octo

1.9K 311 176
                                    

kocham wasze komentarze

ps podziwiam osoby za zdolności stalkerskie, które znalazły mnie nawet na facebooku ;-00 

~

Mark i Taeil równo o dwunastej wpadli z wielkim hukiem do namiotu. Yuta wstał godzinę temu i zajął się czyszczeniem narzędzi, aby przestać myśleć o sytuacji, która miała miejsce wczorajszej nocy. Nadal, gdy wracał myślami do tamtego czasu w jego sercu rozpływało się ciepło, ręce zaczynały się delikatnie pocić, a policzki nabierały rumianej barwy. Za to Sicheng, delikatnie obudzony przez Japończyka kilka minut przed zakończeniem warty, leniwym krokiem przeszedł w stronę namiotu, aby paść na łóżko. Bedąc wtulonym w ramię ciemnowłosego praktycznie w ogóle nie spał. Jego serce biło trzy razy szybciej niż powinno, a przyjemny zapach, którym pachniała koszula starszego jeszcze bardziej mącił mu w głowie.

— Wstawać lenie, koniec spania! — prawie wykrzyknął Mark.

Sicheng gwałtownie poderwał się z łóżka, spoglądając z oburzeniem na dwóch chłopaków, którzy z głupkowatymi uśmiechami na twarzy opierali się o jedną z ich szafek.

— Już wstaliśmy, jak widzicie — mruknął Yuta, odwracając wzrok od Sichenga, gdy ich spojrzenia się napotkały. — Teraz możecie wyjść. Przyjdziemy za piętnaście minut — ponaglił ich chłopak.

— Nie, nie, nie! — klasnął w dłonie Taeil.

— Mamy już przydzielone zadania dla was — wyjaśnił Mark. — Zaspaliście na zbiórkę, więc muszę wam je przekazać. Yuta, ty musisz skończyć szyć naszą zapasową flagę, ponieważ poprzednia się... zepsuła?

— Co zrobiliście z moją flagą? — warknął gniewnie.

— Flarę. Zrobiliśmy flarę. A teraz to nie jest ważne — zaśmiał się Mark. — Skończysz to robić i masz już wolne. Za to Sicheng będzie musiał pomóc przy zawieszaniu przynęty obok czerwonych. Razem z Chittaphonem — spojrzał na Chińczyka. — Bądźcie gotowi za piętnaście minut. Chittaphon czeka już w namiocie Taeyonga.

Yuta głośno westchnął, spoglądając z rozżaleniem na wychodzących chłopaków. Wiedział, że Taj nie powstrzyma się od porozmawiania z Sichengiem na jego temat, więc powinien już przygotowywać wymówkę, czemu Chittaphon pyta go o tyle rzeczy.

— Kto to Chittaphon? To nie jest koreańskie imię, nieprawdaż?

— Za niedługo się dowiesz. On nigdy nie zamyka ust.

~

— Teraz przenieś to — wskazał palcem pień. — Tutaj — pokazał miejsce obok siebie. — Będziemy go zaraz mocować — stwierdził Chittaphon.

Sicheng pokiwał energicznie głową i podszedł do konaru. Tak samo jak w lesie z lekkim trudem chwycił do rąk drewno. Lekko się zachwiał, ale nadal z jego twarzy nie schodził szeroki uśmiech. Pierwszy krok, który wykonał z ciężarem w dłoniach był bardzo niepewny, za to następne pokonał już z łatwością. Chwilę później pień znajdował się w wyznaczonym miejscu.

Taj spojrzał na konar, drapiąc się po głowie. Obrócił go na drugą stronę, jeszcze raz mrużąc oczy i uważnie się zastanawiając. Potem na jego twarzy zagościł uśmiech, klasnął w dłonie. Drobne ręce Chittaphona pochwyciły linę, a potem dokładnie obwiązały nią pień z dwóch stron. Chwycił drugi koniec sznura i zrobił z niego niewielką pętelkę.

— Nikt nie sprawiał ci problemów przez to, że nie jesteś z Korei? — zapytał w pewnym momencie Sicheng.

Taj zmarszczył brwi.

camp → yuwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz