octodecim

1.6K 215 55
                                    

— Nie chciałem wam przeszkadzać — mruknął pod nosem Sicheng, a potem złapał dłonią jedną część wejścia od namiotu.

Yuta zrzucił ze swojego ciała Chittaphona, który upadł na niewygodne, mokre deski obok kanadyjki Japończyka, wydając z siebie głośne syknięcie i podbiegł do swojego chłopaka. Złapał go za rękę, aby nie uciekł z namiotu, jednak Sicheng nieświadomie pociągnął za sobą bruneta. Nie chciał wynosić tej sprawy do całej drużyny, ponieważ wtedy zostałby niesłusznie nazwany dupkiem.

Ciemnowłosy poczuł jak traci grunt pod nogami. Obaj spadli na wydeptaną trawę przed swoim namiotem. Yuta poczuł jak kolano Sichenga wbija mu się boleśnie w brzuch, jednak tym się nie przejął, musiał wyjaśnić mu kilka spraw. Aby chłopak nie zaczął się szamotać to wziął obie jego dłonie i przyszpilił jego nadarstki do ziemi.

— Posłuchaj mnie — powiedział. — Do niczego nie doszło.

— Widziałem coś innego... — pokręcił głową nieprzekonany.

— Chittaphon po prostu przyszedł się spytać o to wszystko, co się dzieje — zaczął się tłumaczyć, co jakiś czas kręcąc głową. — Potem zaczął się ze mnie śmiać, więc musiałem go jakoś uciszyć i ukarać jednocześnie, a łaskotki to najskuteczniejsza broń na niego!

Sicheng uśmiechnął się pod nosem. Wystarczyło pierwsze zdanie i mógłby zapomnieć o tym wszystkim, jednak chciał się jeszcze trochę pozgrywać obrażonego. Chciał zobaczyć, jak Japończyk się zachowa. Ufał Yucie, więc mógł się spodziewać, że cała ta sytuacja była przypadkowa i była jedynie jego nadinterpretacją.

— Ta — przewrócił oczami, ale chwilę później wybuchnął śmiechem.
— Głupku — prychnął Japończyk i dotknął palcem nosa Sichenga. — Już się martwiłem, że
posądzasz mnie o jakieś dziwne rzeczy.

— Ja? — zaśmiał się pod nosem.

Yuta pochylił się nad blondynem i złączył ich usta w delikatnym pocałunku. Był tak delikatny, że Sicheng ledwo czuł usta bruneta na swoich, jednak nie zmieniało to faktu, że ta chwila była idealna w każdym najmniejszym calu. W tym momencie nie obchodziło ich to, że Taeyong patrzy na nich ze zdziwieniem, odkładając kartki papieru na stoliczek, a Mark i Donghyuk przestają szeptać i skupiają na nich swoją całą uwagę.

~

— Jak mamy tu niby grać w siatkówkę? — zapytał się Taeil, trzymając trzykolorową piłkę pod pachą.

Taeyong zwołał ich, aby przed remontem głównej wartowni mogli chwilę odsapnąć i zająć się czymś przyjemnym. Druh udostępnił im „boisko" zbudowane przez jedną z młodszych drużyn. Przed nimi stała zgrabna konstrukcja złożona z siatki rybackiej powieszonej między dwoma, oddalonymi od siebie o około cztery metry konarami. Wszystko było zabezpieczone grubymi sznurami i srebrną taśmą.

— Nie wygląda to tak źle — Yoonoh podrapał się po potylicy.

— Dobra, stop marudzenia — zaklaskał w dłonie Taeyong.─ Zacznijmy grać, bo pod wieczór musimy wrócić do remontu głównej wartowni.

Gra się zaczęła. Nikt z nich nie był dobry w grze, jedynie Yoonoh uczęszczał kiedyś na treningi, jednak po kontuzji kolana musiał przestać, więc oszczędzał się podczas rozgrywki. A do tego nie chciał wykorzystać swojej przewagi, aby nie zepsuć gry. Gra w większości polegała na niezgrabnym odbijaniu piłki, prowokowaniu przeciwników i na śmianiu się ze sobą nawzajem. Nikt nie przejmował się tym, jak wygląda, oraz czy ktoś oceni go za źle odbitą piłkę.

— No dajesz Yuta — zaśmiał się pod nosem Chittaphon, który dołączył do nich, aby mogli grać bez zmieniania się przed nieparzystą liczbę osób w drużynie.

camp → yuwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz