pana, i — Yuta urwał w pół zdanie, gdy zauważy plakat, który mężczyzna próbował zawiesić. „Wymiana językowa z Koreą"...

— Dobrze, nic się nie stało, tylko następnym razem uważaj — mężczyzna odpowiedział swoim niskim, mrożącym krew w żyłach głosem, marszcząc przy tym krzaczaste brwi.

Jednak Yuta go już nie słuchał. „Wymiana językowa z Koreą" powtórzył w myślach. Przecież to ułatwiłoby mu kontakt z Sichengiem i pozwoliło go widywać chociaż raz w tygodniu! Mógłby uczyć się na przerwach i całe popołudnia spędzać w objęciach chłopaka...

— Pomóc panu w rozwieszaniu plakatów? — zapytał, gdy tylko wyrwał się ze swoich myśli.

— Nie, poradzę sobie. — nauczyciel uśmiechnął się tak krzywo jak przypinał plakat.

camp → yuwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz