decem

1.7K 306 59
                                    

Zgadnijcie kto właśnie kupił bilety na musicbank pod samą sceną i za 10 dni jedzie na warsztaty taneczne z minsungiem? (ja)


macie rozdziałki, hihi

~


Deszcz obijał się o namiot, ruszając jego dachem. Dźwięk, który dudnił w uszach Yuty i Sichenga stawał się nieprzyjemny. Japończyk zasnął trochę po drugiej z książką w ręku, kompletnie nie przejmując się panującą pogodą. Blondyn natomiast nie potrafił zmrużyć oka nawet na sekundę, kiedy czuł jak burza przechodzi nad jego głową. Każdy grzmot przyprawiał go o dreszcze, a światło błyskawic, które było widoczne przez cienkie ściany namiotu jeszcze bardziej pogarszały jego stan. Nigdy nie bał się różnych zjawisk pogodowych, ale wtedy zawsze był zamknięty w bezpiecznym budynku, a nie okryty szmatą, zawieszoną na kilku metalowych prętach.


— Yuta? — zapytał się bardzo cicho chłopak, sprawdzając, czy ciemnowłosy śpi.

Japończyk delikatnie rozchylił oczy, przewracając się na prawy bok, aby dobrze widzieć Sichenga. Od zawsze miał bardzo delikatny sen i nawet ciche pomrukiwania chłopaka przez sen czasami go budziły. Dobrze, że nie rozumiał chińskiego, ponieważ mógłby się zdziwić, o czym śni chłopak. Blondyn uśmiechnął się nieśmiało, patrząc prosto w oczy swojego przyjaciela.

— Mogę położyć się z tobą? Boje się tej bu-u-urzy — zadrżał pod koniec, ponieważ głośny grzmot rozległ się po obozowisku.

— Ja-jasne — uśmiechnął się niepewnie chłopak, czując jak serce obija mu się o klatkę piersiową. Powinien tak reagować na normalną propozycję?

Sicheng bardzo powoli wydostał się ze swojego śpiwora, jakby bał się, że piorun dosięgnie go nawet przez nietrwałą osłonę namiotu. Przetarł oczy, a potem skierował się na kanadyjkę Yuty. Ciemnowłosy odpiął swój śpiwór, pozwalając Chińczykowi delikatnie wejść do środka.

— Tak może być? Nie przeszkadza Ci coś? — zapytał cicho blondyn, odwracając twarzą do Yuty.

— N-nie — mruknął. — Jest wszystko dobrze.

Yuta chciał się obrócić w drugą stronę, aby nie krępować blondyna, jednak jego plany zostały pokonane przez dłoń Sichenga, która zacisnęła się na jego koszulce. Jedna noga chińczyka przekroczyła pas chłopaka, a on sam delikatnie przybliżył się do Japończyka, wtulając się w jego ramię.

— Mówiłem, że się rozpycham? Ups...

Ciemnowłosy starał się, aby jego śmiech zabrzmiał jak najbardziej naturalnie, jednak Sicheng łatwo wyczuł w nim stres. Postanowił się tym nie przejmować, jedynie zamknął oczy i w bezpiecznych ramiona Yuty zasnął jak jeszcze nigdy.

Za to w głowie Japończyka toczyła się wojna. Co Sicheng do niego czuje? Czemu teraz jest taki pewny, a przy innych się od niego odsuwa? Może się wstydzi? To czemu nie wstydzi się, gdy są sami? Miał miliard pytań na których odpowiedzi sam nie znajdzie. Będzie musiał wykonać pierwszy krok, aby zdobyć te informacje.

Wejście od namiotu się rozchyliło, a zza niego wychylił się Mark i Taeil, którzy weszli do środka. Chłopcy byli cali przemoczeni, ponieważ dalej padało, a oni mieli za zadanie obudzić wszystkich i poinformować, że na dzisiaj wszystkie plany zostały odwołane.

Wybiła godzina dziesiąta, dlatego wyruszyli, aby obudzić wszystkich. Kilka razy zostali zwyzywani i „proszeni" o natychmiastowe opuszczenia namiotu, ponieważ po wczorajszej nocy niektórych bolała głowa. I nie tylko. Miejsce, gdzie mieszkał Yuta i Sicheng było najbardziej oddalone od środka obozu, dlatego trafili do nich na końcu.

— Myślisz, że ze sobą spali? — szepnął Taeil, patrząc na przytulonych chłopaków.

Sicheng i Yuta nie zmienili pozycji od czasu, gdy blondyn wślizgnął się do śpiwora. Może przez brak miejsca, a może dlatego, że Japończyk kurczowo trzymał chłopaka w ramionach, jakby chciał obronić go przed całym światem.

— Wiesz, wczoraj było gorąco pod koniec — zaśmiał się głupio Mark.

— Ale są w koszulkach... myślisz, że nie mają spodni?

— Jak ze sobą spali to jakim cudem mogliby mieć na sobie spodnie? — Mark klepnął w potylicę Taeila, aby pokazać jak nieinteligentny jest. — Głupi jesteś. Lepiej sprawdź.

— Jak? — zmarszczył brwi.

— Bierzesz śpiwór i podnosisz do góry, sprawdzając czy są ubrani czy nie — pokręcił głową z niedowierzaniem.

— Fuj... Ale dobra, jak będą nadzy to masz u mnie przysługę.

Taeil zbliżył się do kanadyjki Japończyka, niepewnie spoglądając w jej stronę. Nie był przekonany, czy to dobry pomysł. Mark powiedział, że ma spróbować, więc czemu tego nie zrobić? Zawsze mu ufał, mimo tego, że średnio go lubił.

Już miał dotknął śpiwora, gdy jego nadgarstek złapała dłoń Yuty. Zacisnęła się na nim trochę za mocno, więc chłopak pisnął z bólu, a na jego twarzy pojawił się grymas. Ciemnowłosy spojrzał na nich wrogo.

— Nie dotykaj. Nie jesteśmy nadzy. Nie spaliśmy ze sobą — warknął zły Japończyk. — To, że wasze mózgi są ograniczone do seksu to nie moja wina, ale ja staram się myśleć jak człowiek. A do tego nie jesteśmy razem, a Sicheng nie jest gejem.

— Co ja... — Chińczyk podniósł głowę z klatki piersiowej Yuty.

— Przepraszam... — mruknął skrępowany Taeil.

— Po co przyszliście? — zmrużył oczy Yuta, spoglądając to na Marka, to na Taeila.

— Tylko powiedzieć, że wszystko jest dzisiaj odwołane i nie musicie się nigdzie śpieszyć — wzruszył ramionami Mark i pomachał do Taeila, aby ten podszedł do niego.

Niezadowoleni z obrotu sytuacji, rozpięli wejście do namiotu, a potem powoli z niego wyszli, głośno prychając.

— A do tego. Widzieliście, żeby ktoś uprawiał seks w koszulce? — zaśmiał się Yuta, machają do Taeila, który patrzył na niego przez lukę jeszcze niezapiętego wejścia do namiotu.

— Jaki seks... w jakiej koszulce... — mruknął rozespany Sicheng.

Chińćzyk przetarł oczy, a potem spojrzał najpierw na ubranie Yuty, a potem na swoje, marszcząc brwi w geście skupienia. Jego mózg nadal był zaspany. Chwycił śpiwór, podniósł do góry i spojrzał do środka.

— Co ty robisz...

— Ja tylko sprawdzam czy my nic... — zaśmiał się głupkowato Sicheng.

Yuta i Sicheng jeszcze chwilę leżeli, co chwilę wzdychając, narzekając na pogodę i mówiąc jak bardzo ich dzień będzie przez nią popsuty. Potem ciemnowłosy wygonił chłopaka pod pretekstem „ruszenia tyłka i zrobienia czegoś pożytecznego". Chińczyk więc pochwycił swój szkicownik, do którego nie zaglądał od początku obozu. Normalnie nie odrywał od niego nosa, więc trochę stęsknił się za zapachem dobrego papieru i gumki do mazania. Leniwie usadowił się na swojej kanadyjce, przykrył kocem i zaczął szkicować pierwszą rzecz, która przyjdzie mu do głowy. W większości to były przedmioty, które leżały przed nim. Butelka wody, zapalniczka, nóż,

Yuta za to poszedł do namiotu obok po torebki herbaty i ciepłą wodę. Gdy zobaczył uśmiechnięte oczy Sichenga, gdy powiedział, że może zrobić im coś ciepłego do picia to nawet deszcz, który bił mu po karku nie robił większego wrażenia. Wrócił z dwoma wypełnionymi kubkami do namiotu. Jeden wręczył Chińczykowi, za to drugi postawił na półeczce obok swojej kanadyjki. Wziął książkę do ręki i zagłębił się w lekturze.

Wcześniej puścił z radyjka, które wziął z domu piosenki. Gdy leciało Black in Black od AC/DC podrygiwał i cicho nucił piosenkę, jednak gdy włączyło się Bohemian Rhapsody od Queen zaczął cicho śpiewać. Chińczyk powiedział, że ma bardzo ładny głos, a ten jedynie oblał się rumieńcem i cicho podziękował.

Yuta nawet nie zorientował się kiedy zasnął. Przez noc prawie nic nie spał, z obawą, że obudzi Sichenga, a ten się od niego odsunie. Do tego, jego serce przyśpieszało, gdy spoglądał na jego spokojną twarz, która mówiła jedynie o tym, że jest bardzo zrelaksowany. Wtedy przyglądał mu się i cieszył wzrok, patrząc jak przystojny jest.

Książka znalazła się na jego klatce piersiowej, głowę opadała mu do przodu, a on z przymkniętymi oczami, oddychał bardzo równomiernie.

Sicheng po kilkunastu minutach zorientował się, że jego towarzysz śpi. Zobaczył jego spokojną twarz, która delikatnie przykryta przez ciemne włosy, była oparta o jego klatkę piersiową. Łagodny uśmiech, który nie wyrażał żadnych negatywnych emocji. Chłopak mimowolnie uśmiechnął się do niego, wiedząc, że Yuta tego nie odwzajemni.

Chińczyk postanowił go narysować. Przesiadł się bliżej, aby mógł lepiej widzieć. Zaczął tworzyć kontury, co jakiś czas komplementując go w myślach. „Ale ma ładną szczękę!", „jego nos jest tak idealnie proporcjonalny", „jakim cudem ma tak dobrze wykrojone usta?". Co jakiś czas podrygiwał do piosenki, która leciała z radyjka. Zaczął dostrzegać szczegóły jego piękna, których wcześniej nie widział. Gdy skończył obrys, zajął się nadawaniu twarzy wyrazu. Dodawał cienie, szczegóły. Poprawiał papierową wersję Yuty. Nadal nieprzekonany kręcił głową, widząc, że jego rysunek nadal nie oddaje całkowicie przystojnej twarzy Japończyka.

— Co robisz? — chłopak nagle otworzył oczy. Od dłuższego czasu nie spał, ale nie chciał przeszkadzać Chińczykowi w tym co robi.

Sicheng podskoczył na swoje kanadyjce, szybko zamykając szkicownik. Cały się zarumienił, a na jego twarz wkradł się nerwowy uśmiech. Odłożył ołówki na bok i spojrzał na Japończyka.

— Nic szczególnego — chciał zabrzmieć jak najbardziej naturalnie. — Rysuje sobie.

— Pokaż — zmarszczył brwi rozespany chłopak.

Chińczyk zarumienił się mocniej. Wahał się przez chwilę, czy ma pokazać obrazek Yucie, jednak stwierdził, że po poprawkach całkiem ładnie mu wyszło, więc nie ma się czego wstydzić. Chwycił szkicownik do ręki, otworzył go, a potem przekartkował na ostatnią zarysowaną stronę.

— Tylko nie oceniaj. Uczę się jeszcze — powiedział, a potem podał zeszyt Japończykowi.

Chłopak przyjrzał się rysunkowi. Zmarszczył brwi, przymrużył oczy, obrócił szkicownik kilka razy.

— To ja? — zapytał.

— Mówiłem, że nie rysuje jeszcze za dobrze — zarumienił się jeszcze bardziej (o ile tak się jeszcze da).

— Nie.. Nie... Nie o to chodzi — pokręcił głową, jeszcze raz spoglądając na rysunek. — To jest śliczne. Nie sądziłem, że jestem taki przystojny — uśmiechnął się delikatnie, co jakiś czas odrywając wzrok od obrazka, aby spojrzeć Sichengowi w oczy.

— On i tak nie oddaje twojego piękna — powiedział bardzo szybko, czując, że zaraz spłonie ze wstydu.

Yuta otworzył szerzej usta, próbując coś powiedzieć, ale jedyne co wydobyło się z jego ust to ciche „eee", a potem „yyyy". Zamknął je, uważnie patrząc na czerwoną twarz Sichenga.

camp → yuwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz